Translate

poniedziałek, 26 stycznia 2015

EXO: Just say you love me Rozdział 28

- To nie możliwe - na ramionach nic nie było.
- Mówiłem.
- Ale ja... byłam pewna, że ty... nie. Jaka ja głupia jestem. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
- Tak bardzo cię przepraszam - rozpłakała się i uciekła do dormu.
- Amando! Noona! - wołał za nią, lecz nie odwróciła się. Patrzył tylko jak z płaczem ucieka. Nie pobiegł za nią. Stał tylko i będąc w szoku nie mógł w to uwierzyć. 
- Ja... jestem jej bratem - powiedział sam do siebie- Nie, to nie prawda - sam sobie zaprzeczał. Włożył dłonie do kieszeń, odwrócił się i wrócił do dormu. Podczas powrotu próbował się do niej dodzwonić, lecz nie odbierała. Całą noc nie mógł spać. Przez cały czas myślał tylko o wcześniejszej rozmowie z Amandą. Czuł się winny, że nie powiedział jej prawdy, że w wieku 15 lat usunął bliznę z ramienia. 
 Następnego dnia, całe BTS zauważyło, że z ich Kookiem jest coś nie tak. Postanowili, że na przerwie pomiędzy próbami w wytwórni porozmawiają z nim. 
- Coś się stało? - zapytał z troską w głosie Jin. 
- Co? - zapytał, jakby wyrwał go z transu - N-nie, nic. 
- Na pewno? Bo nie wyglądasz najlepiej.
- Na pewno. Nie martw się o mnie hyung.
- Przestań ściemniać, bo cię kopnę! - zagroził mu V.
- Przecież widzimy, że jest coś z tobą nie tak - rzekł Suga.
- Od samego rana nic się nie odzywasz, cały czas siedzisz sam i jesteś ciągle zamyślony - powiedział J-hope.
- Wiesz, że z nami możesz porozmawiać o wszystkim - powiedział spokojnym głosem Rapmon siadając obok niego. Kookie spojrzał się jeszcze raz na wszystkich, wziął głęboki oddech i rzekł:
- No dobra... chodzi o Amandę. 
- Ktoś tu się zakochał - dokuczał mu uśmiechnięty Jimin. 
- Co?! To nie tak. Nie jestem w niej zakochany. 
- Oj nie wstydź się. Wszyscy dobrze wiemy, że kręcicie ze sobą.
- Nie kręcimy ze sobą. Chodzi o coś innego. 
- To jeszcze się z nią nie umówiłeś? - zapytał zdziwiony J-hope.,
- Stary, to nie takie trudne - rzekł Suga. 
- Nie o to chodzi!
- Powiedziała, że masz za małego? - zapytał Jin.
- Ma kogoś? - zapytał Jimin.
- Nie trafiłeś w nią? - zapytał V.
- Nie masz się czym przejmować. Zdarza się. Czasami się nawet wyślizguje z dziewczyny- wyjaśnił Rapmon.
- Najlepiej wtedy podłożyć pod jej tyłek poduszkę. Takie niby nic, a działa - wyjaśnił Suga. 
- I pamiętaj, żeby się zabezpieczać - rzekł Jin. 
- Powiedz jej, żeby dodatkowo brała tabletki, bo z gumkami bywa różnie - powiedział J-hope. 
- Chyba nie chcesz, żeby przydarzyło ci się to samo co Jin'owi, prawda? - zapytał Jimin. 
- Pękła w trakcie, a potem musiałem jej dawać na aborcję - wyjaśnił. 
- Zamknijcie się w końcu! Ona jest chyba moją siostrą! - wszyscy zamilkli. 
- Sypiasz z własną siostrą? - zapytał V. 
- Pabo! - uderzył go w głowę Suga. 
- Fajny żart, prawie się nabraliśmy - zaśmiał się Jimin. 
- To nie jest żart. 
- Ale jak to? - zapytał zaskoczony J-hope. Nagle Jungkook zaczął szybko wyjaśniać:
- No wczoraj się z nią spotkałem, żeby dać jej te kwiaty od nas. Wtedy trochę rozmawialiśmy i opowiedziała mi o swoim młodszym bracie, którego straciła, jak była mała. Mówiła, że bardzo go jej przypominam. Chciała, żebym pokazał jej swoje ramiona, a ja nie chciałem, bo jej brat skaleczył się w tym miejscu, jak był mały. Jak zobaczyła, że nie mam żadnej blizny na ramieniu to popłakała się i uciekła, a ja tą bliznę usunąłem, jak byłem w gimnazjum. Teraz nie wiem co ma robić. Dzwoniłem do niej, ale nie odbiera ode mnie i jeszcze chyba jestem adoptowany - schował twarz w dłoniach. Reszta nie wiedziała jak się w takim momencie zachować i co powiedzieć. Byli w szoku - Co robić?
- Na początku to najlepiej porozmawiaj o tym z rodzicami, a potem już sam będziesz wiedział co robić - powiedział Rapmon. 
 Minęło kilka dni od tamtego dnia. Całe BTS mieni dzień wolny. Tego właśnie dnia Kookie został zaproszony przez rodziców na obiad do domu. Kiedy tam przyszedł, przywitał się z nimi i razem zasiedli do stołu. Rozmawiali o różnych rzeczach. Opowiadali o tym co ich ostatnio spotkało i wspominali oraz rozmawiali o dalszych planach BTS. Miło razem spędzali czas. Brakowało mu takiej rozmowy z rodzicami, gdyż bardzo rzadko się z nimi widywał. Nagle przypomniał sobie zdarzenie, które ni dawało mu spokoju. Wiedział, że tego dnia musi z nimi o tym porozmawiać. Bardzo bał się tej rozmowy, lecz wziął głęboki oddech i zaczął:
- Mogę się was o coś zapytać? - zapytał niepewnie. 
- Pewnie skarbie, pytaj - rzekła matka.
- Czy... czy ja... jestem adoptowany? - rodzice zaniemówili. Byli zdziwieni, że zapytał ich o coś takiego. Po chwili zaczęli się śmiać. 
- Skąd ci coś takiego przyszło do głowy? - zapytała.
- Przecież jesteś naszym synem - wyjaśnił uśmiechnięty ojciec. 
- Ostatnio poznałem pewną dziewczynę, która jest bardzo do mnie podobna. Twierdzi, że jestem jej młodszym bratem. Dlatego chciałem się was zapytać czy mnie zaadoptowaliście.
- Yyyy... co to za dziwna dziewczyna? Jakieś głupoty ci naopowiadała - rzekł ojciec.
- No może tak... ale powiedziała mi, że jak jej brat był mały przewrócił się i zranił w ramie, a potem miał bliznę. Taką samą jaką ja miałem i usunąłem - zamilkli. 
- Powiedzmy mu - powiedziała matka do ojca.
- Nie mamy innego wyboru. 
- To prawda? - zapytał. Przytaknęli. 
- Nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami. Zaadoptowaliśmy cię, kiedy byłeś mały - wyjaśnił ojciec. 
- Jak to? Kiedy mieliście zamiar mi o tym powiedzieć?
- Nie złość się skarbie. To, że jesteś zaadoptowany jeszcze o niczym nie świadczy. Cały czas ja i twój ojciec bardzo cię kochamy. Staraliśmy się, żebyś miał wszystko. Chcieliśmy dobrze.
- Dlaczego jej też nie zaadoptowaliście? - zapytał z smutkiem ale i także złością w głosie. 
- Nie mogliśmy - oznajmił ojciec.
- Ale... d-dlaczego? Nie rozumiem.
- Jak mogliśmy zaadoptować białą dziewczynkę? 
- Żartujecie sobie ze mnie, prawda?! - oburzył się. 
- Nie unoś się tak.
- Jak mam się nie unosić?! Rozdzieliliście nas! Przez waszą cholerną dumę, ona cierpiała całe życie! Szukała mnie! Mamy tylko siebie! A wy?! Jak mogliście?!
- Jak zwracasz się do ojca?! - zwróciła mu uwagę
- On nie jest moim ojcem! A ty nie jesteś moją matką! Nie jesteście moimi rodzicami! Za to co zrobiliście, nie chcę was znać! - zdenerwowany wybiegł z domu. Nie wytrzymując z nerwów, łzy same zaczęły mu płynąć po policzkach. Biegł przed siebie ile starczyło mu sił. W końcu zmęczony stanął i usiadł na ławce chowając twarz w dłoniach. 
- Co ja mam teraz robić? Namjoon mówił, że będę wiedział - wyszeptał sam do siebie - zaczęło kropić po czym pojedyncze krople deszczu przerodziły się w deszcz. Cały zmókł siedząc dalej bez ruchu na mokrej ławce. Po pewnym czasie uniósł głowę do góry i coś zauważył. Rozpoznawał miejsce w którym się znajdował. Nie daleko niego mieszkała Amanda w dormie exo. Nie wiedząc czy dobrze robi postanowił, że do niej pójdzie. Powolnym krokiem ruszył w stronę dormu exo. Wszedł do budynku, pojechał windą na górę i stojąc już przed odpowiednimi drzwiami zapukał w nie niepewnie, lecz nikt nie otwierał. Zrobił to ponownie i kolejny raz. Nagle usłyszał czyjeś kroki. Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Amanda. Była bardzo zdziwiona widząc chłopaka. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytała.
- Chciałem się z tobą zobaczyć. Dzwoniłem do ciebie i pisałem, ale nie odbierałaś. Nawet nie odpisałaś.
-Przepraszam cię za tamto. Nie wiem co mnie wtedy napadło, ale teraz nie mam siły, żeby rozmawiać. Wybacz, ale muszę jeszcze skoń...
- Miałem zabieg - przerwał jej szybko.
- O czym ty mówisz?
- Usunąłem bliznę z ramienia, kiedy miałem piętnaście lat - przeżyła szok. Nie wiedziała co powiedzieć - Mogę wejść? - zapytał cichym głosem.
- Tak, tak - wyrwała się z transu - Wejdź - wpuściła go do środka i zamknęła drzwi - Jesteś cały przemoczony. Ściągaj buty i daj mi tą bluzę. Musisz wyschnąć i ogrzać się, bo jeszcze zachorujesz - zrobił jak kazała. Ściągnął obłocone buty i ściągnął mokrą bluzę. Amanda wzięła od niego rzeczy i rzuciła je szybko do łazienki nie patrząc, gdzie lecą. Po chwili objęła go i zaprowadziła do salonu - Jesteś cały zimny. Usiądź - posadziła go na kanapie. Wyciągnęła gruby koc z szafy i powiedziała:
- Ściągnij tą mokrą koszulkę. Zawieszę ją, żeby wyschła i okryj się tym kocem. Będzie ci cieplej. Ogrzejesz się - Jungkook nic się nie odzywał, jedynie wykonywał posłusznie polecenia. Ściągnął koszulkę i okrył się kocem.
- Zrobię ci gorącej herbaty. Zaraz wrócę - zabrała koszulkę ze sobą i wyszła. Wykręciła ją po czym zawiesiła na kaloryferze. Następnie wzięła się za przyrządzanie herbaty. Tak bardzo się denerwowała, że ręce się jej trzęsły i wszystko jej wypadało z rąk. Kiedy tylko się jej udało przyniosła ją Kook'owi wraz z cukrem i łyżeczką. Chłopak grzecznie podziękował, posłodził i upił łyk herbaty. Amanda usiadła naprzeciwko niego w bezpiecznej odległości. Przyglądając mu się uważnie, jak pije herbatę, powiedziała: 
- Pójdę się zająć twoimi rzeczami - wstała i już miała wychodzić z salonu, gdy nagle się odezwał:
- Nie porozmawiasz ze mną? - zapytał zdziwiony - Właśnie dowiedziałem się od rodziców, że jestem adoptowany. Całe moje życie stanęło do góry nogami. Jestem zagubiony - zaczął panikować. Amanda widząc to, że zaraz wybuchnie płaczem podeszła do niego, usiadła obok i szybko go przytuliła do siebie. Od razu się do niej przytulił - Boje się.
- Wiem, że jest ci ciężko - łzy popłynęły mu po policzkach - Masz mieszane uczucia i jesteś zagubiony. Ale nie martw się. Nie jesteś sam. Pamiętaj, że masz jeszcze mnie. Wiem, że teraz w żaden sposób nie będę potrafiła cię pocieszyć, bo niestety, ale nie jestem dobra w wyrażaniu tego co czuję i ... ja... jeżeli chcesz to...
- To takie dziwne - rzekł przytulony do jej ciała.
- Co takiego?
- Że teraz kiedy jestem w ciebie wtulony to czuję się lepiej. Uspokoiłem się, jakbym był w domu. 
- Zawsze kiedy płakałeś, to przytulałeś mnie w ten sposób - uśmiechnęła się - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię odnalazłam. 
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem prawdy od początku. 
- Nic się nie stało, nie przepraszaj. 
- Noona? 
- Tak?
- Czy możemy się teraz częściej widywać? 
- P-pewnie - zaskoczyło ją takie pytanie. Nie sądziła, że od razu będzie tego chciał.
- Wiem, że wychowywałaś się bez rodziny. Dlatego nie chcę cię teraz opuszczać, kiedy wreszcie się poznaliśmy. 
- Nie musisz, jeżeli nie chcesz. 
- Ale ja chcę cię teraz lepiej poznać... Myślisz, że uda nam się nadrobić stracony czas?  - spojrzał się na nią. 
- Jasne, że tak - od razu się uśmiechnął. Odwzajemniła uśmiech. 
- Rzeczywiście się podobnie uśmiechamy - roześmiała się.  Po chwili znów zaczęli normalnie rozmawiać po czym Jungkook opowiedział mu o sytuacji z rodzicami. Amanda wytłumaczyła mu, że nie powinna ich za to wszystko obwiniać, że musi zrozumieć, że tak naprawę go kochają i powinien z nimi jeszcze raz porozmawiać na spokojnie. Po pewnym czasie, kiedy Amanda wycierała jego buty z błota i suszyła jego ubrania, Kook'ie zasnął na kanapie. Widząc go w takim stanie uśmiechnęła się, po czym przykryła go i podłożyła mu poduszkę pod głowę, a następnie przedzwoniła do Namjoon'a mówiąc mu, że Jungkook śpi u niej. Następnego dnia, Amanda zawiozła go do jego dormu. 



