Translate

sobota, 29 marca 2014

EXO: Just say you love me Rozdział 1





 Była piękna, ciepła pogoda. Dzień, jak każdy inny. Słoneczko świeciło, ptaszki śpiewały, a Exo...
 - Kurwa!
No właśnie...
 - Mam już tego dość! - wydzierał się na pół dormu Kris - Ja nie wiem jak one to robią. To jest jakaś czarna magia!
 - Zamknij w końcu tą nieogoloną dupę! - krzyknął zezłoszczony Chen.
 - Jak ty się zwracasz do swojego hyung'a? - poprawił go oburzony.
 - Normalnie.
 - ...
 - No co? Przecież cię nie obraziłem. Mówię tylko prawdę.
 - Prawdę?
 - Następnym razem zamykaj pokój jak ro...
 - Zamknij się!
 - Spokojnieee. Po co te neeerwyyy? - uspokajał ich suchy Suho - Zaraz pójdziemy do pokojuuu i sprawdzimy co małemu Krisiusiowi znów zginęło. Dobrze? - mówił jak do dziecka głaszcząc go po plecach - A teraz mów. Co ci znów zginęło? Znowu ci biedaczku skończyły się prezerwatywy?
 - Nie śmiej się ze mnie. To nie jest zabawne. No tak, skończyły się, ale to teraz nie jest najważniejsze. Okradli mnie, rozumiesz?!
 - Jak to cię okradli? Co ci ukradli?
 - Majtki.
- Majtki?
 - Tak, majtki!
 - Te w panterkę? - zapytał Tao stojąc w łazience i myjąc zęby.
 - Chodzi ci o te z ogonkiem?
 - Tak.
 - Nie, na szczęście nie. Ale za to ukradli mi te ze skóry.
 - Te niebezpiecznie ciasne? - zapytał podejrzliwie Suho.
 - Tak - potwierdził Kris.
 - Te swag?! - krzyknęła niedowierzająca panda.
 - Tak, te.
 - Nieee.
 - Taaaak.
 - Za cooo?! - krzyknął Tao rzucając się na kolana.
 - Nawet nie wiem kiedy mi je wyciągnęły z torby! - oburzał się wysoki.
 - Pupcio! Pupcio! - nawoływał Luhan w przedpokoju. Po chwili zajrzał do pokoju i zapytał - Widzieliście może Pupcia?
 - Nie,nie widzieliśmy - stwierdził Suho. Zrezygnowany Jelonek poszedł dalej szukać zwierzaka.
 - Trzeba coś z tym koniecznie zrobić. One za dużo sobie pozwalają. Dlaczego mi to robią? Bo jestem sławny? Bo jestem piosenkarzem? Bo jestem zniewalająco przystojny? Bo jestem swag?! Mam już dość tracenia swojej bielizny! Które tym razem?! Te z dziurką?!
 - Nieeee! - krzyknął zrozpaczony Tao wciąż leżący na kafelkach.
 - Nie martw się. Ja się tym zajmę.
 - No oby! Byle szybko! - poprawił dumnie swą blond grzywę. Suchy, przepraszam, Sucho przewrócił jedynie oczami i wyszedł z pokoju.
 - Suho hyung! - zawołał z salonu Sehun.
 - Co się znów stało?
 - Sam zobacz - lider po wejściu do salonu zobaczył wybitą szybę w oknie.
 - Co się stało?! - krzyknął przerażony i zdezorientowany.
 - Znowu się włamały - stwierdził poważnie Sehun.
 - Ale jak one się tutaj wspięły? Przecież mieszkamy na piętrzę  - wychylili się przez okno sprawdzając sposób wejścia na górę. Zobaczyli drewnianą drabinę przyłożoną do ściany.
 - Hyung... wydaje mi się, że weszły tu po drabinie - rzekł Sehun.
 - Naprawdę?
 - Nieeee! - usłyszeli rozpaczliwy krzyk Luhana za sobą. Obaj odwrócili się i zobaczyli rozpłakanego Luhan'a klęczącego na podłodze.
 - Pupcio - wyszeptał z smutkiem w głosie.
 - To już ósmy pies w tym miesiącu. Tego już za wiele! - oburzył się Sehun uderzając pięścią w ścianę. Nagle usłyszeli dziwne dźwięki wydobywające się z szafy.
 - Słyszałeś to? - zapytał Sehun.
 - Myślisz, że to one? - młodszy jedynie pokręcił głową na wznak. Obydwaj wzięli pierwsze, lepsze przedmioty, które mieli pod ręką i po cichu podeszli do szafy. Nagle gwałtownie ją otworzyli.
 - Mamy cię! - krzyknął Suho. Widząc znajomą twarz schowaną pośród wieszaków zapytał jedynie - D.O?
 - Ty suko!
- Sehun!
 - Tak?
 - To D.O debilu.
 - Aaa...
 - D.O co ty tutaj robisz?
 - Ja już tak nie mogę więcej. One przez cały czas tutaj przychodzą. Ja już szaleję!
 - Opanuj się idioto! - złapał Suho za koszulę D.O i go spoliczkował - Nie możesz się poddawać! Nie teraz... nie w takim momencie... D.O - wyszeptał jego imię - Żyj! - potrząsł nim z całej siły.
 - Może przestaniecie się wygłupiać i  zadzwonić  w końcu na policję? - zapytał zrezygnowany Lay.
 - Tak, masz rację Lay - uspokoił się lider poprawiając swoje ubranie - Już idę dzwonić - powiedział te zacne słowa i ruszył do telefonu. Jakąś godzinę później zjawiła się i zaczęła przeszukiwać  dorm pobierając odciski palców z okna i drabinki. Przy okazji zrobili sobie z nimi zdjęcia, poprosili o autografy dla córek i wyszli. Chłopcy posprzątali szkło, pozbyli się drabiny i zajeli się przygotowywaniem kolacji. Po jakiejś godzinie menadżer Exo-K zawitał w ich dormie.
