Translate

sobota, 29 października 2016

GOT7: "Kwiat Lotosu" Rozdział 1

  Pewna młoda dziewczyna w błękitno-różowym hanboku o mlecznej skórze z pełnymi ustami i długimi, ciemnymi włosami, spacerowała po dziedzińcu. Z przodu miała włosy spięte, a z tyłu puszczone. Od razu było widać, że to panienka z dobrego domu. Służba ją mijała witając się. Koreanka za każdym razem uśmiechała się szeroko i chodziła w kółku przed główną bramą do królestwa. Przed tą bramą dalej znajdowała się dalsza część stolicy. Wioska w której mieszkają chłopi, muzycy, sprzedawcy i wiele innych ludzi. Natomiast w królestwie znajdowała się jeszcze jedna brama. Wielka i ozdobna. Przeważnie zawsze zamknięta. Za nią znajdował się pałac króla.
 Wracając do naszej bohaterki, wciąż cały czas spacerowała, jakby na kogoś czekała. Nagle do królestwa przyjechał młodzieniec na koniu wraz z dwoma żołnierzami. Był to książę Jb. Syn króla Munseonga dynastii Joseon oraz królewskiej konkubiny Subin z klanu Pak. Dziewczyna widząc go szybko schowała się za krzakiem przykucając. Zachwycona nim obserwowała go, a jej serce szybciej biło.
 - Ładnie to tak podglądać Hanna? - Usłyszała za sobą głos i przestraszyła się. Zobaczyła kto to i kamień spadł jej z serca. Złapała się za pierś.
 - Aigoo~ Przestraszyłeś mnie głupku~ - Uderzyła go lekko w ramię
 - G-głupku? Jak nazywasz księcia?! - Oburzył się
 - Ciiii~ Bo jeszcze nas usłyszy - Wyszeptała wracając do podziwiania księcia.
 - Co za dziewucha~ - Naburmuszył się.
 - Nie zapominaj, że jestem od ciebie starsza Jackson - Jackson jest księciem. Synem króla Munseong i królewskiej konkubiny Subin, tak samo, jak jego starszy brat Jb. Zaczął ją przedrzeźniać.
 - Jackson~!
 - Jackson~!
 - Jesteś nie znośny - Prychnęła.
 - Lubię się z tobą po prostu przekomarzać - Szturchnął ją palcem w bok, aż podskoczyła. Znów uderzyła go w ramię, a ten udawał, że go bardzo boli.
 - Bardzo śmieszne - Udawała, że jest zła nie umiejąc zakryć to, jak bardzo ją rozśmiesza.
 - Nie wiem co ty widzisz w moim bracie...
 - Jest inteligenty, męski, przystojny, dostojny...
 - Wredny, zachłanny...
 - Oj Jackson~ - Zaśmiała się .
 - Chyba braci pomyliłaś - Poruszał brwiami.
 - Aish! - Odepchnęła go.
 - Chcesz, żeby znowu cię wyrzucili za podglądanie księcia?
 - A chcesz jeszcze żyć?
 - Grozisz księciu!
 - Straszne rzeczy.
 - Ty!
 - Uspokoicie się? - Za nimi stał książę Jb. Zmarli powoli się odwracając.
 - W-wasza wysokość - Powiedziała zaskoczona.
 - Do niego wasza wysokość, a ja to co?
 - Ty byś za dużo chciał
 - Cisza! - Zamilkli - Wstydziłbyś się Jackson wciągać panienkę w krzaki.
 - C-co? - Zapytał zaskoczony.
 - Zboczeniec.
 - To nie tak! - Jb poszedł, a Hanna zaśmiała się - Wyszedłem na zboczeńca.
 - Tutaj jest panienka! Wszędzie panienkę szu... - Podbiegła służąca. Zaniemówiła, kiedy zobaczyła Hannę z księciem w krzakach - Nie powinna panienka siedzieć w krzakach z księciem - Złapała ją za rękę i pociągnęła.
 - To nie tak Chaerin~
 - Jak potem generał panienkę za mąż wyda? Idziemy - Zabrała ją. Jackson wstał i otrzepał swoje szaty patrząc, jak służąca szybko zabiera Hannę od niego. Uśmiechnął się szeroko i poszedł cały czas myśląc o niej.

