Translate

poniedziałek, 17 października 2016

EXO: Just say you love me Rozdział 45 KONIEC

  Był chłodny wieczór. W jednym z Pekińskich apartamentów, Amanda leżała w swojej różowej koszuli nocnej na czerwonej, aksamitnej pościeli. Jej długie, ciemne włosy rozłożyły się na poduszce. Jej oddech był ciężki. Wiła się z przyjemności, gdy jej ukochany całował ją po szyi i dotykał zachłannie jej ud i pośladki ściskając je.

* Od kilku miesięcy mieszkam z Luhanem w Chinach. Jest cudownie żyjąc razem. Czuję się przy nim wolna, nie musząc nikomu usługiwać. Nikt nie bije, nikt nie ocenia, nikt nie ośmiesza. Mimo tego, wciąż podąża za mną uczucie, którego nie potrafię się pozbyć. Uczucie, które nie daje w nocy spać i ściska gardło podduszając. To strach. Paniczny strach przed złapaniem nas. W Korei wciąż jest prowadzone śledztwo dotyczące śmierci Fenga, a my tak po prostu uciekliśmy. Zniknęliśmy w Chinach z dala od wszystkich z Korei.Złapią nas. Wiem to. Nie uciekniemy od tego. To się stanie wcześniej czy później. " Amanda"*

  Łzy zalały jej duże oczy. Sapiący Luhan bez koszulki podciągnął się i zobaczył jak roni łzy.
- Co się dzieję? - zapytał z troską w głosie martwiąc się o ukochaną. Odgarnął swoją drobna, bladą dłonią jej długie włosy z jasnej twarzy.
- Z-złapią nas Luhan...
- Nie pozwolę na to.
- Zorientują się i będzie po nas.
- Jesteśmy z dala od Korei.
- To nic nie zmienia - mówiła już panicznym tonem, aż popłynęły jej łzy.
- Ciii~... - przystawił palec do jej ust - Będzie dobrze... obiecuję - uśmiechnął się troskliwie do niej przejeżdżając kciukiem po jej dolnej wardze - Zaufaj mi - przytaknęła jedynie, a on  czule ją pocałował muskając jej wargi. Wszedł w n ią gwałtownie i niespodziewanie przez co wygięła się pod nim z rozkoszy w łuk. Spędzili razem upojną noc wbijając paznokcie w swoje ciała i przekrzykując uderzenia łóżka o ścianę.

* Od pewnego czasu zauważyłam, że z Luhanem  dzieję się coś dziwnego. Stał się bardzo blady. Często się męczy. Wygląda na chorego, lecz jego męska duma nie pozwala mu na przyznanie się do słabości. Do lekarza też nie pójdzie, bo po co? "Przecież nic mi nie jest". Z dnia na dzień widzę, jak czuje się coraz gorzej. Przez to rezygnuje z koncertów, spotkań z fanami, konferencje. Widzę, że cierpi. Znajduję jego włosy na poduszce. On sam z bólem patrzy na siebie w lustro. Tak bardzo chciałabym mu pomóc. Kupuję mu witaminy, których nie chce brać, więc jestem zmuszona dodawać je do jego jedzenia. Parę dni później zabrał mnie do restauracji. Włożyłam czarną, długą sukienkę. Dobrze widzieć go znów uśmiechniętego. Piliśmy wino i śmialiśmy się, jakby problemy zniknęły. Tego wieczoru... oświadczył mi się. Byłam tak szczęśliwa. Czułam, że zaczyn am życie od nowa. Tak bardzo pragnęłam i do tej pory pragnę... założyć z nim rodzinę. Dziś siedzę przy nim w szpitalu. Biedny, osłabiony leży na łóżku z maską tlenową na ustach. Nasze splecione dłonie odznaczały się pierścionkami zaręczynowymi. Luhan... ma raka odziedziczonego. Urodził się z nim, lecz dopiero teraz się aktywował. Kiedy wróciłam od domu po zakupach na obiad zastałą mnie cisza. Znalazłam go nieprzytomnego w salonie na podłodze. Luhan przestał pracować mimo, że bardzo chciał. Nie pozwoliłam mu. Opiekowałam się nim w domu, by nabrał sił. Tylko ja pracowałam, a jego niemrawy szef od czasu do czasu przelewał jakieś pieniądze Luhanowi na konto za chorobowe. Potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenia. Robiłam wszystko co w mojej mocy, żeby było jak najlepiej. "Amanda"* 