 - Cześć chłopaki! - zawołał radośnie. Kiedy wszedł do kuchni przywitał go jedynie ich bez emocji wzrok.
 - Co wyście tacy bez humoru?
 - A jak myślisz? - zapytał Chanyeol krojąc nerwowo kapustę.
 - One znowu tutaj były. To robi się już niebezpieczne - powiedział Xiumin.
 - Ach, przesadzacie. Jak zwykle wszystko koloryzujecie.
  - Wszystko koloryzujemy? - zapytał z niedowierzaniem Chanyeol - Koloryzujemy?! - powtórzył nerwowo - Była dzisiaj u nas policja, bo wkradły się przez okno, a ty twierdzisz, że wszystko koloryzujemy?! Nie dość, że ciężko pracujemy od świtu do późnego wieczoru przez co nie mamy, ani chwili dla siebie, to jeszcze mamy coś takiego tolerować?! Nie zgadzam się z tym!
 - Pracujecie dla wytwórni, więc będziecie tak ciężko pracować, jak to tylko możliwe. Więc, nie wypominaj mi o ciężkim pracy! Dopóki macie podpisany kontrakt, będziecie je znosić, czy wam się to podoba czy nie! W tym przypadku nie macie nic do gadania! Ale, jeżeli nie potraficie sobie poradzić z bandą nastolatek to zaraz przydzielę wam jednego z ochroniarzy SM - wyciągnął komórkę z kieszeni i udal się do salonu, by zadzwonić.
 - Z bandą nastolatek?! - Luhan złapał oburzonego Kai'a i usadził go z powrotem na krześle.
 - Nie warto. Tylko sobie problemów narobisz.
 - To nie są nastolatki. Nastolatki się tak nie zachowują. To potwory!
 - Uspokój się D.O! - uderzył go w twarz.
 - Ała! - złapał się za rozbolały policzek - Dzięki Lay - po chwili menadżer wrócił do kuchni i oznajmił.
 - Wasz prywatny ochroniarz przyjdzie jeszcze dzisiaj i zamieszka z wami. Dopilnuje, żeby wam się nie stała krzywda. Ja już muszę niestety iść. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. I żadnej mi tutaj policji nie wołać. Tak porządna wytwórnia nie potrzebuje żadnych problemów. Do jutra! - pożegnał się i wyszedł.
 - Nienawidzę go - stwierdził Tao.
 - Ciesz się, że to nie twój menadżer - powiedział do niego Baekhyun. Jakieś dwie godziny później wszyscy oglądali telewizję w piżamach. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
 - Ja otworzę - powiedział Xiumin. Jak powiedział, tak zrobił. Wstał z kanapy i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Otworzył zamki i pociągnął za drzwi. Ujrzał przed sobą umięśnionego, dwu metrowego Koreańczyka z torbą w ręku.
 - Czy tutaj mieszka Exo? - zapytał swym grubym głosem.
 - Tak, zapewne pan jest nowym ochroniarzem, prawda? Proszę, niech pan wejdzie - zaprosił go do środka i zamknął drzwi. Olbrzym wszedł jakby nigdy nic do salonu i powiedział.
 - Nazywam się Kim Jin, ale wszyscy mówią mi Rex. Jestem waszym ochroniarzem - rzucił torbą na podłogę. Mężczyzna zrobił duże wrażenie na chłopakach. D.O z wrażenia zemdlał, a Kris poczuł się przy nim niski, ale jego duma nie pozwalała mu na przyznanie się do tego.
 - Wciąż jestem wysoki - wymamrotał pod nosem. Minęły już dwa tygodnie odkąd Rex zamieszkał z Exo. To dziwne, że wystarczą tylko dwa tygodnie, żeby znienawidzić człowieka. Rex straszliwie chrapał prze co nie mogli spać. Nie sprzątał po sobie, był straszliwym leniem. Nawet wody po sobie nie spuszczał. W końcu Chanyeol nie wytrzymał. Podszedł do niego zastawiając mu cały telewizor i rzekł.
 - WYNOŚ SIĘ STĄD!
 - Nie chce mi się.
 - Przydaj się w końcu na coś i idź do sklepu!
 - Nie.
 - Dam ci piątaka.
 - Zgoda - Kim wziął pieniądze i wyszedł z dormu.
 - Zważyliście że przez te dwa tygodnie nikt nam jeszcze nic nie zrobił? - powiedział Tao.
 - No właśnie... jeszcze - odrzekł D.O zabijając go swoim wyłupiastym spojrzeniem. Jakiś czas Rex nie wracał do dormu. Wszyscy cieszyli się, że mają w końcu święty spokój. Na następny dzień, wszyscy wyspani od tak dawna szykowali się do pracy. Mimo, że musieli wstać o piątej nad ranem byli wypoczęci, bo nikt im nie przeszkadzam podczas snu. Kiedy byli już gotowi otworzyli drzwi, żeby wyjść. Wtedy zobaczyli coś czego nigdy by się nie spodziewali. Przed ich drzwiami leżał związany Kim z wciśniętą chusteczką w buzi.
 - Nienawidzę SM - stwierdził Tao spoglądając na Rex'a. Na jego koszulce była przyklejona karteczka.