* Pamiętam, jak parę lat temu ją poznałem. Wszyscy się zgromadziliśmy w sali tronowej, gdyż król, mój ojciec miał przywitać generała Sado, rodzinę Seong. Stałem razem z moimi dwoma braćmi. Tak, jest nas trzech. Ja, mój straszy brat Jb i najstarszy z nas, książę koronny Youngjae. Syn królowej Wonbin. Staliśmy w trójkę z boku obok króla i jego żon. Do sali wszedł gwałtownie generał w swojej zbroi. Po chwili dołączyła do niego jego żona z córką. Wpatrywałem się w córkę generała, która w ogóle mi nie przypominała jego córki. Delikatna, spokojna Hanna. Ciężko było na nią nie patrzeć. Moje serce od razu szybko zabiło. Byłem nią tak zachwycony, że gdybym był zwierzęciem i miał ogon, oj merdał był. Chociaż w sumie... Wtedy Jb zasłonił mnie swoją szatą i powiedział: " Nie kompromituj się ". Jedynie zaczerwieniłem się przełykając nerwowo ślinę. Nagle odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się, a ta zawstydzona spuściła wzrok. To było urocze. Wtedy zdałem sobie jednak sprawę, że nie spojrzała się na mnie tylko na Jb. Zawsze w cieniu starszego brata. Chciałbym, żeby kiedyś przestał być taki surowy i traktował mnie jak brata. A Hanna? By kiedyś chociaż raz spojrzała na mnie, jak patrzy na niego. "Jackson"* 


 - Nie możesz tak się szlajać po dziedzińcu i napastować księcia - Powiedziała matka Hanny czesząc jej włosy w Hanny pokoju.
 - Nie napastuję... ała! - Pociągnęła ją za włosy.
 - Musisz bardziej uważać. Jeszcze służba zacznie gadać i powstaną plotki. A jak powstaną plotki, to i też do pałacu dotrą. Jeszcze wyjdzie, że jesteś łatwa.
 - Ale ała!
 - Wybacz, rozczochrałaś się w tych krzakach... Powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcia zamiast biegać za księciami, A jak chcesz, żeby książę zwrócił na ciebie uwagę, to powinnaś być bardziej subtelna, a nie siedzieć w krzakach. 
 - To co ja mam zrobić?
 - Zrób dla niego prezent.
 - Prezent?
 - Mhm - Hanna, aż się uśmiechnęła. Złapała Chaerin za rękę i zabrała ją do wioski. Przespacerowałyśmy po bazarach wśród tłumu zwykłych ludzi.
 - Ale tak właściwie, to po co tu jesteśmy panienko? 
 - Po prezent dla księcia - Oglądała różne rzeczy.
 - Prezent? Dla księcia Jacksona, tak?
 - Księcia Jb 
 - Jb? Przecież panienka z Jacksonem siedziała w krza... - Przerwała jej.
 - Między nami nic nie ma.
 - Często do panienki przychodzi.
 - Znalazł sobie starszą siostrę i tak już zostało. Miło mi się z nim spędza czas. Jest uroczy, ale uwielbia mnie drażnić - Zaśmiała się - Kupię mu to! - Wzięła do swoich jasnych dłoni pudełeczko 
 - Myślisz, że mu się spodobają kadzidełka?
 - Sądzę, że tak - Uśmiechnęła się, a Hanna odwzajemniła uśmiech. 
 - Chodź, jeszcze tobie coś kupimy~ 
 - Mi?! Panienko ja nie mogę! - Ukłoniła się przestraszona.
 - Nonsens! Nikt nie musi wiedzieć, chodź - Zabrała ją na stoiska. Następnego dnia, książę Jackson udał się do domu rodziny Seong, żeby spotkać się z Hanną. Drzwi otworzyła mu służąca, mówiąc, że panienki nie ma. Poszła spotkać się z księciem Jb. 