***
Przepraszam że tak długo i że takie krótkie. Już nie umiem pisać opowiadań.

niedziela, 18 stycznia 2015

EXO: Just say you love me Rozdział 27

Upadła na ziemię, a krew popłynęła jej z nosa. Szarpany Sehun widząc to z ostatkiem sił uderzył z pięści w twarz Junsu przez co odsunął się od niego, a chłopak zasłabł.
- Sehun! - krzyknęła podbiegając szybko do niego na czworaka. Ujęła jego ciało w ramiona - Co pan wyprawia?! Oszalał pan?! Nie widzi pan w jakim on jest stanie?!
- Właśnie widzę! Jeżeli ma tyle siły, żeby mnie tak uderzyć, to i będzie miał siłę, żeby pracować! Wstawaj Sehun! - już miał do niego podejść i postawić słabego Sehuna na nogi, gdy nagle Amanda objęła go lewą ręką, a prawą wyciągnęła pistolet z kieszeni i wymierzyła w Junsu. Zaskoczony zatrzymał się - Nawet nie próbuj go dotknąć! Nie dam go skrzywdzić! Rozumiesz?! - Sehun cały czas obserwował Amandę nie mogąc nic zrobić. Junsu posunął się do przodu -  Jeszcze jeden ruch, a obiecuję, że strzelę.
- Nie odważysz się.
- Chcesz się przekonać?
- Tak bardzo chcesz go bronić, a zapominasz, że to właśnie przez ciebie tutaj trafił. To twoja wina, że tutaj trafił. Tylko i wyłącznie twoja wina. W ogóle jakim prawem rozkochujesz ich w sobie? Zapominasz, gdzie twoje miejsce szmato?!
- N-nie... nie mów tak o niej. Nie masz prawa tak o niej mówić, rozumiesz? - mówił ledwo Sehun.
- Dlaczego wciąż ją bronisz? Po tym wszystkim co ci zrobiła?
- To, że nie odwzajemnia moich uczuć, nie oznacza od razu, że pozwolę na to, żeby ktoś ją poniżał czy krzywdził - serce jej zadrżało - Nie zabieraj go, proszę... daj mu chociaż jeszcze jeden dzień na odpoczynek - spojrzał się na nią srogo. Opuściła broń - Błagam.
- Nigdy bym nie sądził, że kiedykolwiek usłyszę te słowa od ciebie - zaśmiał się - Jeden dzień.
- Dziękuję - oburzony wyszedł z sali trzaskając drzwiami.
- Noona... - spojrzała się na niego - Dlaczego mnie bronisz?
- Bo ja... - nie skończyła zdania, gdyż Sehun wtulił się w nią mocno i zamykając oczy wywołał u niej przyjemną, gęsią skórkę na ciele - Musisz się położyć na łóżku i odpoczywać - chciała go oderwać od siebie, lecz za mocno był w nią wtulony, jakby bał się, że ucieknie - Sehun, proszę cię... - puścił ją i rękami próbował oprzeć się o łóżko. Pomogła mu się podnieść i usadziła go na łóżku. Nagle załapał ją za rękę i lekko pociągną do siebie ujmując jej twarz w dłonie. Nie sądziła, że tak postąpi. Jej oddech zrobił się cięży, kiedy ich twarze dzieliły milimetry.
- Nie rób tego... - położyła swoje dłonie na jego i ściągnęła je z swojej twarzy.
- Krwawisz - wyszeptał. Położył z powrotem prawą dłoń na jej policzku i kciukiem wytarł jej krew spod nosa po czym uśmiechnął się lekko.
- Muszę już iść.
- Wiem.
- Odpoczywaj. Do zobaczenia.
- Pa - wyszła z sali zamykając drzwi. Wzięła głęboki oddech i wyszła z szpitala. Kiedy dotarła do dormu nikogo jeszcze w nim nie było. Jakieś pół godziny później chłopcy wrócili. Luhan zastał Amandę siedzącą w kuchni i pijącą gorącą herbatę.
- Dawno wróciłaś? - zapytał.
- Z jakieś pół godziny temu - wzięła łyk herbaty.
- Nigdy bym nie sądził, że Sehun będzie do tego zdolny - przysiadł się.
- Ja też nie. Myślisz, że szybko z tego wyjdzie?
- Mam taką nadzieję. Czy ty... czujesz coś do niego?
- Nie, przecież gdybym go kochała i nie odrzuciła go, on nigdy by tego nie zrobił.
- Nie obwiniaj się za to.
- Tak bardzo się teraz o niego boję. Dlaczego w ogóle pytasz się mnie o coś takiego?
- Tak tylko... zapytałem. Pomyślałem, że może jednak zmieniłaś zdanie.
- Nie można się w kimś zakochać z dnia na dzień. A co? Chciałbyś, żebym coś do niego czuła?
- Znaczy, no wiesz... to raczej twój wybór. Nie powinienem ingerować w twoje uczucia - nagle spojrzał na jej nos - Co ci się stało z nosem?
- Nic, uderzyłam się.
- Zaczął ci puchnąć.
- Co?! - zaskoczona chciała go dotknąć.
- Nie dotykaj! - uderzył ją w dłoń - Poczekaj chwilę - wstał od stołu i zamoczył kawałek szmaty w lodowatej wodzie po czym usiadł obok niej - Może troszkę zaboleć - delikatnie przyłożył ją do jej twarzy. Syknęła - Przepraszam - rzekł po czym znów przyłożył jej zimny okład do nosa.
- Dziękuję - wzięła od niego okład łapiąc go za rękę. Zarumienił się lekko.
- Ale z ciebie ciamajda! - powiedział szybko - O co się uderzyłaś?
- Poślizgnęłam się w łazience i uderzyłam o umywalkę.
- Sierota, ale u ciebie to normalne.
- Ej...
- Jesteś urocza jak się naburmuszasz - uśmiechnął się kładąc dłoń na jej ramieniu. Spojrzała się na niego, potem na jego dłoń,  następnie znów na niego. Zorientowała się co się dzieje. Odwzajemniła jedynie uśmiech. W pewnym momencie do kuchni wpadł wesoły Chanyeol.
- O ! Amanda! Już wróciłaś?
- Tak.
- Co ci się stało?
- Uderzyłam się.
- Pokaż - podbiegł do niej szybko spoglądając na nos - Ale spuchł. Bardzo cię boli? - zapytał z troską w głosie.
- Nie, teraz już nie. Luhan zrobił mi zimny okład.
- Moje ty biedactwo - ignorując całkowicie Luhana zrzucił go z krzesła i usiadł na jego miejscu - Ale nie masz gorączki? - przyłożył rękę do jej czoła.
- No... nie.
- Nie boli cię głowa? Nie kręci ci się w głowie?
- Uderzyłam się w nos, a nie w głowę.
- Ale i tak się martwię. Idziesz tam do nas?
- Ale teraz siedzę z ... - nawet nie dał jej skończyć, gdyż złapał ją za rękę i wyciągnął szybko z kuchni. Luhan jedynie zdenerwowany spojrzał się na nich jak wychodzą z kuchni. Następnego dnia, Sehun wyszedł z szpitala. Czuł się już lepiej. Dostał lekarstwa, więc automatycznie mógł dalej pracować. Przez ostatnie dni Amanda była coraz rzadziej w pracy i w dormie. Przez cały czas szykowała się wraz z Natalią na występ.
 Dwa tygodnie później w wytwórni do której chodzi Amanda rozpoczęły się szykowania do wieczornego występu. Tego dnia mają wystąpić same znane zespoły wraz z exo. Specjalnie na tą okazję wzięła sobie wolne, żeby móc przyszykowywać się od samego rana.  Wstała o szóstej rano, wzięła szybki prysznic, zjadła śniadanie, ubrała się w pierwsze lepsze ciuchy, związała włosy i wybiegła z dormu jadąc motorem do wytwórni. Tam trenowali do godziny piętnastej, a potem zjedli obiad. Następnie wzięła kolejny prysznic, uczesała włosy, przebrała się i wraz z innymi treinee, które miały wystąpić wyszła z budynku i wsiadła do osobnego vanu. Na miejsce jechali półtorej godziny. Na miejscu wypiła kawę i zrobili próbę generalną. Po próbie zaczęli szykować się do występu. Miały nawet własną garderobę. Prze chwilę czuła się jak gwiazda. Stylistki układały jej włosy, pomalowały, a na końcu ubrały w długie, seksowne, czarne sukienki. Amanda wraz z Natalią wyglądały zniewalająco. Na osobnym ekranie w garderobie mogły oglądać występy. Jakieś pół godziny później ktoś z personelu wszedł do środka i oznajmił, że zostało pięć minut. Wszyscy od razu szybko stanęli na równe nogi i wybiegli z garderoby zmierzając w stronę sceny. Gdy wszystko było już gotowe wyszli na scenę i rozpoczęły występ z mblaq.