 Mijały tak miesiące, Luhan  zawiesił działalność i przestawał się pokazywać, jako gwiazda. Lekarze w szpitalu tylko ich wykorzystywali, gdyż Luhan  jest sławny. Coraz droższe badania i zabiegi. Opłaty za każdy dzień w szpitalu. Amanda któregoś dnia dostała pismo do domu o powrócenie do wojska. Była załamana, bo nie może w takim stan ie zostawić Luhana i wyjechać do wojska. Wszystko gromadziło się w jednym czasie. Jedyne pocieszenie w tym wszystkim było takie, że płatne.Amanda cały dzień zachowywała się inaczej. Nie wiedziała, jak mu o tym powiedzieć.

 - Co ci jest? - Zapytał Luhan widząc jak stoi przy garach załamana.
 - Nic... 
 - Przecież widzę... - Przytulił ją od tyłu - Przepraszam 
 - Za co? 
 - Sprawiam ci same kłopoty
 - Nawet tak nie mów
 - Taka prawda... nie tak wyobrażałem sobie nasze wspólne życie
 - Wiem, ze jest inaczej, ale damy rady - Spojrzała mu w oczy - Nie przejmuj się tak tym. Będzie dobrze. Nigdy cię nie zostawię.
 - Chodzi o coś jeszcze, prawda?
 - C-co?
 - Widzę to po tobie...
 - Wydaje ci się - Zaśmiała się nerwowo wracając do naczyń.
 - To, że jestem chory, nie oznacza, że jestem głupi. Powiem mi wreszcie, bo zaczynam się martwić.
 - Dostałam pismo z wojska
 - J-jak to?
 - Dostałam wezwanie do wojska... przecież... miałam mieć tylko szkolenie... a okazało się, że na własne życzenie dostałam się do wojska - Ścisnęła pięści i popłynęła jej łza, po czym pokazała mu wezwanie. Luhan wziął od niej dokument i przeczytał. Nastała cisza.
 - ... Jedź...
 - O czym ty mówisz?
 - To twój obowiązek... po resztą widziałaś ile ci pieniędzy zapłacą? Wystarczy na opłacenie wszystkiego - Patrzyła na niego z zaszklonymi oczami.
 - Nie zostawię cię - Przytuliła go mocno. Zaczął głaskać ją po głowie.
 - Dam sobie przecież radę. To tylko trzy miesiące, będzie dobrze. Będziemy dzwonić do siebie codziennie - Przytaknęła tuląc się do niego. W następnym tygodniu spakowała się i ubrała w mundur. Luhan  odwiózł ją na lotnisko i na pożegnanie pocałował. Minęły jej trzy miesiące w wojsku. Codziennie do niego dzwoniły, by wiedzieć czy wszystko w porządku. Miało być lepiej, a stało się tylko gorzej. Szczęśliwa wylądowała na lotnisku, lecz Luhan nie przyjechał po nią. Pojechała więc taksówką do domu mając pewne obawy.