,, Kochamy was"

 Przeczytawszy to od razu wrócili z powrotem do dormu zostawiając samego ochroniarza przed drzwiami. Tego samego dnia dzwonili do menadżera z skargą na Jin'a. Menadżer obiecał im, że następnego dnia przyjdzie do nich ktoś nowy. Zrezygnowani zbuntowali się i postanowili, ze dzisiejszy dzień zostaną w dormie dla bezpieczeństwa. Kiedy siedzieli wspólnie w salonie Xiumin rzekł.
 - Mam pomysł! - zerwał się z kanapy i pobiegł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z zdjęciem w ręku.
 - Już wiem kto może nam pomóc. Moja przyjaciółka za czasów gimnazjum poszła do szkoły wojskowej i ...
 - Zaraz. Chcesz powiedzieć, że ma nas chronić dziewczyna? - zapytał Kris.
 - No... tak - wszyscy wybuchli śmiechem.
 - Ty chyba naprawę nie rozumiesz powagi sytuacji, prawda?
 - Odkąd pamiętam zawsze była silną i odważną dziewczyną. Potrafiła radzić sobie ze wszystkim i z każdym, więc...
 - A to co? - zapytał zaciekawiony Chen wyrywając mu zdjęcie z ręki - To wy? Jakie pączusie - zaczął się śmiać - Jedno większe od drugiego - nie mógł powstrzymać śmiechu.
 - Nie mów tak! - uderzył go w głowę.
 - Nie wygląda tutaj na gimnazjalistkę - powiedział Lay spoglądając na zdjęcie.
 - Bo jest młodsza. Jest z 93.
 - Noona?! - krzyknęli jednocześnie z nutą radości w głosie Sehun z Kai'em.
 - Nawet nie próbujcie! - zagroził im Xiumin - Nie wolno wam jej dotknąć! A tym bardziej ty Sehun.
 - Ja? Dlaczego ja?
 - Dobrze wiesz dlaczego. Nie wolno ci, rozumiesz?
 - Jasne.
- Sehun!
 - Nie dotknę jej hyung.
 - Obiecaj.
 - Dobrze, obiecuję, że jej nie dotknę hyung. Jeżeli będzie wyglądać tak jak na tym zdjęciu to w życiu jej nie dotknę. Obiecuję.
 - Muszę do niej zadzwonić - wyciągnął komórkę i wybił numer - Halo? Cześć! Co u ciebie?... A u mnie też dobrze. Masz dzisiaj czas?... nie nic tak tylko pytam. Chciałbym się dzisiaj z tobą spotkać. Co ty na to?... to świetnie!... zgoda, nie ma problemu... ok, przyjadę po ciebie... no to zaraz będę - rozłączył się - Wychodzę chłopaki. Przyjdę później - i tak po prostu wyszedł z dormu. Mijały godziny, a Xiumin wciąż się nie zjawiał w dormie. Wrócił dopiero ok. 23. Następnego dnia chłopcy oczekiwali dziewczyny, która miała przyjść do nich przed południem. Ok. godziny 11 ktoś zapukał do drzwi. Xiumin poszedł sprawdzić kto przyszedł. Reszta grzecznie czekała w salonie.
 - Cześć Oppa! - usłyszeli damski, uroczy głos wydobywający się z przed pokoju. Szybko zerwali się z swoich miejscy i wybiegli na korytarz. Ujrzeli białą, zgrabną dziewczynę z dużym biustem i długimi nogami. Miała długie, czarne, pofalowane włosy i duże, jasnoniebieskie oczy, a w prawym uchy znajdował się niewielki tunel.  Była ubrana w jasne jeansy i czarną bokserkę, dzięki której odkrywała swoje tatuaże na lewej ręce w postaci rękawu. Od ramienia do samego nadgarstka.
 - Chłopcy to jest moja przyjaciółka o której wam mówiłem.
 - Cześć! - przywitała się z uśmiechem na ustach.
 - Hyung... coś czuję, że nie mogę dotrzymać obietnicy - powiedział Sehun.