 Exo bardzo oczekiwali występu przyjaciółek, więc kiedy wyszły na scenę od razu zaczęli krzyczeć i gwizdać. Wyglądały cudownie i równie cudownie się poruszały. Było widać, że mają talent i smykałkę do show biznesu. Chłopcy byli zachwyceni występem. Kiedy tylko skończyli od razu wstali i zaczęli głośno klaskać. Przed występem dziewczyny odczuwały ogromny stres, ale kiedy tylko zaczęły występować stres znikł. Były w swoim żywiole.
 Po występie, kiedy tylko zeszli ze sceny od razu zaczęli sobie gratulować, a mblaq pochwalili dziewczyny po czym od razu udały się do garderoby odpocząć. Jakąś godzinę później całe exo przyszło do dziewczyn z wielkimi bukietami kwiatów gratulując występu. Posiedzieli przez chwilę spędzając ten czas na rozmowie, a później musieli już się zbierać, więc pożegnali się. Dziewczyny przebrały się, zmyły makijaż i uczesały z powrotem. Następnie wyszły z garderoby i wychodząc z budynku wsiadły do van'a razem z mblaq, którzy zawołali trainee do siebie. Całą drogę rozmawiali o występie, żartowali i śmiali się. Po drodze van zawoził wszystkich do domu. Kiedy Amanda była już na miejscu, pożegnała się z wszystkimi i już miała wchodzić do bloku, kiedy nagle kogoś zauważyła.
- Jungkook?! Co ty tutaj robisz? - zapytała zaskoczona Amanda.
- Przyszedłem się z tobą spotkać. Nie zastałem cię w garderobie, więc pomyślałem, że tutaj cię spotkam. To dla ciebie - wręczył jej bukiet kwiatów.
- Naprawdę to dla mnie?
- Od zespołu. Widzieliśmy twój występ. Byłaś świetna.
- Dziękuję. To bardzo miłe z waszej strony.
- Przejdziemy się?
- Pewnie - uśmiechnęła się. Spacerowali po okolicy rozmawiając na różne tematy. Po pewnym czasie Amanda specjalnie zmieniła temat odnośnie rodzeństwa. Pytała się go o jego rodzeństwo po czym zaczęła opowiadać o swoim bracie.
- Pamiętasz dobrze swoje brata?
- Tak. Był naprawdę uroczym dzieckiem. Tak naprawdę to my... wychowaliśmy się w domu dziecka. Pewnego dnia, kiedy byliśmy jeszcze mali jakaś rodzina zaadoptowała mojego brata. Tak bardzo za nim płakałam. Do tej pory pamiętam, jak mnie wołał. Nie chciał mnie opuścić. Bardzo za nim tęsknie .
- To przykre. Współczuję.
- Ponoć byliśmy trochę do siebie podobni.
- Myślisz, że kiedyś odnajdziesz brata noona?
- Myślę, że tak. Wiesz co, znamy się już trochę i czasami imprezowaliśmy - zaśmiali się - I tak się zastanawiam, znaczy... ach, nie ważne.
- Co?
- Nie, nic.
- No powiedz.
- Nie, to głupie.
- Nad czym się zastanawiałaś?
- Wiesz... bardzo przypominasz mojego młodszego brata.
- Naprawę?
- Tak - uśmiechnęła się - Czym częściej się z tobą widzę, to tym częściej wydaje mi się, jakbyś nim był ale tak naprawdę mnie po prostu nie pamiętasz. Bo w końcu jak byś miał mnie pamiętać? Byliśmy wtedy tacy mali.
- To miłe, że przypominam i twojego brata, ale nie jestem nim.
- Nawet macie tyle samo lat. Dziwny zbieg okoliczności.
- To prawda.
- Pamiętam, że kiedy był mały, zrobił sobie poważną ranę na ramieniu. Została mu po tym blizna.
- Blizna? - zapytał zaskoczony.
- Tak, blizna. Rana ciężko się goiła... Czy ty...?
- Nie, no co ty. Nie mam żadnej blizny - zaśmiał się.
- Powiedziałbyś mi?
- Tak, pewnie. Dlaczego miałbym nie powiedzieć? - zapytał nerwowo.
- Pokaż mi ramiona.
- Że co?!
- Proszę.
- Żartujesz sobie noona, prawda?
- Nie.
- Nie będę ci ramion pokazywać.
- Jestem pewna, że jesteś moim bratem.
- Nie jestem. Nigdy nie byłem adoptowany.
- A co jeżeli jednak? Jesteś tego pewien na 100%?
- Tak, jestem. Po resztą rodzice w końcu by mi o tym powiedzieli.
- Proszę tylko na chwilkę.
- Nie.
- Tylko zerknę. Chcę się upewnić.
- Noona, ja tylko go przypominam. Nie jestem twoim bratem.
- Nic mi po nim nie zostało. Jedynie wspomnienia. Bardzo za nim tęsknię. Proszę cię. Na pewno masz bliznę.
- Dobrze - przełknął nerwowo ślinę niepewnie odkrywając ramiona. Była w szoku, kiedy je zobaczyła. Łzy napłynęły jej do oczu.
- To nie możliwe - na ramionach nic nie było.
- Mówiłem.
- Ale ja... byłam pewna, że ty... nie. Jaka ja głupia jestem. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
- Tak bardzo cię przepraszam - rozpłakała się i uciekła do dormu.
- Amando! Noona! - wołał za nia, lecz nie odwróciła se. Zapłakana biegła przed siebie prosto do dormu. Wpadła do środka i zamknęła się w salonie płacząc w poduszkę. Kookie dzwonił do niej kilka razy, lecz nie odbierała telefonu. Chłopcy szybko dowiedzieli się co się stało. Już jakiś czas opowiadała im z podekscytowaniem, że jestem tego pewna. Nawet oni zaczynali w to wierzyć, bo przecież byli do siebie tacy podobni, podobni się uśmiechali. Było im ją bardzo szkoda. Wszyscy mili nadzieję, że w końcu odnalazła jedynego członka rodziny. Przez cały czas spała, nie wychodziła z salonu, nie jadła, nie piła, nie myła się tak przez kolejne trzy dni. Zaczynali się o nią poważnie martwić. Nie chciała się z nikim widzieć, ani z nikim rozmawiać. Wzięła tydzień wolnego i leżał w domu codziennie płacząc w poduszkę. Była załamana. Straciła wszystko w co wierzyła.
 Parę dni później, kiedy wszyscy z exo udali się do pracy, Amanda ostała sama w dormie. Tego dnia wieczorem rozpadało się. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Ignorowała to oglądają dalej telewizje, lecz ten ktoś był bardzo nachalny i cały czas dobijał się do drzwi. W końcu zdenerwowana podeszła o drzwi i otworzyła je. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła w drzwiach zmokniętego Kookiego.
- Co ty tutaj robisz?
- Chciałem się z tobą zobaczyć. Dzwoniłem do ciebie i pisałem, ale nie odbierałaś. Nawet nie odpisałaś.
-Przepraszam cię za tamto. Nie wiem co mnie wtedy napadło, ale teraz nie mam siły, żeby rozmawiać. Wybacz, ale muszę jeszcze skoń...
- Miałem zabieg - przerwał jej szybko.
- O czym ty mówisz?
- Usunąłem bliznę z ramienia, kiedy miałem piętnaście lat.