* Zamrugałem szybko. Nie wiedziałem, że tak wcześnie poszła podglądać brata. *

Zaczął ją szukać i zobaczył, jak podeszła do jego brata. Schował się za kolumną, by przypadkiem go nie dostrzegli. Rozmawiają. . Zobaczył, że Hanna trzyma coś w rękach. Było to pudełeczko, które wczoraj kupiła. Przyglądał się dalej. Jb patrząc na nią bez wyrazu przyjął pudełko i zajrzał do środka. Jackson zastanawiał się co ona mu kupiła. Poczuł w sercu zazdrość. Zawsze chciał być jak jego starszy brat. Jb zamknął pudełeczko i spojrzał na nią po czym przyparł szybko do ściany. Zdziwiona patrzyła na niego z szeroko otworzonymi oczami. Wyszeptał jej coś do ucha i poszedł z prezentem. Stała tam jeszcze przez chwilę będąc w szoku. Po chwili uśmiechnęła się i poszła w kierunku Jacksona mijając go. Stał z założonymi rękami i podszedł do niej.
 - Co tu robisz? - Podskoczyła przestraszona.
 - Straszysz mnie! - Zaśmiał się, a ona uśmiechnęła pod nosem - Widzę, że chcesz, żebym kiedyś dostałą zawału. 
 - Zawsze - Powiedział to teatralnie i dumnie.
 - Głupek~ - Zaśmiała się
 - Po co poszłaś do mojego brata?
 - Chciałam się z nim spotkać.
 - Widziałem, jak mu coś dawałaś
 - Podglądasz mnie?! - Oburzyła się
 - Jaaaa? Nigdy - Prychnął i uśmiechnął się.
 - Dałam mu prezent... kadzidełka. 
 - Mi też być mogła coś dać~ - Udawał złego i spojrzał na nią z góry. Zaśmiała się.
 - A co byś chciał?
 - Ty tak na poważnie? - Był w szoku. Przytaknęła
 - Oooo, to teraz mam pole do popisu~ Hmmm... coś... co sama zrobisz.
 - Chcesz, żebym ci coś sama zrobiła? - Przytaknął z uśmiechem - Dobrze - Bardzo się ucieszył, lekko rumieniąc.

 * Idąc przed siebie usłyszałem kroki za sobą. Stanął, a kroki również ucichły. " Długo masz zamiar tak za mną chodzić?". Zapytałem i odwróciłem się widząc za sobą Hannę z pudełeczkiem w rękach. Szybko schowała je za siebie. Widać, że była zmieszana " Co tam masz?" Zapytałem, odpowiedziała zawstydzona, że nic. Wyglądała trochę, jakby żałowała, że w ogóle przyszła. Chciała się zawrócić " Stój". Mówiłem bez emocji. Nagle powiedziała " Przyniosłam coś dla księcia" Podała mi to pudełeczko. Wziąłem je do rąk. Najpierw spojrzałem na nie, a potem na nią. Westchnąłem i zajrzałem do środka. Kadzidełka... Serio? Chciałem jej to oddać, ale nagle zobaczyłem w oddali mojego młodszego brata. No tak, Jackson, Podniosłem jedną brew, zapytała" Coś nie tak? Nie podobają się?". Złapałem ją za ramie i przyparłem do ściany. Przestraszyła się, ale przybliżyłem się patrząc jej w oczy. Nie sądziła, że tak się zachowam. Wyszeptałem jej do uszka " Dziękuję". Zabrałem prezent i odszedłem uśmiechają się pod nosem. Spotkałem po drodze służącą i wepchnąłem jej prezent w ręce. " Pozbądź się tego". Przytaknęła i zabrała. Będę miał wszystko co zechce Jackson. N ie ważne co to będzie. Będzie moje. Tuż po tronie " JB"*


 Tuż po powrocie do domu, Hanna zastanawiała się co zrobić dla Jacksona. Zna go bardzo dobrze i wie, że jak nie zrobi coś dla niego, jak najszybciej, to będzie ją gnębił. Najlepiej, żeby prezent był praktyczny, skoro m a być ręcznie zrobiony. Przypominała sobie co najbardziej lubi robić Jackson. Miała pomysł. Kazała służącej przynieść tkaniny. Całą noc robiła dla niego prezent. Skończyła nad ranem. Starała się robić to jak najsolidniej potrafi. W końcu Jackson jest dla niej bliski. Zasnęła przy biurku. 
 Rano do jej pokoju przyszła Chaerin.
 - Panienko~ - Zaczęła ją budzić.
 - Hm? - Przebudziła się - Co się dzieje Chaerin?
 - Ma panienka gościa
 - To niech przyjdzie później - Chciała wrócić do spania. 
 - Ale to Jackson~ 
 - Jackson? - Usiadła i spojrzała na prezent - Myślisz, że mu się spodoba?
 - Jestem pewna - Uśmiechnęła się - Jest śliczne - Hanna przytaknęła z uśmiechem. Zapakowała prezent i wyszła do Jacksona. Usiedli na murku i podała mu prezent.
 - To dla mnie? Nie trzeba było~ 
 - Ale ty dowcipny~ Zaraz nic nie dostaniesz.
 - Nie,nie,nie,nie! - Wziął prezent i odpakował. Była to ręcznie robiona poduszka - Zrobiłaś mi poduszkę.
 - Tak... wiem, jak lubisz spać - Zmęczona oparła głowę na jego umięśnionym ramieniu - Robiłam go całą noc dla ciebie - Zamrugał szybko i spojrzał na nią zaskoczony. Starała się dla niego. Było to chociażby widać po tym, jak została zszyta poduszka. Lekko się zarumienił, gdy jej głowa leżała na jego ramieniu i uśmiechnął się.