****
Jak się podoba? Czekam na komentarze :D

środa, 26 marca 2014

Infinite: Rozdział 6

Na sali prób w agencji Woollim Entertainment całe Infinite wykończone treningiem leżało na podłodze. Zaczęli rozmawiać w busie podczas powrotu do domu.
 - Jaki ja jestem wykończony - marudził Sungjong.
 - Ja tak samo. Nie czuję własnych nóg - rzekł Sungkyu.
 - Coś czuję, że będę miał jutro zakwasy - dodał Hoya.
 - Jedziemy gdzieś? - zapytał L.
 - No chyba cię coś pogięło. Chce ci się jeszcze gdzieś wychodzić? - zapytał Sungyeol.
 - Czemu by nie. Napiłbym się czegoś zimnego - stwierdził.
 - Może pojedziemy do tej restauracji co ostatnio w niej był Rphabet? - zaproponował Donwoo.
 - To dobry pomysł. Muszę się zrelaksować czymś skoro jutro znowu mamy tak pracować - powiedział Sunggyu.
 - Dobra, no to ile osób chce jechać? - zapytał L - Co? Tylko ja, Dongwoo i Sunggyu? A co z wami?
 - Na mnie nawet nie patrz - powiedział Hoya.
 - Nie ma siły - stwierdził Sungkyu. Za to Sungjong tylko pokręcił głową.
 - No ok. To pojedziemy tylko w trójkę.
 - A co z Woohyun'em? - zapytał Dongwoo spoglądając na nieprzytomnego przyjaciela.
 - Niech sobie pośpi biedaczyna - powiedział Sunggyu. L , Dongwoo i Sunggyu wysiedli pod restauracją, a reszta pojechała do dormu.
 - Ach! W końcu gdzieś indziej niż tylko ta wytwórnia - zachwycał się L. Weszli do środka i usiedli przy stoliku. Przejrzeli karty menu i żartowali z biednego Woohyun'a, który dziwnie spał w busie. Nagle podeszła do nich jedna z kelnerek.
-  Dobry wieczór! Witamy w naszej restauracji! Czym mogę służyć? - powiedziała uśmiechnięta Europejka od ucha do ucha.
- Chcielibyśmy zamówić dwa szejki czekoladowe i jedną kawę karmelową i bitą śmietaną - powiedział Dongwoo.
- Już się robi! – dziewczyna przyjęła zamówienie i odeszła.
 - To tutaj pracują też białe dziewczyny? - zapytał zdziwiony L.
 - Nie sądziłem, że na żywo też są takie ładne - powiedział Dongwoo patrząc na odchodzącą kelnerkę. Chłopcy zaczeli się z niego śmiać. Po paru minutach wróciła z tacą na której znajdowało się ich zamówienie.
- Proszę bardzo! Oto państwa zamówienie - Sunggyu zauważył, że jest coś nie tak z tym zamówieniem.
- Przepraszam, ale chciałem kawę o smaku karmelu, a nie o jogurt truskawkowy - poprawił ją.
- Och, przepraszam! Ja już to... - zakłopotana zaczęła się jąkać, kiedy nagle podbiegła inna dziewczyna przerywając jej.
- Oto pana kawa! – podbiegła szybko inna Europejka podając piosenkarzowi kawę.
- Dziękuję - wziął filiżankę i upił z niej kilka łyków, a następnie odłożył ją na stolik. Obydwie dziewczyny zaczęły do siebie szeptać w nieznanym dla nich języku.
 - Ciekawe o czym one rozmawiają - zastanawiał się Dongwoo.
 - A co jak dowiedziały się kim jesteśmy - spanikował Sunggyu.
 - Nie no co ty - zaczął go uspokajać Dongwoo - To przecież nie są Azjatki.
 - Pewnie nas obgadują - stwierdził L. Nagle jedna z nich niechcący uderzyła ręką w kubek, który całą swoją zawartość wylał na Sunggyu upadła na podłogę.
- Och! Tak bardzo pana przepraszam, ja...- zatkało ją kiedy okazało się , że właśnie wylała szejka na spodnie piosenkarza.
- Sunggyu? – powiedziały zdziwione w tym samym czasie, kiedy zorientowały się, że obok niego siedzą Dongwoo i L. Cała trójka dziwnie spojrzała się na dziewczyny. Polki spaliły się ze wstydu. Były zaskoczone. Zaniemówiły. W tej chwili podszedł do nich szef ratując sytuację.
- Przepraszam was najmocniej za nie. Dziewczyny idźcie do kuchni! –wygonił je zdenerwowany z Sali i podał mu ścierkę, którą mógł się wytrzeć. Sunggyu przez cały ten czas wychylał się i spogląda w stronę dziewczyn.
- No to nieźle się zaczyna - powiedział L.
- Ale, że co? - zapytał.