niedziela, 11 stycznia 2015

"Nigdy o tobie nie zapomnę" #Fahrenheit *Aaron Yan*

Zamówienie dla Juli 



  Dzisiejszego dnia, znów siedzę znudzona w szkolnej ławce na lekcji języka polskiego i wpatruję się w niebo za oknem, zastanawiam się, co czeka mnie w wielkim świecie, kiedy już skończę szkołę, ile wspaniałych przygód przeżyję w swoim życiu, co będę robić i gdzie się pojawię. 
 Marzę o wielkich rzeczach, przygodach, podróżach i wielkiej, pięknej miłości. Marzę o świecie idealnym w którym mogłabym robić wszystko, być wolna i szczęśliwa, lecz niestety o takim świecie mogę tylko marzyć. 


Julia, jak codziennie po ciężki, długim dniu w szkole wracała do domu, zjadała pyszny, gorący obiad, odrabiała pracę domową i uczyła się do różnych niechcianych testów oraz żmudnych kartkówek, a gdy robiło się już ciemno i czas było kłaść się spać, by następnego dnia znów wstać do codzienności, Julia kładła się do łóżka i obserwując cienie ukazujące się na suficie marzyła. Gdy tylko zamknęła oczy i zasnęła, śniła. Otwierając oczy zobaczyła nad sobą gałęzie drzew porośnięte zielonymi liśćmi, które poniekąd zakrywały promienie słońca, a delikatny, przyjemny wiatr muskał jej skórę. Zastanawiając się gdzie jest, usiadła na zielonej trawie i rozejrzała się. Była w bujnym lesie. Po chwili zorientowała się, że jest ubrana w śliczną, niebieską sukienkę z krótkim rękawem, białe rajtuzy i jasnobrązowe chodaki. Po chwili zauważyła dróżkę ,którą postanowiła pójść. Idąc nią i podziwiając rosnące tam dzikie, kolorowe kwiaty, które były niebieskie w krwiste paski, bądź żółte w różowe kropki, zauważyła puchatego królika. Nic by nie było w nim takiego dziwnego, gdyby nie sięgał jej do kolan.
- Jaki duży królik - zdziwiła się. Zwierzę usiadło na swoim kuperku i przyjazną mordką przyglądał się jej przekrzywiając głowę na bok - Jaki ty jesteś uroczy - zachwycała się nim. Podeszła do niego i kucnęła przy nim - Kto ma taki śliczny brzuszek - po miziała go.
- Ej, ej, ej! - krzyknął oburzony odpychając jej rękę od siebie - Co ty wyprawiasz?! Masz coś do mojego brzuch?
- On... on gada.
- No pewnie, że gadam! A ty co? Z choinki się urwałaś?
- P-przepraszam.
- Co mi po twoich przeprosinach, jak poczochrałaś mnie po brzuchu? I jeszcze uroczy... - krzyżował łapki na piersi.
- Nie chciałam cię urazić. To było niechcący.
- Niechcący... akurat - odwrócił głowę - Idź lepiej do domu.
- Do domu? Ach, tak... tylko... gdzie ja mieszkam? - zapytała samą siebie.
- Chyba w mieście, prawda?
- Chyba tak.
- Jesteś nadnaturalsem?
- Nie.
- Człowiekiem?
- Tak.
- Więc mieszkasz w mieście.
- A gdzie jest miasto? - uderzył się łapką w czoło stojąc na tylnych nogach.
- Ty jesteś taka dziwna!
- Czego ty się znowu wydzierasz?! - usłyszała drugi głos. Odwróciła głowę i zobaczyła na drzewie czerwonego węża z głową smoka - Słychać cię w całym lesie.
- Dziwisz się? Tylko spójrz - wskazał na przestraszoną dziewczynę.
- To człowiek. Ludzie zazwyczaj nie zapuszczają się tutaj. Zgubiłaś się?
- Tak.
- A ty jeszcze się na nią wydzierasz.
- Poczochrała mi brzuch, mówiąc, że jestem uroczy!
- Cicho bądź, bo cię zjem! - uderzył go w tył głowy swoim ogonem - Nie przejmuj się moim bratem. On jest za bardzo obrażalski.
- Bratem? Wy jesteście braćmi?
- No tak, czasami sam się dziwię.
- Ej!
-  Jak ci na imię? - zapytał niskim głosem patrząc się na nią swymi dużymi, żółtymi oczami i lekko pokazując swoje kły.
- Julia.
- Więc, Julio idź prosto tą ścieżkom, a na pewno się odnajdziesz.
- No dobrze. Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia Julio.
- Do zobaczenia wam - pożegnała się i poszła dalej. Doszła do kamiennego, małego mostu. Woda tam była krystalicznie czysta. Po chwili nad jej głową zobaczyła przelatujące motyle, lecz one były znacznie szybsze i miały inny kształt - Wróżki? - zapytała samą siebie ze zdziwienia widząc małych ludzików przelatujących nad jej głową. Odwracając głowę zobaczyła z oddali idącego, białego jelenia. Miał z około dwa metry wzrostu, a jego rogi były tak duże i rozgałęzione, że wyglądały jak korona. Spacerował powolnym krokiem wśród drzew. Nagle wróżki przeleciały nad nim, a jego głowa skierowała się w jego kierunku. Była nim zachwycona. Pierwszy raz zobaczyła tak piękne i majestatyczne zwierzę. Jeleń spojrzał się na nią i stanął. Patrzeli na siebie z oddali, lecz po chwili odwrócił się i poszedł dalej, a Julia jeszcze odprowadziła go wzrokiem. Był niesamowity. Idąc dalej przez las przejeżdżał obok niej drewniany pojazdy zaprzężony w dwa czarne konie. Pojazd ten miał duże koła ozdobione złotymi liśćmi, a na nim siedział wysoki, przystojny mężczyzna ubrany w długi, ciemnobrązowy płaszcz z dużym, szpiczastym, ciemnym kapeluszem na głowie. Przystanął obok niej i paląc fajkę zapytał:
- Idziesz w stronę miasta? - przytaknęła - Może cię podwieść... Julio? -
- Skąd pan wie jak mam na imię?
- Wsiądź, a się dowiesz. będąc świadomą tego, że to tylko sen zgodziła się i usiadła obok staruszka po czym odjechali.
- Jestem tutejszym czarodziejem. Znam wszystkich i wiem wszystko co się tutaj dzieje. Nazywam się Siwon. Tu ni jesteś stąd, zgadza się?
- Tak, ale podoba mi się tutaj. Tu jest zupełnie inaczej niż u mnie.
- Wiem o tym.
- Skąd? A no tak...
- Pewnie wydaje ci się, że to tylko sen, że to świat, który tak naprawdę nie istnieje, prawda?
- A tak nie jest? - uśmiechnął się
- Dowiesz się Julio w swoim czasie.
- Zapewne już spotkałaś nadnaturalsów?
- Kim oni są?
- Nadnaturalsi to ludzie, którzy potrafią przemieniać się w zwierzęta, ale oprócz tego nie różnią się niczym innym od nas.
- Co to jest za świat?
- To Shaiyla. Ten świat bardzo różni się od tego w którym ty mieszkasz.
- Zauważyłam.
- No to już jesteśmy - powiedział. Po chwili zobaczyła ogromne miasto na wodzie do którego można wejść tylko dzięki mostom.