***********
Oto pierwszy rozdział nowego opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czekam na komentarze. Chciałabym wiedzieć co o tym sądzicie^^

czwartek, 27 października 2016

GOT7: ,,Kwiat Lotosu" Prolog

 W 1392 koreański generał Yi Seong-gye, został wysłany do Chin z kampanią przeciwko dynastii Ming. Zamiast tego przyłączył się do Chińczyków i powrócił by obalić króla Goryeo i założyć nową dynastię. 
 W 1349 roku dynastia Joseon przeniosła stolicę do Hanseongu. Dawnej Hanyang. Dziś Seul.

 Kim jest Panienka w błękitno-różowym hanboku o mlecznej cerze z pełnymi ustami i długimi, ciemnymi włosami? Wywodzi się z szlachetnej, dobrej rodziny. Co ona tu robi? Codziennie obserwuję tego młodzieńca na koniu. 
 Widziałem jej przyszłość na czarnym, rozgwieżdżonym niebie, gdy po raz pierwszy złapała oddech, jako maleństwo pośród kwiatów lotosu. Widziałem ją w swym śnie. Piękna, poważana, najważniejsza kobieta w królestwie... we krwi. 
 Zwiść, zazdrość, gwałt, morderstwo... 
 Jak to możliwe, by jedna panienka miała tak duży wpływ na królestwo? Czy musi dojść do tragedii? Krew jednak zostanie wylana? Czym sobie zasłużyłaś na takie cierpienie? Czyli jednak miłość nie wystarcza... a może... Może to życie musi przynieść krew, strach, gwałt, by wreszcie przy ostatnim tchu nastał spokój? Odejście... Reinkarnacja...Śmierć... W każdym znaczeniu tego słowa. 
Niech żyje śmierć królowej!

poniedziałek, 17 października 2016

EXO: Just say you love me Rozdział 45 KONIEC

  Był chłodny wieczór. W jednym z Pekińskich apartamentów, Amanda leżała w swojej różowej koszuli nocnej na czerwonej, aksamitnej pościeli. Jej długie, ciemne włosy rozłożyły się na poduszce. Jej oddech był ciężki. Wiła się z przyjemności, gdy jej ukochany całował ją po szyi i dotykał zachłannie jej ud i pośladki ściskając je.

* Od kilku miesięcy mieszkam z Luhanem w Chinach. Jest cudownie żyjąc razem. Czuję się przy nim wolna, nie musząc nikomu usługiwać. Nikt nie bije, nikt nie ocenia, nikt nie ośmiesza. Mimo tego, wciąż podąża za mną uczucie, którego nie potrafię się pozbyć. Uczucie, które nie daje w nocy spać i ściska gardło podduszając. To strach. Paniczny strach przed złapaniem nas. W Korei wciąż jest prowadzone śledztwo dotyczące śmierci Fenga, a my tak po prostu uciekliśmy. Zniknęliśmy w Chinach z dala od wszystkich z Korei.Złapią nas. Wiem to. Nie uciekniemy od tego. To się stanie wcześniej czy później. " Amanda"*