-Już nie udawaj takiego głupka.
- On nie udaje. On ma tak od urodzenia - stwierdził L.
- Ej! No ale serio się pytam.
- Przecież dobrze wiesz o co nam chodzi - powiedział Dongwoo.
- Podoba ci się - rzekł L.
- Że niby co?!
- Ta co wylała na ciebie szejka. Widzieliśmy jak się na nią patrzysz. Idź do niej zagadaj - powiedział Dongwoo.
- Wyście chyba oszaleli.
- Co ci szkodzi? Pewnie fanki. Dasz sobie radę - powiedział L.
- Bardzo ładne fanki.
- A ty już się uspokój! - szturchnął przyjaciela z boku.
- Ale co ja powinienem zrobić? Przecież ona jest...
- Biała?
- Tak.
- Dziewczyna to dziewczyna. Idź.
- Ale...
- Idź stąd i nie wracaj dopóki nie zagadasz.  - nagle usłyszeli kłócące się dziewczyny. Spojrzeli się w ich kierunku i nagle niespodziewanie schowały się pod blatem.
- To było dziwne - powiedział Sunggyu.
- Speszyły się dziewczynki. Idź - powiedział Dongwoo.
- No dobra... idę - wstał od stolika i podszedł do blatu.
- Mógłbym poprosić o rachunek? Chciałem zrobić to wcześniej, ale schowałyście się pod blatem – zwrócił się tylko do jednej dziewczyny mimo, żeby były tam w dwie.
- T-T-tak. Już panu podaje rachunek – powiedziała szybko lekko jąkając się. Zaczęła szybko szukać cennika.
- Gdzie ten cennik? – rzekła po polsku.
- Basia – wyszeptała druga dziewczyna wskazując jej palcem na tabliczkę zawieszoną na ścianie. Dziewczyna szybko zwróciła na nią uwagę.
- Ach, no tak! Proszę jeszcze chwilkę zaczekać.
- Spokojnie – tym razem wiedząc już co ile kosztowało, szukała kodu którego mogła wbić. Otwierała szuflady przekładając w nich przeróżne rzeczy i papiery. Była bardzo zawstydzona i wszystko robiła szybko.
- Może ci pomóc? – zaproponował nachylając się nad nią. Polka poczuła jego ciepły oddech na swoich karku. Szybko podniosła głowę do góry.
- Nie, nie trzeba – powiedziała jak poparzona uderzając piosenkarza swoją głową. Sunggyu złapał się z bólu za nos.
- O Boże! – zakryła usta z przerażenia – Wszystko w porządku?
- Tak... leci mi krew?
- N-nie. To było niechcący. Tak bardzo cię przepraszam.  Te szejki i ta kawa będą na koszt restauracji – powiedziała szybko nie wiedząc co mówić.
- Serio? – spojrzał się na nią zdziwiony podnosząc jedną brew.
- Tak, pewnie.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
- Na razie.
- Do widzenia! – na te słowa znów się na nią spojrzał dziwnie po czym się uśmiechnął i wyszedł z resztą z restauracji.
- I co? I co? - pytał przejęty Dongwoo.
- Dostałem w nos... ale za to napoje na koszt firmy.
- Coś ty jej powiedział ty zboku?! - oburzył się L.
- Co? Co ty znowu wygadujesz?! Nic jej złego nie powiedziałem. Poprosiłem tylko o rachunek, a one speszona tak była poplątana, że niechcący uderzyła mnie głową w nos.
- Co za dziewczyna. Najpierw wylewa na ciebie szejka, a potem uderza ci w twarz. Czy w europie tak się podrywa? - zapytał zaciekawiony Dongwoo.
- Jesteście nienormalni - zaśmiał się Sunggyu.
- A ona jaka była?
- Urocza - zawstydził się.
- A masz jej numer?
- No... n-nie.
- Ale ty głupi jesteś! - rzekł L.
 Parę dni później chłopcy podjechali pod szkołę Woohyun'a. Nagle do vana wsiadły jakieś dziewczyny. Jedna z nich nie wyglądała za dobrze.
 - Kim one są? – zapytał Hoya.
- Co się jej stało? – dodał Dongwoo patrząc na  dziewczynę.
- Niechcący wpadłem na nią i uderzyła się w głowę. Zawieziemy je do ich domu. Tak będzie bezpieczniej –  rzekł Woohyun. Nagle do środka weszła trzecia dziewczyna. Sunggyu nie mógł uwierzyć własnym oczom
- To ty?! – krzyknęli razem zdziwieni w tym samym momencie. Wszyscy spojrzeli się na nich zdziwieni.
- To wy się znacie? – zapytał zaciekawiony Sungjong.
- Ta... w pewnym sensie – powiedział piosenkarz. W tym momencie Polka strzeliła buraka.