Ten widok zaparł jej dech w piersiach. Pierwszy raz zobaczyła coś tak pięknego. Był zachód słońca przez co ten widok stał się jeszcze wspanialszym. Wjechali do miasta główną bramą, górnym, lewym mostem.
- Tutaj musimy się już pożegnać Julio. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Też mam taką nadzieję - zsiadła z pojazdu i poszła swoją drogą zwiedzając miasto. Mijała piękne budowle kierując się po kamiennych drogach mijając tutejszych mieszkańców, którzy byli dziwnie ubrani. Po chwili zatrzymała się przy jeden z restauracji, gdyż zrobiła się głodna. Obserwowała pięknie pachnące smakołyki nie wiedząc co by tu zjeść. Nagle zobaczyła idącego przez ulicę białego jelenia, tego samego, którego wcześniej spotkała w lesie. Podszedł do jednego ze sklepów i po chwili przemienił się w mężczyznę. Zawstydziła się, gdy tylko przypomniała sobie, że tak go obserwowała w lesie. Nagle gruba kobieta w białym fartuchu zapytała:
- Czym mogę służyć?
- Poproszę...  - rozejrzała się ostatni raz - To - wskazała palcem, po czym kucharka nałożyła jej jedzenie na talerz i powiedziała ile ma zapłacić. Julia sięgnęła do kieszeni, lecz w nich nic nie miała.
- Ja za to zapłacę i jeszcze jedno to samo poproszę - usłyszała męski. Usiadł obok niej na krześle wyciągając pieniądze z kieszeni i wręczając je kobiecie.
- Dziękuję - spaliła się ze wstydy, kiedy zorientowała się, że to ten sam chłopak. Był to wysoki , przystojny brunet o ciemnych, skośnych oczach.
- Nie ma za co. Widziałem cię wcześniej w lesie na moście. Jesteś nowa? - zapytał.
- Tak.
- Jestem Aaron Yan, a ty?
- Julia.
- Co cię tutaj sprowadza?
- Sama nie wiem.
- Zwiedzasz?
- Tak.
- I jak ci się podoba?
- Jest tutaj... niesamowicie. Piękne miasto.
- Ja bym pozmieniał tu i owdzie, ale może być - uśmiechnął się zawstydzając ją. Miał piękny uśmiech - Długo tutaj jesteś?
- Pierwszy raz.
- Na prawdę? Więc musisz koniecznie poznać miasto. Z chęcią cię oprowadzę, jeżeli nie masz nic przeciwko.
- Nie no skąd - rzekła szybko - Było by miło - uśmiechnęła się.
- No to chodźmy - nagle usłyszała dzwonek.
- Co to jest? - zapytała przymykając oczy, a po chwili otwierając je znalazła się w swoim łóżku. Był to dźwięk budzika - W takim momencie? - tego dnia czuła się bardziej żywa i szczęśliwa. Przez cały dzień przeżywała swój sen. Był taki realistyczny i wciąż nie mogła zapomnieć Aarona ze swojego snu.  Tego samego dnia, gdy położyła się spać obudziła się w zupełni innym łóżku. Było całe drewniane,a pościel cała biała. W drewnianym pokoju nie było nic innego, jak to łóżko, szafa, nocna szafka z lampką i krzesło na którym leżały jej ubrania. Wstała, ubrała się i wyszła z pokoju. Dom ten był cały drewniany i przytulny.
- Już wstałaś? - usłyszała męski głos z salonu. Przeszła do salonu i ujrzała czarodzieja Siwon'a, który siedział na fotelu i palił fajkę. Spojrzał się na nią i powiedział:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - przywitała się - Co ja tutaj robię?
- Spałaś.
- Spałam?
- Tak.
- Ale jak ja tutaj trafiłam?
- Tego nie wiem. Po prostu wszedłem do pokoju i zobaczyłem cię śpiącą w łóżku, a twoje ubrania już leżały ułożone na krześle. Może napijesz się herbaty?
- Z chęciom - zaparzył jej herbatę w starym czajniku i podał ją w drewnianym kubku - Dziękuję - ujęła kubek w ręce i upiła łyk.
- Wydaje mi się, że w jakiś dziwny sposób, kiedy kładziesz się spać przedostajesz się do naszego świata. Jeszcze nie wiem, jak to się dzieję i dlaczego tutaj znów trafiłaś, ale się dowiem.
- Ale przecież to sen.
- Zawsze śni ci się to samo? - nic nie odpowiedziała - Tak myślałem.
- Mogę się rozejrzeć po okolicy?
- Oczywiście - wypiła do końca herbatę i wyszła z domu. Dom znajdował się obok lasu przy morzu. Piękne miejsce. Można było podziwiać naturę oraz miasto, które było tak blisko. Z daleka zobaczyła siedzące na skałach przy wodzie trzy, piękne, młode kobiety rozmawiające ze sobą i śmiejące się. Czarodziej wyszedł za Julią. Wtedy zapytała się:
- Kto to jest? - Dan spojrzał się na kobiety z oddali.
- To syreny.
- Syreny? - dopiero po chwili zobaczyła ich lśniące, rybie ogony. Nagle usłyszeli z daleka galop, kiedy się odwrócili, zobaczyli biegnącego, białego jelenia. Zdziwiony zatrzymał się przy domie i powiedział:
- Witaj Siwon.
- Witaj Aaaron. Piękny dzień, prawda?
- Cudowny - spojrzał się na dziewczynę - Wszędzie cię szukałem.
- Naprawę?
- Zniknęłaś wczoraj bez słowa. Myślałem, że coś się stało.
- Przepraszam, ale to było bardzo ważne.
- Och, rozumiem, ale mam nadzieję, że dzisiaj oprowadzę cię po mieście.
- Pewnie.