  Łzy zalały jej duże oczy. Sapiący Luhan bez koszulki podciągnął się i zobaczył jak roni łzy.
- Co się dzieję? - zapytał z troską w głosie martwiąc się o ukochaną. Odgarnął swoją drobna, bladą dłonią jej długie włosy z jasnej twarzy.
- Z-złapią nas Luhan...
- Nie pozwolę na to.
- Zorientują się i będzie po nas.
- Jesteśmy z dala od Korei.
- To nic nie zmienia - mówiła już panicznym tonem, aż popłynęły jej łzy.
- Ciii~... - przystawił palec do jej ust - Będzie dobrze... obiecuję - uśmiechnął się troskliwie do niej przejeżdżając kciukiem po jej dolnej wardze - Zaufaj mi - przytaknęła jedynie, a on  czule ją pocałował muskając jej wargi. Wszedł w n ią gwałtownie i niespodziewanie przez co wygięła się pod nim z rozkoszy w łuk. Spędzili razem upojną noc wbijając paznokcie w swoje ciała i przekrzykując uderzenia łóżka o ścianę.

* Od pewnego czasu zauważyłam, że z Luhanem  dzieję się coś dziwnego. Stał się bardzo blady. Często się męczy. Wygląda na chorego, lecz jego męska duma nie pozwala mu na przyznanie się do słabości. Do lekarza też nie pójdzie, bo po co? "Przecież nic mi nie jest". Z dnia na dzień widzę, jak czuje się coraz gorzej. Przez to rezygnuje z koncertów, spotkań z fanami, konferencje. Widzę, że cierpi. Znajduję jego włosy na poduszce. On sam z bólem patrzy na siebie w lustro. Tak bardzo chciałabym mu pomóc. Kupuję mu witaminy, których nie chce brać, więc jestem zmuszona dodawać je do jego jedzenia. Parę dni później zabrał mnie do restauracji. Włożyłam czarną, długą sukienkę. Dobrze widzieć go znów uśmiechniętego. Piliśmy wino i śmialiśmy się, jakby problemy zniknęły. Tego wieczoru... oświadczył mi się. Byłam tak szczęśliwa. Czułam, że zaczyn am życie od nowa. Tak bardzo pragnęłam i do tej pory pragnę... założyć z nim rodzinę. Dziś siedzę przy nim w szpitalu. Biedny, osłabiony leży na łóżku z maską tlenową na ustach. Nasze splecione dłonie odznaczały się pierścionkami zaręczynowymi. Luhan... ma raka odziedziczonego. Urodził się z nim, lecz dopiero teraz się aktywował. Kiedy wróciłam od domu po zakupach na obiad zastałą mnie cisza. Znalazłam go nieprzytomnego w salonie na podłodze. Luhan przestał pracować mimo, że bardzo chciał. Nie pozwoliłam mu. Opiekowałam się nim w domu, by nabrał sił. Tylko ja pracowałam, a jego niemrawy szef od czasu do czasu przelewał jakieś pieniądze Luhanowi na konto za chorobowe. Potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenia. Robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby było jak najlepiej. "Amanda"* 


 Mijały tak miesiące, Luhan  zawiesił działalność i przestawał się pokazywać, jako gwiazda. Lekarze w szpitalu tylko ich wykorzystywali, gdyż Luhan  jest sławny. Coraz droższe badania i zabiegi. Opłaty za każdy dzień w szpitalu. Amanda któregoś dnia dostała pismo do domu o powrócenie do wojska. Była załamana, bo nie może w takim stan ie zostawić Luhana i wyjechać do wojska. Wszystko gromadziło się w jednym czasie. Jedyne pocieszenie w tym wszystkim było takie, że płatne.Amanda cały dzień zachowywała się inaczej. Nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć.