*Jak ona jest słodka(Sunggyu)*

  Kiedy Woohyun wprowadził Polkę do domu tym czasem Sunggyu czeka na niego z kelnerką.
 - Basia? - powiedział jej imię usłyszanę wcześniejszego wieczoru. Dziewczyna spojrzała się na niego dziwnie.
- Jesteś Basia, tak?
- Tak.
- Miło mi – podał jej swoją dłoń – Jestem Sunggyu.

- Mi również – odwzajemniła uścisk.
- Nie sądziłem, że się jeszcze zobaczymy.
- Ja też nie... jak nos?
- Już lepiej, dzięki... widzę, że nie tylko ty jesteś ciamajda – uśmiechnął się.
- To Woohyun Oppa wpadł na Kingę, a nie ona na niego... i nie jestem ciamajda.
- Skąd wiesz jak mam na imię?
- No bo ja...
- Fanki?
- Co? Nie. Znaczy, no wiesz, ja, znaczy my.
- Dobra, nie tłumacz się, bo komuś znowu zrobisz krzywdę – wskazał na swój nos.
- Przepraszam – spuściła głowę.
- Nic się nie stało. Żartowałem – uśmiechnął się ponownie. Basia odwzajemniła uśmiech.
- Ładnie się uśmiechasz.
- Dziękuję - z domu wyszedł Woohyun.
- Idziemy? – zapytał.
- Tak. To do zobaczenia Basiu.
- Do zobaczenia Sunggyu Oppa!

Chłopcy szykowali się w garderobie.
 - Za 5 minut prosimy na halę - ogłosiła jedna z pracownic. Całe Infinite wyszło z garderoby i poszli na halę, gdzie czekało ok. tysiąca fanów. Usiedli w loży dla idoli obok Shinee i zaczęli rozmawiać czekając na rozpoczęcie się występów. Nagle Sunggyu zauważył znajomą twarz w loży dla vip'ów.

*Czyżby to... Basia? Jak ona ślicznie wygląda. (Sunggyu)*

Wpatrywał się w nią jak w obrazek. Nagle zauważył, że ona też na niego patrzy. Speszony szybko odwrócił głowę w przeciwnym kierunku. Po festiwalu spacerował po korytarzu.

* Skoro siedziała w loży dla vip'ów to na pewno gdzieś tutaj jest. Muszę się z nią koniecznie zobaczyć(Sunggyu)*

 Nagle wpadł na kogoś przewracając się.
- Sunggju? - usłyszał swoje imię. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jednak udało mu się.
- Dla ciebie Oppa, Basiu.
- Basiu?... znaczy, przepraszam... pamiętasz mnie jeszcze?
- No jakbym mógł zapomnieć? Nie każdy oblewa cię piciem w kawiarni.
- ...
- Śledzisz mnie?
- Co? Ja? Nigdy w życiu!
- Dlaczego ja ci nie wierzę? – mówił do niej kucając przed nią – No nic – wstał i podał jej rękę – Wstawaj – spojrzała się pierw na jego dłoń a potem na jego twarz. Złapała go za dłoń, a on pomógł jej wstać.
- Przepraszam, że nie mogę teraz rozmawiać, ale spieszy mi się.
- Ach... no tak... nie ma sprawy.
- Ale miło cię było znowu zobaczyć – uśmiechnął się wywołując u niej rumieńce – To na razie!
- Pa Oppa!

*Ty kretynie! Jak ty się zachowujesz? Najpierw ją szukasz jak opętany, a teraz mówisz, że nie masz czasu? Co za ze mnie debil! Co ona takiego w sobie ma, że nie potrafię z nią normalnie rozmawiać? A co jak ją więcej nie zobaczę?(Sunggyu)*

Załamany wrócił do garderoby. Ubrał się i szybko wyszedł z budynku.
- Sunggyu? A ty gdzie tak pędzisz? - zapytał Hoya.
- Idę naprawić swój błąd - szybko wybiegł na zewnątrz zastanawiając się czy nie jest już za późno. Nagle usłyszał czyjś głos za swoimi plecami. Był taki szczęśliwy, że ją znowu usłyszał, że jednak mu się udało na czas. Ale oczywiście ukrył swoje zadowolenie.
- Przepraszam pana. Czy wie pan może która jest...? –nie zdążyła dokończyć, kiedy spojrzał się na nią i rzekł.
- Boże! To znowu ty?!
- Oppa?
- Zaczynam się ciebie bać kobieto.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że to ty. Co ty tutaj robisz sam?
- Właśnie spóźniłem się na swój bus który miał mnie zawieść prosto pod dorm. Gdyby wtedy na mnie nie wpadła już dawno byłbym u siebie.

*Co ja kurwa wygaduję?!(Sunggyu)*
- Przepraszam. Tak bardzo mi przykro z tego powodu.

- Nie przepraszaj – nastała chwila ciszy.

*Co powinienem zrobić?(Sunggyu)*

Niezręczna chwila ciszy. Było jej tak głupio i wstyd. Po chwili rzekł.
- Chodź.
- Gdzie? – zapytała zdziwiona.
- Czegoś się napić. Może coś zjeść... jesteś mi to winna – powiedział żartobliwie uśmiechając się szczerze. Pod koniec spotkania odprowadził ją pod dom i dał jej swój numer telefonu. To był jego najszczęśliwszy dzień.
*Teraz już cię nie opuszczę(Sunggyu)*