*Pierwszy raz w życiu rozmawiam z jeleniem ( Julia)*

 Nagle podpłynęły do nich tamtejsze syreny, które adorowały Aaron'a, lecz ten nie przejął się nimi i zabrał Julię na przejażdżkę na swoim grzbiecie. Kiedy oprowadzał ją po mieście napotkali dwóch chłopaków. 
- Cześć Aaron - zawołał jeden z nich.
- Cześć wam. Ty już chyba poznałaś ich Julio? - dziewczyna uważnie przyjrzała się chłopakom . Jeden z nich miał urocze spojrzenie, a drugi duże, żółte oczy.
- To wy! - zasiali się - To was spotkałam wtedy w lesie. 
- I poczochrałaś mnie po brzuchu. 
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Znowu zaczynasz? Ja jestem Jonghyun, a mój młodszy brat to Jimin - poczochrał go po głowie. 
- Nie szkodzi, już zdążyłem się przyzwyczaić - uśmiechnął się cudownie. Cały dzień spędził z nimi czas. Poszli coś zjeść następnie udali się nad wodę, żeby popływać. Wtedy zobaczyła ich piękne urzeźbione brzuchy. Pod wodą również było bajecznie. Pod koniec dnia udali się do miasta na tańca, gdzie świetnie się bawili przy szybkiej muzyce. 
 Świat Shaiyla śnił się Juli codziennie i codziennie przeżywała różne przygody przez co uzależniła się od tego wspaniałego miejsca. Przez to coraz częściej zasypiała, żeby tylko się tam zjawić i spotkać się z Aaronem. Zasypiała od razu jak wracała ze szkoły do domu i robiła małe drzemki w szkole co nie spodobało to się nauczycielom oraz rodzicom. Całe jej życie stało się jednym, wielkim snem. 
 Pewnego dnia, jej rodzice na prośbę wychowawcy wysłali ją do psychologa, który miał z nią porozmawiać z jej problemem. 
- Julio pewnie wiesz dlaczego tutaj jesteś, prawda?
- Tak.
- Czujesz się cały czas śpiąca?
- Tak.
- Dlaczego? Mało śpisz, stres, przejmujesz się czymś?
- Nie.
- Więc co cię męczy?
- Nic.
- Ale czymś musi być spowodowane tym, że przez cały czas śpisz.
- Lubię spać - w tym momencie Julia opowiedziała pni psycholog o świecie Shaiyla. Mówiła o syrenach, mieście, czarodzieju Siwonie, Jonghyun'nie i Jimin, o nadnaturalsach i Aaronie, a szczególności o Aaronie. Tego dnia, Julia znów wróciła do Shaiyla, lecz tym razem było już ciemno. Minęły dwa okrągłe miesiąca od jej pierwszej wizyty w Shaiyla. Tego wieczoru była ubrana w piękną, długą sukienkę. Aaron kazał jej przyjść do magicznego miejsca w lesie, gdzie było pełno świecących kwiatów i świetlików. Po chwili z wśród drzew wyszedł Aaron w postaci białego jelenia. Powolnym krokiem podszedł do niej, a ona z uśmiechem pogłaskała go po mordce. Nagle przeistoczył się w człowieka, a jej dłoń spoczywała na jego policzku. Nachylił się nad nią i czule pocałował w usta przeradzając zwykły całus w namiętny pocałunek. Całując ją po szyi, zaczął ją rozbierać po czym oddali się chwili namiętności wśród świecących kwiatów. 
 Mijały kolejne miesiące, a sen coraz częściej władał nad Julią przez co coraz częściej śniła niż żyła, aż pewnego dnia zapadła w śpiączkę. Lekarze nie wiedzieli co się z nią stało. Jej bezwładne ciało leżało na szpitalnym łóżku, a dusza wędrowała po wspaniałym świecie Shaiyla. Była w śpiączce przez trzy miesiące. Wreszcie była szczęścili, spełniała marzenia, nic jej nie brakowało. Zamieszkała z Aaronem i byli razem żyjąc przygodom, lecz pewnego dnia, Julia po prostu zasłabła. 
- Wszystko w porządku? 
- T-tak.
- Na pewno?
- Tak, wszystko w porządku - mimo tego, gdy wstała z ziemi, znów upadła. Przemienił się w jelenia i na grzbiecie zabrał ją do domu. Następnego dnia, czuła się już lepiej, lecz osłabienia nastąpywały coraz częściej. Któregoś dnia, Aaron zabrał ją wieczorem na kolację. 
- Wiesz, chciałbym się coś ciebie zapytać.
- Pytaj.
- Wiesz, pamiętam dzień w który pierwszy raz cię zobaczyłem. Gdy stałaś wtedy na moście w lesie. Kiedy cię ujrzałem dech zaparł mnie w piersiach.  Słońce tak cudownie podkreślało twoją buzię, a wiatr rozczesywał twoje włosy. Już wtedy moje serce zaczęło szybciej bić na twój widok. Jakie ja miałem szczęście, że tego samego dnia spotkałem cię jeszcze w mieście i mogłem cię poznać. Wtedy nawet by mi myśl nie przeszła przez głowę, że kiedyś będziemy razem, że będę mógł chociażby na przykład przytulać cię każdego dnia czy całować na dobranoc. Dlatego, chciałbym się ciebie zapytać czy wyjdziesz za mnie?
- Ty tak na poważnie?- nie mogła w to uwierzyć. 
- Tak - odpowiedział niepewnie nie wiedząc co odpowie.
- Tak, tak, tak! Wyjdę za ciebie  - rzuciła mu się w ramiona całując w usta.  
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się zgodziłaś. Nie potrafię bez ciebie żyć..
- Ja tak samo - nagle zemdlała.
- Julio! - krzyknął przestraszony. Wiedząc o tym, że jego ukochana nie należy do jego świata zabrał ją szybko za miasto do czarodzieja Siwon'a. Zapukał szybko do jego drzwi po czym mu je otworzył.
- Błagam pomóż! - krzyknął przerażony trzymając nieprzytomną dziewczynę na rękach. 
- Wejdź z nią - wpuścił ich do środka. Aaron położył ją na kanapie w salonie - Co się stało?
- Zemdlała.
- Często jej się to przydarza?
- Nie, ale...
- Ale?
- Coraz częściej czuje się osłabiona. 
- Osłabiona mówisz? Wiedziałem, że kiedyś ten dzień nastąpi.
- Ten dzień? Co masz na myśli? - Siwon zaczął szukać czegoś w swoich szufladach. Nagle wyciągnął z szuflady słoik z fioletowym płynem po czym nalał troszkę płynu do ręki i wylał ją na jej twarz. Nagle gwałtownie się przebudziła, odkrztuszając się powietrzem. 
- Julio! - przerażony Aaron objął jej twarz w dłonie.
- A więc jednak miałem rację.
- Z czym? 
- Julia za długo przebywa w naszym świecie. To ją wykańcza. Ona umiera.
- Umiera?! Jak to?!
 - Jej dusza jest tutaj, ale jej ciało zostało w jej świecie. Zapewne już po takim czasie zapadła w śpiączkę w swoim świecie, a jak dobrze wiem, to ciało nie może żyć bez duszy, a dusza bez ciała. Ona musi odejść. 
- Dopiero... dopiero co się zaręczyliśmy. 
- Aaron ja... przepraszam - powiedziała. 
- Nie przepraszaj. Nic się nie stało. To nie twoja wina - łzy mu popłynęły po policzkach. 
- Musisz zabrać ją do miejsca, gdzie pierwszy raz się pojawiła. Jeszcze dzisiaj, bo być może nie dożyje jutra. 
- Za mostem... - wyszeptała. Aaron zawiózł ją na grzbiecie na most, gdzie pierwszy raz się przebudziła. Ubrana w płaszcz trzymała w ręce latarkę oświetlając im drogę - To tutaj - rzekła. Zatrzymał się po czym zsiadła. Objęła jego jelenią głowę w dłonie po czym przemienił się z powrotem w człowieka - Tak mi przykro Aaron. 
- Niepotrzebnie. To był najlepszy czas w moim życiu.
- W moim też. Nie wiem, jak dam sobie bez ciebie radę. Jak będę żyła w swoim świecie. 
- Dasz sobie radę. Jesteś silna.  
- Tak bardzo będę za tobą tęsknic. Nie chcę odejść.
- Wiem, ja też nie chcę, żebyś odchodziła, ale musisz. Musisz żyć. Gdybyś nagle umarła nie darowałbym sobie tego - łza popłynęła mu po policzku. 
- Nie płacz.
- Będę tęsknić. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
- Daj rękę - położyła swoją dłoń na jego, a on włożył jej pierścionek zaręczynowy na palec - Nie zapomnij o mnie. 
- Nigdy o tobie nie zapomnę - pocałowali się - Zawsze zostaniesz w moim sercu. Myślisz... że kiedyś się jeszcze spotkamy. 
- Na pewno - uśmiechnął się. Jego świat zaczął się rozmazywać i po części znikać, a on zniknął ostatni całując jej czoło.
 Przebudziła się w białej sali. Zdziwiona zauważyła, że jeży w szpitalu.
- To koniec - rzekła cicho do siebie. Siadając na łóżku zauważyła swój pierścionek zaręczynowy na palcu. Przeszedł z nią do jej świata - Nigdy o tobie nie zapomnę Aaron.