 - Skarbie już wróciłam~! - Przywitała ja cisza. Przestraszona zaczęła go szukać po domu wołając jego imię, lecz nie było go w domu - Kurwa! - Zostawiła rzeczy w domu i w mundurze pojechała do szpitala. Znalazła go tam leżącego na łóżku - L-luhan... - Miał maskę tlenową przy ustach i wyłysiał - S-skarbie... - Podeszła. Odwrócił głowę i uśmiechnął się na jej widok.
 - Cześć skarbie
 - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
 - Nie chciałem cię martwić
 - Więc wolałeś bym przyjechała do pustego domu i bała się że cię... - Nie dokończyła zdania - Głupolu~!  - Przytuliła go mocno - Tak się stęskniłam~ 
 - Ja za tobą też
 - Od jak dawna tu leżysz?
 - Z jakiś miesiąc, miałem chemioterapię
 - Czuję, że będzie dobrze. Zobaczysz - Uśmiechnęła się do niego. Nie odwzajemnił uśmiechu.
 - Amanda... chciałbym wziąć z tobą ślub.
 - J-ja z tobą też - Dotknął jej policzka. Zamknęła oczy i wtuliła się w jego bladą dłoń.
 - Ale nie wiem czy ja w ogóle... - Przerwała mu.
 - Nie musisz dokańczać.
 - Dożyję...
 - Nie mów tak
 - Taka prawda
 - Będzie dobrze
 - A jak nie będzie? - Na stałą chwila ciszy - Dobrze wiesz, że tak może się stać... proszę... kup sobie suknię ślubną... jeszcze dzisiaj
 - Dzisiaj? Nie rozumiem 
 - Chcę wziąć z tobą ślub jak najszybciej, zanim ja...
 - Nie dojdzie do tego... ale kupię ją.
 - Na jutro
 - To musiałabym ją już dzisiaj kupić. Czemu akurat na jutro?
 - Z-zobaczysz... proszę cię... kup ją dzisiaj i przyjdź w niej jutro... chcę cie w niej zobaczyć
 - No... n o dobrze, przyjdę - Uśmiechnęłam się - Jeżeli to ma cię uszczęśliwić - Pocałowała go czule w usta - Zrobię dla ciebie wszystko - Rozmawiali jeszcze jakiś czas wtuleni w siebie i pojechała do salonu z sukniami. Trochę jej to zajęło, lecz kupiła tą, która jej przypadła najbardziej do gustu.
 Długa, biała suknia z wcięciem w talii puszczona od pasa w dół. Ramiączka były po bokach, więc odkrywały jej ramiona.
 Następnego dnia, przyjechałam do niego w sukni ślubnej z spiętymi włosami w wysoki kok. Zawstydzona i poddenerwowana tym, jak zareaguje, wzięła głęboki oddech i weszła do jego sali uśmiechnięta. Łóżko było puste i pościelone. Stałą zdezorientowana nie wiedząc co się stało. Patrząc na puste łózko nie potrafiła się ruszyć. Jej serce zaczęło szybko bić. Po chwili do pokoju weszła pielęgniarka. Powiedziała jedynie:
 - Proszę za mną - I wyszła. Amanda przełknęła głośno ślinę i poszła za pielęgniarką, która wyprowadziła ją z szpitala za budynek. Kobieta nie odpowiadała Amandzie na pytania. Gdzie Luhan ? Co się z nim stało? Dlaczego nie jest w swoim pokoju? Gdzie mnie pani prowadzi? Kobieta nic nie mówiła, jedynie szła przed siebie. W ogrodzie za szpitalem mogła dostrzec siedzącą postać na wózku inwalidzkim z maską tlenową. To był Luhan. Przejęta tym, że nagle zniknął z swojego pokoju zaczęła biec w jego kierunku. Po chwili usłyszała muzykę. Zatrzymała się. To była ślubna, kościelna melodia.
 -C-co? - Zapytała sama siebie nie wiedząc co się dzieje. Chińczyk na jej widok szeroko się uśmiechnął.
 - Amanda - Wypowiedział jej imię i wzruszył się - Wyglądasz... tak pięknie...
 - Co się dzieję? Nie mów, że... - Przyszedł ksiądz pod ich ślubny łuk ozdobiony różami. Widząc to popłynęły jej łzy. Luhan zorganizował bardzo małe, skromne wesele, który robi personel szpitala dla chorych osób, które nie mogą wyjść z szpitala, a są w ciężkich przypadkach. Patrzyli sobie zakochani w oczy, aż wreszcie powiedziała "Tak". Kto by przypuszczał, że zwykłe słowo " Tak", może wywołać tyle szczęścia i wzruszenia. Resztę dnia spędzili razem na łóżko szpitalnym w swoich ramionach. Opowiadał jej, jak kiedyś zorganizuje dla niej kolejne wesele, bogate i huczne wesele. Zaproszą wszystkich i będą bawić się do rana. Wyjadą na miesiąc miodowy i będą żyć spokojnie... z dziećmi. Tak bardzo chciała w to wszystko wierzyć. Obiecała mu, że będzie przy nim do końca ich dnia.
 Codziennie do niego przyjeżdżała do szpitala i się nim zajmowała. Gdy trzeba było, pomagała mu się umyć czy go nakarmiła.
 Jakiś czas później lekarze pozwolili mu wrócić z nią do domu. Tak bardzo się cieszyła, że będą mogli razem spać w spólnym łóżku. Od tamtego dnia, nie pozwoliła na to, żeby to ona pierwsza zasnęła. Kładła się z nim do łóżka i wtulona w niego pilnowała jego serca.
 - Nigdy cię nie zostawię - Wyszeptała przeczesując jego jasne włosy dłonią - Będę przy tobie do końca naszych dnia - Łzy napłynęły do jej oczu i pocałowała go w czoło czule.
 Minęło kilka miesięcy. Luhanowi poprawiło się. Miał więcej siły. Mógł już więcej robić samodzielnie.
 Minął kolejny miesiąc, a Amanda dostała kolejne, płatne wezwanie. Luhan zapewniał ją, że wszystko będzie w porządku i da sobie radę. Odwiózł ją na lotnisko i pożegnali się w namiętnym pocałunku.
 Tym razem inaczej się to zaczęło. Luhan znów wrócił do szpitala, a do obozu Amandy w Iraku przyjechała Koreańska policja wraz z generałem. Podeszli do niej, gdy ta stała w swoim mundurze,