- Nieeeee! - krzyk Basi rozniósł się po całym domu. Dziewczyny słysząc przeraźliwy krzyk przyjaciółki, zostawiły wszystko i pobiegły do pokoju.
 - Co się stało?!
 - Słyszałyśmy krzyki i... - Kinga nie dokończyła, kiedy zobaczyła skuloną Basię przed laptopem - Basiu... wszystko w porządku? - zapytała niepewnie Zuza.
 - Oni muszą być razem!
 - Czy ty znowu czytasz fanfic'ki? - zapytała Zuza.
- To nie może się tak skończyć. Muszę dowiedzieć się co będzie dalej. Ja chcę kolejny rozdział~!
 - Zachowujesz się jak dziecko - stwierdziła Kinga.
 - No wiem.
 - Już szósty raz w tym tygodniu przybiegamy do ciebie w panice, że coś się stało! A tu się okazuje, że fanficki czytasz! - krzyknęła zdenerwowana Zuza - I może jeszcze yaoi czytasz?! - zapadła cisza. Dziewczyny czekały jedynie na odpowiedź Basi.
 - ... możliwe.
 - Musisz w końcu coś z sobą zrobić. Nie możesz przez cały ten czas siedzieć tylko w pokoju i za przeproszeniem wpieprzać lody. Rozumiem, że jest ci bardzo ciężko, ale nie możesz się załamać na całe życie. Musisz w końcu wyjść do ludzi.
 - Kiedy ja nie chcę!
 - Ale przecież nie możesz... - Zuza nie dokończyła, kiedy Basia jej przerwała.
 - Nie.
 - No ale przecież...
 - Nie.
 - Ale nie...
 - Nie.
 - Przecież w końcu...
 - Nie.
 - Ty mi...
 - Nie.
 - Dobra! Skoro chcesz sobie tutaj sama siedzieć to sobie siedź!... Ale pamiętaj, że to nie załatwi wszystkich twoich problemów. Zastanów się nad tym. Przemyśl wszystko. Chodźmy Kinga - obydwie Polki wyszły z pokoju zostawiając Basię samą jak palec w pokoju.

    " Minął już rok od zaginięcia Sunggyu. Policja starała się go odnaleźć, ale bez skutku. Nie miał z nikim żadnych problemów i był czysty. Nie mogli znaleźć żadnej poszlaki. Zupełnie jakby rozpłyną się w powietrzu.  Po kilku miesiącach zrezygnowali z dalszych poszukiwań. Najdziwniejsze jest to, że kamery uliczne zarejestrowały nas tamtego wieczoru, lecz w momencie, kiedy mnie przytulał kamera dostała zakłóceń, a kiedy znowu poprawie chodziła to ja już leżałam nieprzytomna na ulicy. Fani nie dowiedzieli się o zaginięciu Sunggyu. Wmówiono im, że odszedł z zespołu z powodów zdrowotnych na czas nieokreślony. Nie radzę sobie z własnym życiem od tamtego dnia. Nie co mam z sobą zrobić. On był moim szczęściem, które tak po prostu straciłam. Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie wychodzę z domu, tylko siedzę cały czas przed laptopem i czytam romansidła w internecie. Mój umysł nie działa już tak samo jak kiedyś. Cały czas mi się wydaję, że Sunggyu gdzieś jest w pobliżu i mnie obserwuję z ukrycia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo mi na nim zależy. Wierzę, że któregoś dnia znów się spotkamy."

  Mijały kolejne dnia, a Basia wciąż siedziała z kocykiem oglądając kolejne dramy. Dziewczyny martwiąc się o nią zapisały ją do psychologa. Lekarz pomagał jej wyleczyć się z tęsknoty i zacząć akceptować to, że jego już przy niej nie ma. Po kilku wizytach zaczęła czuć się lepiej. Częściej wychodziła z domu, skupiła się na pracy i na nauce. Zaczęła biegać po szkolę by zapomnieć o kłopotach. Przebiegała obok opuszczonego parkingu przy którym ostatni raz widziała Sunggyu. Wtedy przypomniała sobie jego ostatnie słowa.

"Czy wybaczyłabyś mi najgorszą rzecz jaką mógłbym ci zrobić?... Przepraszam."

*O czym on wtedy mówił?(Basia)*

Odruchowo spojrzała się w stronę parkingu. Zjazd w dól był cały ciemny. Nie było w nim nic widać. Stała i patrzyła się w jego głąb, jakby była sparaliżowana. Czym dłużej patrzyła się w tamtą stronę tym bardziej ogarniał ją strach. Nagle poczuła słodki zapach wanilii. Przerażona uciekła z tamtego miejsca. Przez cały czas biegła nie oglądając się za siebie. Szybko wbiegła do domu i wpadła do pokoju, gdzie siedziała Kinga z Zuzą. Szybko zamknęła drzwi i oparła się o nie. Zaczęła dyszeć. Była przerażona.
- Basia... co się stało? - zapytała Zuza. Ona jedynie upadła na podłogę i zaczęła płakać. Dziewczyny o nic więcej nie pytała po prostu ją do siebie przytuliły.

piątek, 14 marca 2014

Dziewczyna Gangstera Rozdział 15 ,, Od teraz jest wojna"