niedziela, 4 stycznia 2015

EXO: Just say you love me Rozdział 26

Godzinę później Amanda i Tao spacerowali przejęci po szpitalnym korytarzu. Załamana spytała Chińczyka:
- Od kiedy wy ćpiecie?
- Od niedawna. Z jakiś miesiąc może.
- Miesiąc? Dlaczego o niczym nie powiedzieliście?
- Bo... ach. To zdarzyło się przypadkiem. Byliśmy już tak wykończeni wszystkimi treningami, występami, że tylko to nam pomagało mieć jeszcze jakąś energie w sobie. Dzięki temu nie odczuwaliśmy tak zmęczenia i mogliśmy normalnie pracować. Na początku robiliśmy te zastrzyki sporadycznie, jak było już późno, a my nie mieliśmy siły dalej pracować albo coś w tym stylu. Z czasem zaczęliśmy to robić coraz częściej, aż w końcu uzależniliśmy się i teraz wstrzykujemy sobie już codziennie. Staraliśmy się brać niezbyt mocny towar, żebyśmy nie chodzili naćpani, tylko lekko pobudzeni.
- Jak ja mogłam tego nie zauważyć?
- Ciężko pracujesz, jak my. Ciągłe pilnowanie nas, studia i jeszcze długie treningi w wytwórni. Sama chodzisz wykończona i wyglądasz jakbyś była chora. Dziwisz się, że Chanyeol, Baekhyun i Chen częściej piją i palą trawkę, ale oni ciągły stres i zmęczenie muszą ukrywać pod ciągłym uśmiechem. Tylko to pomaga im chociaż jednej nocy zapomnieć o tym wszystkim.
- Przestań! Tłumaczą ich wszystkim nie usprawiedliwia was, że ćpiecie. Myśli, że ja nie wiem co się dzieje w dormie? ... W ogóle... jak mogłeś do tego dopuścić? Do tego, że przedawkował! Jesteś od niego starszy! Powinieneś był mu nie pozwolić brać tak dużo tego świństwa! Teraz może umrzeć! On umiera! To twoja wina!
- Zamknij się! Nie obwiniaj mnie za coś czego nie zrobiłem! To z twojego powodu.
- Co?...
- Zrobił to specjalnie... Chciał popełnić samobójstwo - nie mogła w to uwierzyć. Nagle rozpłakała się i wpadając w panikę upadła na kolana krzycząc w niebo głosy.  Tao widząc jej rozpacz uklęknął obok niej i przytulił do siebie. Nagle podbiegł do nich ich menadżer, wujek Amandy.
- Przyjechałem do szpitala jak najszybciej potrafiłem. Co się stało? Co z Sehunem?
- Chciał się zaćpać... przeze mnie - mówiła przez łzy. Tao puścił ją.
- Jak to przez ciebie?
- Ja... złamałam mu serce - schowała twarz w kolana rozpaczając jeszcze bardziej.
- Gdzie Sehun?
- Na sali operacyjnej. Reanimują go - rzekł smutnym głosem. Menadżer złapał się za głowę. Czekali przez następną godzinę. Nagle przyszedł do nich jeden z lekarzy. Cała trójka od razu wstała.
- Czy ktoś z państwa jest z rodziny pana Oh Sehun'a?
- Sehun jest teraz pod opieką SM. Jestem jego menadżerem.
- Rozumiem... - spojrzał w papiery, kore trzymał przy sobie - Musi pan to podpisać.
- Tak, tak ,oczywiście. Już podpisuję - powiedział szybko patrząc na dokumenty.- Co z nim?
- Udało nam się go uratować. Trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie przez co prawie byśmy go stracili. Zostało przeprowadzone czyszczenie, dostał leki. Jest teraz pod kroplówką. Sehun teraz śpi i najprawdopodobniej szybko się nie obudzi. Przez tą noc będzie pod stałą opieką i nie wykluczone jest, że na pewno przeżyje do rana. Teraz trzeba się zdać tylko na niego.  Nic więcej nie możemy zrobić. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy. Teraz trzeba czekać i zobaczyć czy wystarczy mu sił, żeby dożyć jutra. Jeżeli mu się uda to później będzie już wszystko dobrze.
- Rozumiem... - wziął głęboki oddech
- Leży pod 307. Proszę wrócić jutro z samego rana.
- Dobrze.
- Teraz muszę państwa przeprosić. Czas na mnie. Dobranoc.
- Dobranoc - lekarz zabrał dokumenty i odszedł - Teraz pozostało nam się jedynie o niego modlić - powiedział do Amandy i Tao. Przytaknęli smutni.
- A co... jeżeli on nie przeżyje? - zapytał Tao.
- Nie mów tak. Musimy być dobrej myśli. Żadne z was nie prawa w tej chwili nawet tak pomyśleć, rozumiecie? - przytaknęli - Dobrze... a teraz wracajmy. Wrócimy tutaj rano i zobaczymy co dalej - Tao i menadżer ruszyli do przodu, lecz Amanda stała wciąż w miejscu.
- Nie idziesz? - zapytał Tao.
- Zostaje.
- Wiesz, że jutro przecież masz... - przerwała własnemu wujowi.
- Proszę, pozwól mi przy nim zostać.
- No dobrze. Zobaczymy się rano.
- Dziękuję - wrócili do dormu, a Amanda usiadła obok sali 307 i zasnęła na siedząco opierając głowę o ścianę. Po pewnym czasie poczuła czyjeś szturchnięcie.
- Proszę pani - usłyszała męski głos. Zmęczona otworzyła oczy i z bolącym karkiem spojrzała się na doktora .
- T-tak?
- Pani jest tą kobietą która zna pana Sehun'a?
- Tak, to ja. Która jest godzina?
- Dochodzi już siódma rano.
- Co z nim?
- Znam już jego stan zdrowia.
- Żyje?
- Tak, przeżył. Jego stan jest stabilny i wyjdzie z tego.
- Całe szczęście.
- Ale wciąż jest zmęczony i musi odpoczywać.
- Czy mogę się z nim zobaczyć?
- Pan Sehun jeszcze śpi, ale może pani do niego zajrzeć. Tylko proszę go nie budzić. Niech sam to zrobi.
- Dobrze, dziękuję panu bardzo.
- I jeszcze jedno, kiedy się ocknie może jeszcze trochę majaczyć i nie pamiętać wczorajszego dnia.
- Dobrze będę pamiętać. Jeszcze raz dziękuję.
- Proszę bardzo. Cała przyjemność po mojej stronie - złapała za klamkę bojąc się wejść do środka. Serce zaczęła jej walić, jak tylko przypomniała sobie jak wczoraj w nocy wyglądał. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. W ciemnym pomieszczeniu leżał Sehun przykryty do klatki piersiowej białą kołdrą i z maską tlenową na twarzy. Spał. Wyraźnie można było zauważy jak oddycha. Łzy zaszkliły ponownie jej duże oczy. Podeszła do okna i odsłoniła zasłony, by trochę światła weszło do pokoju. Promienie słońca rozświetliły jego bladą cerę. Wzięła drewniane krzesło i usiadła obok niego.
- Sehun - wyszeptała - Jak mogłeś nas tak wystraszyć? ... Jak mogłeś zrobić taką głupotę?... Sehun ja... przepraszam cię. Tak bardzo cię przepraszam, że złamałam ci serce - objęła jego dłoń - Masz takie chłodne dłonie - wyszeptała przełykając nerwowo ślinę. W między czasie zadzwoniła do wujka i zawiadomiła go o stanie Sehuna. Można było usłyszeć ulgę w jego głosie. Powiedział, żeby dała mu pół godziny i zaraz przyjedzie. Dotrzymując słowa przyjechał pół godziny później spotykając się z Amandą na korytarzu.
- Jak się czuje?
- Nie wiem. Jest na pewno wykończony.
- Rozmawiałaś z nim?
- Jeszcze nie wstał.
- Ah, no tak. Dobrze, że wszystko się ułożyło.
- Tak - rzekła smutnym głosem.
- Nie smuć się. Sehun żyje. Wszystko będzie dobrze. Wyjdzie z tego.
- Wiem, ale to przeze mnie tutaj trafił.
- Nie obwiniaj się za to. Skąd miałaś wiedzieć, że tak postąpi?
- A co z chłopakami?
- Już o wszystkim wiedzą. Przyjadą dopiero wieczorem do szpitala. Musieli jechać na spotkanie z fanami i jeszcze czeka ich trening.
- Jak to? Nie mogli od razu przyjechać?
- Nie dostali zgody. Obowiązki są ważniejsze.
- Ważniejsze? Ty chyba sobie żartujesz?!
- Chciałbym.
- Jak to może być ważniejsze od Sehuna?!
- Nie unoś się tak. Chcieli przyjechać, ale przecież mówię ci, że nie dostali pozwolenia. Takie jest życie idola. Najpierw obowiązki dopiero później czas wolny.
- Pewnie martwią się co z nim. Rozmawiałeś z nimi dzisiaj?
- Tak, jak tutaj jechałem to przedzwoniłem do Suho.
- Jak chłopcy czują się po piciu?
- Mają niezłego kaca, ale dostali tabletki, kawę, a w wytwórni wypiją jeszcze po energetyku i będzie dobrze.
- Nie wiem czy to jest dobre rozwiązanie.
- Nic na to nie poradzę. Sehun pewnie szybko nie wstanie, więc chodźmy na kawę. Przydałaby się.
- Zgoda - udali się we dwoje do kawiarni na pyszną, gorącą kawę po której Amanda poczuła się lepiej. Wiedząc, że chłopak szybko się nie obudzi postanowili, że wrócą. Menadżer wrócił do wytwórni, a Amanda udała się na wykłady do uczelni. Po wykładach czekał ją test sprawnościowy, który zdała bardzo dobrze. Następnie udała się do swojej wytwórni na trening. Uczyła się śpiewać oraz tańczyć, przy okazji miała próbę do występu. Wykończona wzięła prysznic, przebrała się i udała się do najbliższego sklepu spożywczego, by kupić coś do jedzenia. Jadąc autobusem do szpitala jadła suchą bułkę popijając ją niegazowaną wodą. Był to jej drugi posiłek tego dnia. Pierwszy zjadła w wytwórni na stołówce. Była to sałatka i jabłko. Musi utrzymywać swoją wagę, by szybciej zadebiutować. Zmęczona weszła do sali 307 i smutna usiadła obok chłopaka. Objęła jego dłoń i przysnęła na siedząco. Jakieś piętnaście minut później przebudziła się słysząc czyjeś mruczenie. Sehun przebudzał się mocno trzymając ją za dłoń. Otworzył oczy. Amanda widząc to uśmiechnęła się.