 - Co ci jest? - Zapytał Luhan widząc jak stoi przy garach załamana.
 - Nic... 
 - Przecież widzę... - Przytulił ją od tyłu - Przepraszam 
 - Za co? 
 - Sprawiam ci same kłopoty
 - Nawet tak nie mów
 - Taka prawda... nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie
 - Wiem, ze jest inaczej, ale damy rady - Spojrzała mu w oczy - Nie przejmuj się tak tym. Będzie dobrze. Nigdy cię nie zostawię.
 - Chodzi o coś jeszcze, prawda?
 - C-co?
 - Widzę to po tobie...
 - Wydaje ci się - Zaśmiała się nerwowo wracając do naczyń.
 - To, że jestem chory, nie oznacza, że jestem głupi. Powiem mi wreszcie, bo zaczynam się martwić.
 - Dostałam pismo z wojska
 - J-jak to?
 - Dostałam wezwanie do wojska... przecież... miałam mieć tylko szkolenie... a okazało się, że na własne życzenie dostałam się do wojska - Ścisnęła pięści i popłynęła jej łza, po czym pokazała mu wezwanie. Luhan wziął od niej dokument i przeczytał. Nastała cisza.
 - ... Jedź...
 - O czym ty mówisz?
 - To twój obowiązek... po resztą widziałaś ile ci pieniędzy zapłacą? Wystarczy na opłacenie wszystkiego - Patrzyła na niego z zaszklonymi oczami.
 - Nie zostawię cię - Przytuliła go mocno. Zaczął głaskać ją po głowie.
 - Dam sobie przecież radę. To tylko trzy miesiące, będzie dobrze. Będziemy dzwonić do siebie codziennie - Przytaknęła tuląc się do niego. W następnym tygodniu spakowała się i ubrała w mundur. Luhan  odwiózł ją na lotnisko i na pożegnanie pocałował. Minęły jej trzy miesiące w wojsku. Codziennie do niego dzwoniły, by wiedzieć czy wszystko w porządku. Miało być lepiej, a stało się tylko gorzej. Szczęśliwa wylądowała na lotnisku, lecz Luhan nie przyjechał po nią. Pojechała więc taksówką do domu mając pewne obawy.