 * Każdego dnia myślałam o Luhanie jeszcze intensywniej, kiedy znów trafił do szpitala, a przecież, już było tak dobrze. Kiedy tylko wrócę do Chin, znów się nim  zajmę. Proszę poczekaj na mnie skarbie. Nagle zauważyłam, że w obozie powstało zamieszanie. Zainteresowana odwróciłam się i zobaczyłam, że w moim kierunku idzie koreańska policja z generałem. 
 - To ty jesteś Amanda?  - zapytał przełożony. Nie wiedziałam za bardzo co się dzieję. Przytaknęłam.
 - Co się stało?  - Po chwili chcieli zakuć mi ręce w kajdanki - O co chodzi?! - Przestraszyłam się i zaczęłam wyrywać.
 - Zostaje pani aresztowana pod zarzutem brania udziału w morderstwie pana Fenga - Czyli to się jednak stało. Przeszłość nas jednak dopadła. Dowiedzieli się, że to my. Rozpłakałam się - Nie! - Zaczęłam krzyczeć wyrywając się. Obezwładnili mnie rzucając na piasek. Przepraszam Luhan. Za wszystko cię przepraszam. Nagle wszyscy gwałtownie przestali isę ruszać. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że mężczyzna, który właśnie próbował mnie skuć dostał w głowę. Co się znowu to odpierdala?! Usłyszałam tylko krzyk, że napadli na nasz obóz i wszyscy rzucili się na broń. Ja również. Złapałam za karabin i rzuciłam isę w ucieczkę. Szybko, żeby tylko gdzieś się skryć i strzelać z ukrycia. Walczyłam z jakąś godzinę, ale nie na długo. Przerażały mnie ciała moich koleżanek. Tak bardzo mnie rozpraszały, że dostałam. Tak, dostałam kulką prosto w pierś. Nie mogąc złapać oddechu złapałam isę za ranę, a moja dłoń była cała w krwi. Dostałam drugi raz, a całe moje życie przeleciały mi przed oczami pełne łez. A co z moją przyszłością? Co z Luhanem? Skarbie... a miałam cię nigdy nie opuścić, aż do końca naszych dni... przecież obiecałam..."Amanda"* 