- Cześć Sehun - rzekła cicho.
- Ama... Amanda? - zapytał przez maskę tlenową.
- Tak, to ja.
- N-nie... nie. Ty nie możesz być Amandą. Ona... nie przyszłaby do mnie.
- Nie mów tak.
- Ona... jest teraz gdzieś indziej. Śniła mi się... jak... trzyma mnie za dłoń i przeprasza... przeprasza mnie za to, że złamała... z-złamała mi serce - mówił cichym wykończonym głosem - Co jest ze mną nie tak? G-gdzie... gdzie popełniam błąd?
- Ty nie robisz nic złego. To w niej tkwi problem, nie w tobie. To z nią jest coś nie tak, nie z tobą - jej oczy zaszkliły się, lekko się uśmiechając.
- Powiedz mi... czy ona mogłaby mnie kiedyś pokochać? - pojedyncza łza popłynęła jej po policzku. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy, zasnął. Puściła jego dłoń i wyszła z pokoju rozpłakując się. Nie miała odwagi drugi raz wejść do jego pokoju.
 Po pewnym czasie przyszli wszyscy z exo wraz z menadżerem. Przynieśli jedzenie, jego rzeczy oraz balony.
- Amanda - zawołał Xiumin.
- Cześć wam.
- Jak z nim? - zapytał Suho.
- Odpoczywa.
- Możemy się z nim zobaczyć?
- Nie wiem czy teraz już tak.
- Pójdę zapytać się doktora - rzekł menadżer.
- Rozmawiałaś z nim? - zapytał Lay.
- Tak, ale wciąż majaczy. Jeszcze nie doszedł do siebie.
- A ty jak się czujesz? - zapytał Luhan.
- Dobrze, tylko mnie trochę kark boli, ale po za tym to dobrze.
- Dlaczego nie siedzisz u niego? - zapytał D.O.
- Nie chciałam mu przeszkadzać.
- Mam dobre wieści - wrócił mężczyzna - Możecie się już spotkać z Sehunem - uśmiechnięci weszli do środka. Okazało się, że już nie spał i bardzo ucieszył się, że zobaczył przyjaciół. Pomogli mu usiąść po czym ściągnął maskę.
- Co wy tutaj robicie?
- Jak to? Do brata przyszliśmy - rzekł ucieszony Chanyeol.
- Jak się czujesz? - zapytał Kris.
- Słabo.
- Dziwisz się? Po tym co zrobiłeś masz czuć się dobrze? - zapytał Tao - Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłeś nie mówiąc już o Amandzie.
- Amanda?
- Tak, całą noc płakała za tobą i spała na szpitalnym korytarzu martwiąc się o ciebie.
- Przejęła się?
- Wszyscy się przejęliśmy - rzekł Suho.
- Przyszła? - zapytał lekko załamanym głosem.
- Siedzi na korytarzu - odpowiedział cicho Xiumin. Od razu spojrzał się na drzwi i założył z powrotem maskę szybciej oddychając. Chanyeol widząc, że jest przygnębiony i wpatruje się w drzwi, jakby czekał na to, jak w końcu wejdzie do sali i będzie mógł ją zobaczyć zaczął go rozśmieszać. Pół godziny później Xiumin wyszedł z pokoju i spojrzał na siedzącą dziewczynę.
- Hej - rzekł cicho siadając obok niej.
- Hej.
- Jak tam?
- Dobrze. Co z nim?
- Widać, że jest już lepiej. Nie chcesz wejść?
- Nie wiem czy powinnam.
- On cały czas czeka na ciebie. Wpatruje się jak głupi w drzwi oczekując jak się pojawisz. Dobrze, że Chanyeol zaczął go rozśmieszać. Oczywiście Baekhyun też się musiał w to wkręcić.
- Cały Baekhyun - zaśmiali się.
- A więc?
- Zgoda - pierwszy wszedł Xiumin, a tuż za nim weszła Amanda zatrzymując się w drzwiach - Cześć Sehun - rzekła. Zaniemówił.
- To my na chwilę wyjdziemy - stwierdził Suho.
- Dlaczego? - zapytał Lay.
- Kto chce zjeść? Ja stawiam - od razu wszyscy rzucili się do wyjścia zostawiając Sehun'a samego z Amandą. Usiadła obok niego.
- Jak się czujesz?
- Trochę słabo. Dlaczego przyszłaś?
- Martwiła się o ciebie. Bałam się, że umrzesz.
- Zrobiłbym tylko ludziom przysługę.
- Nie mów tak. To nie prawda. Wszyscy martwili się o ciebie. Bali się. Są ludzie dla których warto żyć, którzy cię kochają.
- Co z tego, jeżeli nie kocha mnie osoba, która jest dla mnie najważniejsza.
- Cały świat przecież nie kończy się na mnie.
- A chcesz się przekonać?
- Nigdy bym nie przypuszczałabym, że mógłbyś zrobić coś takiego.
- A jednak.
- Jeszcze poznasz dziewczynę, która pokocha cię tak bardzo jak na to zasługujesz.
- Nie chcę innej dziewczyny! Chcę tylko ciebie, rozumiesz?! - zaniemówiła.
- Przepraszam, że cię zraniłam. Nie chciałam do tego dopuścić. Nigdy nie chciałam, żebyś przeze mnie cierpiał.
- Lubisz mnie?
- Przecież wiesz, że tak.
- Ale czy ty kiedykolwiek mnie...? - przerwała mu.
- W tym momencie nie potrafię tego stwierdzić.
- Dlaczego? Jest coś ze mną nie tak? Może jestem dla ciebie za młody?
-  Nie, to... To skomplikowane.
- Dlaczego po prostu nie powiesz co czujesz?
- Bo nie potrafię, bo nie mogę.
- Możesz.
- Nie, właśnie o to chodzi, że ja nie mogę.
- Co cię przed tym powstrzymuje?
- Nie zrozumiesz.
- Ale chcę zrozumieć.
- Zrozum tylko tyle, że ja nie nadaję się na czyjąś dziewczynę. Nie potrafię tak mocno kochać jak ty.
- To dlatego, że nie miałaś rodziców?
- Możliwe.
- To nie ważne. Wystarczy, że ja bym ci dał.
- Sehun proszę cię, przestań.  Skończyłoby się to źle, gdybyśmy byli razem - wziął głęboki oddech i położył się z powrotem.
- Nie potrafię tak nagle się odkochać. Zajmie mi to bardzo dużo czasu. Wiesz... to boli bardziej niż leżenie tutaj w bólach - pojedyncza łza popłynęła mu po policzku - Będę musiał pozwolić ci odejść... z mojego serca. Przepraszam.
- Nie przepraszaj.
- Czuję się taki słaby.
- Lepiej idź spać.
- Tak zrobię - włożył z powrotem maskę na twarz.
- Odwiedzimy cię jutro - już miała wstać i wyjść, kiedy nagle złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Nie... zostań, proszę. Ten ostatni raz. Chcę zasnąć trzymając cię za rękę... żeby móc rano wstać bez ciebie... zaczynając od nowa.
- D-dobrze - jej głos się załamał. Usiadła z powrotem trzymając go za rękę. Uśmiechnął się lekko gładząc ją kciukiem do dłoni.
- Noona.
- Tak?
- Będziemy się nadal przyjaźnić?
- Oczywiście, że tak. Nie ważne co się stanie. My zawsze będziemy się przyjaźnić.
- To dobrze - zamknął oczy z uśmiechem na twarzy. Kiedy była już pewna, że zasnął puściła jego dłoń i odeszła tak jak tego chciał.
  Następnego dnia, chłopcy z rana odwiedzili Sehun'a. Niestety Amanda spóźniła się, więc odwiedziła go dopiero później. Kiedy weszła do sali 307 zobaczyła siedzącego Sehun'a na łóżku, który uśmiechał się do niej jakby nigdy nic się nie stało. Jakby za pomocą czarodziejskiej różki zapomniał o wszystkim podczas jednej nocy. Znów było jak dawniej.
 Po pewnym czasie do pokoju wszedł nie kto inny jak sam w swoim rodzaju pan Kim Junsu.
- Witam - wszyscy nie spodziewali się jego odwiedzin. Od razu ukłonili się - Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz Sehun. A wy co jeszcze tutaj robicie? Wiecie która jest godzina?! Marszem wracać mi do wytwórni, jeżeli nie chcecie mieć kłopotów. Rozumiemy się? - całe exo przytaknęła. Żegnając się z Sehunem wyszli ze szpitala.
- Przyszli odwiedzić przyjaciela w szpitalu. Nie mogą nawet tego zrobić?
- Co ci do tego? Jesteś tylko ochroniarzem. Ty również powinnaś już wracać do pracy. I to migiem!
- Ty wredny...!
- Amanda - zawołał Sehun - Jest dobrze. Wyjdź.
- Ale przecież on... .
- Proszę.
- Zgoda! - wyszła od razu trzaskając drzwiami.
- Jak się czujesz?
- Trochę lepiej, ale wciąż źle.
- Kiedy wychodzisz?
- Jeszcze nie wiem.
- Wytwórnia cię potrzebuję, a ty wylegujesz się w szpitalu! Marnujesz tylko czas! Powinieneś teraz ciężko pracować, a nie. Idę natychmiast do lekarza  wypisuję cię stąd.
- Nie może pan tego zrobić!
- To znowu ty? Czy ty dziewucho nigdy się nie nauczysz?! Wynoś się stąd.
- Sehun źle się czuję. Jest dopiero drugi dzień w szpitalu. Musi odpocząć.
- Już wystarczająco odpoczął. Sehun wstawaj.
- Ale ja nie potraf...
- Powiedziałem wstawaj! - złapał go za ramię i podniósł do góry.
- Zostaw go! - zaczęła się z nim szarpać przez co pan Junsu uderzył ją w twarz.

********
Przepraszam, że tak długo.