 - Skarbie już wróciłam~! - Przywitała ja cisza. Przestraszona zaczęła go szukać po domu wołając jego imię, lecz nie było go w domu - Kurwa! - Zostawiła rzeczy w domu i w mundurze pojechała do szpitala. Znalazła go tam leżącego na łóżku - L-luhan... - Miał maskę tlenową przy ustach i wyłysiał - S-skarbie... - Podeszła. Odwrócił głowę i uśmiechnął się na jej widok.
 - Cześć skarbie
 - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
 - Nie chciałem cię martwić
 - Więc wolałeś bym przyjechała do pustego domu i bała się że cię... - Nie dokończyła zdania - Głupolu~!  - Przytuliła go mocno - Tak się stęskniłam~ 
 - Ja za tobą też
 - Od jak dawna tu leżysz?
 - Z jakiś miesiąc, miałem chemioterapię
 - Czuję, że będzie dobrze. Zobaczysz - Uśmiechnęła się do niego. Nie odwzajemnił uśmiechu.
 - Amanda... chciałbym wziąć z tobą ślub.
 - J-ja z tobą też - Dotknął jej policzka. Zamknęła oczy i wtuliła się w jego bladą dłoń.
 - Ale nie wiem czy ja w ogóle... - Przerwała mu.
 - Nie musisz dokańczać.
 - Dożyję...
 - Nie mów tak
 - Taka prawda
 - Będzie dobrze
 - A jak nie będzie? - Na stałą chwila ciszy - Dobrze wiesz, że tak może się stać... proszę... kup sobie suknię ślubną... jeszcze dzisiaj
 - Dzisiaj? Nie rozumiem 
 - Chcę wziąć z tobą ślub jak najszybciej, zanim ja...
 - Nie dojdzie do tego... ale kupię ją.
 - Na jutro
 - To musiałabym ją już dzisiaj kupić. Czemu akurat na jutro?
 - Z-zobaczysz... proszę cię... kup ją dzisiaj i przyjdź w niej jutro... chcę cie w niej zobaczyć
 - No... n o dobrze, przyjdę - Uśmiechnęłam się - Jeżeli to ma cię uszczęśliwić - Pocałowała go czule w usta - Zrobię dla ciebie wszystko - Rozmawiali jeszcze jakiś czas wtuleni w siebie i pojechała do salonu z sukniami. Trochę jej to zajęło, lecz kupiła tą, która jej przypadła najbardziej do gustu.
 Długa, biała suknia z wcięciem w talii puszczona od pasa w dół. Ramiączka były po bokach, więc odkrywały jej ramiona.
 Następnego dnia, przyjechałam do niego w sukni ślubnej z spiętymi włosami w wysoki kok. Zawstydzona i poddenerwowana tym, jak zareaguje, wzięła głęboki oddech i weszła do jego sali uśmiechnięta. Łóżko było puste i pościelone. Stałą zdezorientowana nie wiedząc co się stało. Patrząc na puste łózko nie potrafiła się ruszyć. Jej serce zaczęło szybko bić. Po chwili do pokoju weszła pielęgniarka. Powiedziała jedynie:
 - Proszę za mną - I wyszła. Amanda przełknęła głośno ślinę i poszła za pielęgniarką, która wyprowadziła ją z szpitala za budynek. Kobieta nie odpowiadała Amandzie na pytania. Gdzie Luhan ? Co się z nim stało? Dlaczego nie jest w swoim pokoju? Gdzie mnie pani prowadzi? Kobieta nic nie mówiła, jedynie szła przed siebie. W ogrodzie za szpitalem mogła dostrzec siedzącą postać na wózku inwalidzkim z maską tlenową. To był Luhan. Przejęta tym, że nagle zniknął z swojego pokoju zaczęła biec w jego kierunku. Po chwili usłyszała muzykę. Zatrzymała się. To była ślubna, kościelna melodia.
 -C-co? - Zapytała sama siebie nie wiedząc co się dzieje. Chińczyk na jej widok szeroko się uśmiechnął.
 - Amanda - Wypowiedział jej imię i wzruszył się - Wyglądasz... tak pięknie...
 - Co się dzieję? Nie mów, że... - Przyszedł ksiądz pod ich ślubny łuk ozdobiony różami. Widząc to popłynęły jej łzy. Luhan zorganizował bardzo małe, skromne wesele, który robi personel szpitala dla chorych osób, które nie mogą wyjść z szpitala, a są w ciężkich przypadkach. Patrzyli sobie zakochani w oczy, aż wreszcie powiedziała "Tak". Kto by przypuszczał, że zwykłe słowo " Tak", może wywołać tyle szczęścia i wzruszenia. Resztę dnia spędzili razem na łóżko szpitalnym w swoich ramionach. Opowiadał jej, jak kiedyś zorganizuje dla niej kolejne wesele, bogate i huczne wesele. Zaproszą wszystkich i będą bawić się do rana. Wyjadą na miesiąc miodowy i będą żyć spokojnie... z dziećmi. Tak bardzo chciała w to wszystko wierzyć. Obiecała mu, że będzie przy nim do końca ich dnia.
 Codziennie do niego przyjeżdżała do szpitala i się nim zajmowała. Gdy trzeba było, pomagała mu się umyć czy go nakarmiła.
 Jakiś czas później lekarze pozwolili mu wrócić z nią do domu. Tak bardzo się cieszyła, że będą mogli razem spać w spólnym łóżku. Od tamtego dnia, nie pozwoliła na to, żeby to ona pierwsza zasnęła. Kładła się z nim do łóżka i wtulona w niego pilnowała jego serca.
 - Nigdy cię nie zostawię - Wyszeptała przeczesując jego jasne włosy dłonią - Będę przy tobie do końca naszych dnia - Łzy napłynęły do jej oczu i pocałowała go w czoło czule.
 Minęło kilka miesięcy. Luhanowi poprawiło się. Miał więcej siły. Mógł już więcej robić samodzielnie.
 Minął kolejny miesiąc, a Amanda dostała kolejne, płatne wezwanie. Luhan zapewniał ją, że wszystko będzie w porządku i da sobie radę. Odwiózł ją na lotnisko i pożegnali się w namiętnym pocałunku.
 Tym razem inaczej się to zaczęło. Luhan znów wrócił do szpitala, a do obozu Amandy w Iraku przyjechała Koreańska policja wraz z generałem. Podeszli do niej, gdy ta stała w swoim mundurze,