* Odkąd trafiłem do szpitala miałem złe przeczucia. Czułem, że z dnia na dzień mam coraz mniej siły. Czuję, że nie pociągnę tak dłużej, a obok mnie nie ma Amandy. Może nawet dobrze. Może nawet lepiej. Niech nie patrzy na to, jak umieram. Za dużo przeżyła przeze mnie. Za często doprowadzałem ją do płaczu przez mój stan. Tak bardzo chciałbym ją teraz przeprosić. Któregoś dnia w nocy, kiedy nadal leżałem w szpitalu, a Amanda jeszcze n ie wróciła z Iraku usłyszałem w swoim pokoju jakieś kroki. Zignorowałem to myśląc, że może pielęgniarka znowu przyszła. Nagle poczułem czyjąś rękę na swoim policzku. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją. Moją Amandę, która uśmiechała się do mnie.
- Co ty tu robisz?  - Zapytałem nie dowierzając.
 - Napadli na nasz obóz w Iraku.
- Puścili was wcześniej?
- T-tak skarbie.
- Co ci się stało w pierś?
- Postrzelili mnie, ale to nic . Lekarz już mnie opatrzył - Nagle pomogła mi wstać - Chodź ze mną.
- Gdzie? 
- Tam, gdzie będziemy wreszcie szczęśliwy. 
 - Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę - Pocałowałem ją z utęsknieniem. Odwzajemniła bez namysłu - Obiecałam ci, że nigdy cię nie zostawię, aż do końca naszych dni.
- Tak cię kocham
- Wiesz, że ja ciebie też. Dlatego wróciłam - Złapała mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju " Luhan "*

 Następnego dnia do szpitala przyjechał Kris. Od niedawna odnowił z Luanem i Amandą kontakt i kiedy dowiedział się o chorobie Luhana i że teraz leży w szpitalu, postanowił od niego pojechać w odwiedziny. Dowiedział się, że dzień wcześniej Amanda zmarła. Bał się od niego jechać z taką nowiną. Załamie się przecież. Zapukał do drzwi i wszedł od środka. Zobaczył, że Luhan  jeszcze śpi. Usiadł obok niego i patrzył jak spokojnie śpi uśmiechnięty.
- Luhan~ - Dotknął jego ramienia i szturchnął go delikatnie, żeby się obudził, ale ten nie ruszył się. Złapał go za nadgarstek, a łzy nabrały się do jego oczu, ale uśmiechnął się, pomimo tego, że płynęły po jego policzkach. 
 - Przyszła po ciebie prawda? Już nie musisz się męczyć Luhan... idź z nią

3 komentarze:

  1. No i płaczę. To opowiadanie, było pierwszym ff jakie kiedykolwiek przeczytałam i to mnie przekonało do poznania innych dzieł. Dzięki niemu wciągnęłam się w wir czytania i pisania ff. Wieść o tym, że jest zakończone z jednej strony mnie cieszy, że nie pozostało ono jakoś zostawione. A z drugiej smuci, bo już nie poczytam o tych bohaterach dalej. Bardzo smutne to zakończenie i tragiczne. ;-; Choć piękne jest to, że spotkali się po drugiej stronie tak jakby. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszy mnie to, że moje ff tak wpłynęło n a ciebie pozytywnie ^^ To nie jedyne opowiadanie tutaj, więc może jeszcze coś ci się tu spodoba ^^ Za niedługo zaczynam kolejne ff, więc zapraszam cię serdecznie do czytania. Chociażby pierwszego rozdziału. Nie zmuszam do więcej. Sama się przekonasz czy jest wart dalszego czytania

      Usuń
  2. Ej no...płaczę. To opowiadanie było takie piękne, a zarazem smutne. Te wszystkie problemy i to przez co przeszli bohaterowie...Ale piękne jest w nim to, że jednak spotkali się tam "po drugiej stronie" i są razem. Naprawdę dziękuję Ci za to, że zdecydowałaś się napisać zakończenie tego opowiadania. <3

    OdpowiedzUsuń