 * Każdego dnia myślałam o Luhanie jeszcze intensywniej, kiedy znów trafił do szpitala, a przecież, już było tak dobrze. Kiedy tylko wrócę do Chin, znów się nim  zajmę. Proszę poczekaj na mnie skarbie. Nagle zauważyłam, że w obozie powstało zamieszanie. Zainteresowana odwróciłam się i zobaczyłam, że w moim kierunku idzie koreańska policja z generałem. 
 - To ty jesteś Amanda?  - zapytał przełożony. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieję. Przytaknęłam.
 - Co się stało?  - Po chwili chcieli zakuć mi ręce w kajdanki - O co chodzi?! - Przestraszyłam się i zaczęłam wyrywać.
 - Zostaje pani aresztowana pod zarzutem brania udziału w morderstwie pana Fenga - Czyli to się jednak stało. Przeszłość nas jednak dopadła. Dowiedzieli się, że to my. Rozpłakałam się - Nie! - Zaczęłam krzyczeć wyrywając się. Obezwładnili mnie rzucając na piasek. Przepraszam Luhan. Za wszystko cię przepraszam. Nagle wszyscy gwałtownie przestali isę ruszać. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że mężczyzna, który właśnie próbował mnie skuć dostał w głowę. Co się znowu to odpierdala?! Usłyszałam tylko krzyk, że napadli na nasz obóz i wszyscy rzucili się na broń. Ja również. Złapałam za karabin i rzuciłam isę w ucieczkę. Szybko, żeby tylko gdzieś się skryć i strzelać z ukrycia. Walczyłam z jakąś godzinę, ale nie na długo. Przerażały mnie ciała moich koleżanek. Tak bardzo mnie rozpraszały, że dostałam. Tak, dostałam kulką prosto w pierś. Nie mogąc złapać oddechu złapałam isę za ranę, a moja dłoń była cała w krwi. Dostałam drugi raz, a całe moje życie przeleciały mi przed oczami pełne łez. A co z moją przyszłością? Co z Luhanem? Skarbie... a miałam cię nigdy nie opuścić, aż do końca naszych dni... przecież obiecałam..."Amanda"* 

* Odkąd trafiłem do szpitala miałem złe przeczucia. Czułem, że z dnia na dzień mam coraz mniej siły. Czuję, że nie pociągnę tak dłużej, a obok mnie nie ma Amandy. Może nawet dobrze. Może nawet lepiej. Niech nie patrzy na to, jak umieram. Za dużo przeżyła przeze mnie. Za często doprowadzałem ją do płaczu przez mój stan. Tak bardzo chciałbym ją teraz przeprosić. Któregoś dnia w nocy, kiedy nadal leżałem w szpitalu, a Amanda jeszcze n ie wróciła z Iraku usłyszałem w swoim pokoju jakieś kroki. Zignorowałem to myśląc, że może pielęgniarka znowu przyszła. Nagle poczułem czyjąś rękę na swoim policzku. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją. Moją Amandę, która uśmiechała się do mnie.
- Co ty tu robisz?  - Zapytałem nie dowierzając.
 - Napadli na nasz obóz w Iraku.
- Puścili was wcześniej?
- T-tak skarbie.
- Co ci się stało w pierś?
- Postrzelili mnie, ale to nic . Lekarz już mnie opatrzył - Nagle pomogła mi wstać - Chodź ze mną.
- Gdzie? 
- Tam, gdzie będziemy wreszcie szczęśliwy. 
 - Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę - Pocałowałem ją z utęsknieniem. Odwzajemniła bez namysłu - Obiecałam ci, że nigdy cię nie zostawię, aż do końca naszych dni.
- Tak cię kocham
- Wiesz, że ja ciebie też. Dlatego wróciłam - Złapała mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju " Luhan "*

 Następnego dnia do szpitala przyjechał Kris. Od niedawna odnowił z Luanem i Amandą kontakt i kiedy dowiedział się o chorobie Luhana i że teraz leży w szpitalu, postanowił od niego pojechać w odwiedziny. Dowiedział się, że dzień wcześniej Amanda zmarła. Bał się od niego jechać z taką nowiną. Załamie się przecież. Zapukał do drzwi i wszedł od środka. Zobaczył, że Luhan  jeszcze śpi. Usiadł obok niego i patrzył jak spokojnie śpi uśmiechnięty.
- Luhan~ - Dotknął jego ramienia i szturchnął go delikatnie, żeby się obudził, ale ten nie ruszył się. Złapał go za nadgarstek, a łzy nabrały się do jego oczu, ale uśmiechnął się, pomimo tego, że płynęły po jego policzkach. 
 - Przyszła po ciebie prawda? Już nie musisz się męczyć Luhan... idź z nią

Witajcie ^^
 Dawno mnie tu nie było. 
 Nawet nie wiem czy macie nadal ochotę czytać moje opowiadania. 
 Nie byłam w stanie pisać. To był naprawdę ciężki okres w moim życiu. 
 Dziś prawdopodobnie w nocy, pojawi kolejny i możliwe, że ostatni rozdział EXO: Just say you love me.  Mam pomysł na kolejne opowiadanie. Mam już opracowaną fabułę. 
Mam do Was pytanie. Czy chcecie bym napisała pierwsze na blogu yaoi o tematyce hybryd człowieka i wilka? Czy kolejne opowiadanie hetero?