 - Mama?! Ja... tylko.
 - Ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno ci tutaj wchodzić?!
 - Ja... - pierwszy raz nie wiedziała jak ma się zachować. Była przerażona - Co to jest?
 - To nie twoja sprawa Hyosung. A teraz wyjdź stąd.
 - Ale mamo.
 - Powiedziałam wyjdź! Natychmiast! - zdenerwowana matka złapała Hyosung za ramię i wyrzuciła ją z gabinetu trzaskając za nią drzwiami. Biła pięściami w drzwi domagając się jakichkolwiek wyjaśnienia, ale bez skutku.  Szybko pobiegła do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz. Rzuciła się na swoje łóżko wpadając w panikę. Przerażona nie mogła złapać oddechu, a kolejne łzy spływały po jej drobnej twarzy. Momentalnie zrobiło jej się gorąco, a serce waliło jak opętane. Czuła się jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Położyła się plecami na podłodze łapiąc głębokie oddechy. Wytarła łzy i wstała na równe nogi. Zaczęła chodzić po pokoju w tą i z powrotem.
 - Co to ma znaczyć? Skąd ona to ma? Kim ona jest do cholery?! Co ja mam robić? Co ja mam robić? Hyosung, myśl. Myśl! Weź się w garść kobieto, bo wszyscy będą mieć kłopoty! - mówiła sama do siebie.   Nagle kucnęła na środku pokoju łapiąc się za głowę  - Myśl. Co robić? Co ja mam zrobić?
 - Hyosung - usłyszała wołanie swojej matki za drzwi - Hyosung, mogę wejść? - nic się nie odezwała. Nagle klamka sama zaczęła się ruszać - Skarbie otwórz. Chciałabym z tobą porozmawiać. Słyszysz? - klamka przestała się ruszać, a głos matki ucichł. Japonka podeszła na kolanach do drzwi i przystawiła ucho do nich. Nagle, gwałtownie coś uderzyło w nie. Jeon odskoczyła i schowała się pod łóżkiem.
 - HYOSUNG! OTWIERAJ TE ZASRANE DRZWI! ROZUMIESZ?! - kobieta darła się próbując za wszelka cenę wejść do środka szarpiąc za klamkę i uderzając pięściami.
 - OTWIERAJ! SŁYSZYSZ?! NIECH JA CIĘ TYLKO DOPADNĘ TY MAŁA JĘDZO! OTWIERAJ! KURWA! WYŁAŹ STAMTĄD! WYCHODŹ! POŻAŁUJESZ TEGO! ROZUMIESZ?!
 - Czego się tak drzesz kobieto?! Co ty wyprawiasz?! - usłyszała głos ojca.
 - OTWIERAJ!
 - Popierdoliło cię?! Zostaw w końcu te drzwi, rozumiesz? Odejdź!
 - Ty nic nie rozumiesz! Ona tam była.
 - O czym ty mówisz?
 - Była tam! Widziała! - krzyczała z załamanym głosem.
 - Gdzie była?
 - W gabinecie. Widziała zdjęcia. Widziała wszystko.
 - Nie mów, że... Hyosung! Otwórz drzwi! Musimy z tobą porozmawiać, słyszysz? - wołał ją stanowczo ojciec czekając na reakcję córki, ale na próżno.
 - To nic nie da! Zamknęła się tam i nie chce wyjść! Ma jedyny klucz do tych drzwi!
 - Uspokój się w końcu! Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? A teraz idź na dół i ochłoń, bo tak wpadłaś w panikę, że ją pewnie przestraszyłaś. I dziwisz się, że nie chcę wyjść?!
 - Masz rację. Ja zejdę... zejdę na dół - mówiła już uspokojonym głosem.
 - A ty Hyosung - zaczął ojciec - Też ochłoń i nie bój się. Chcemy tylko z tobą porozmawiać. Za 20 minut będzie kolacja. Więc, zejdź na dół, dobrze? - Japonka pisałam sms'a do Joon'a.

,, Spotkajmy się o 00:00 w parku pod fontanną. Musimy poważnie porozmawiać. "

  Po 20 minutach Hyusung wzięła się w garść i niepewnie zeszła na dół do jadalni. Tam czekał już na nią ojciec czytając gazetę.
 - Już jestem - powiedziała cicho.
 - To dobrze - odłożył gazetę - Siadaj. Zaraz będzie kolacja - uśmiechnął się. Nastolatka usiadła na krześle i siedziała w ciszy. Po chwili przyszła jej matka z kuchni.
- O! Widzę, że jednak wyszłaś z swojego pokoju - przytaknęła - To dobrze - nakryła do stołu i przysiadła się również. Życzyli sobie nawzajem smacznego i zaczęli jeść.
 - Przepraszam skarbie, że tak na ciebie nakrzyczałam. Jest mi teraz naprawdę wstyd za to co zrobiłam. Nie powinnam była tego robić.
 - Nic się nie stało. To ja powinnam była cię przeprosić. Zakazałaś wchodzić mi do swojego gabinetu. Nie powinnam była tego robić. Przepraszam.
 - Nie szkodzi. Każdy popełnia błędy - zapanowała cisza. Państwo Jeon zachowywali się jakby nic się nie stało i już nie drążyli tego tematu z nadzieją, że o nic nie będzie pytała. Jenak mylili się.

*Nie wiem co tutaj się dzieję, ale muszę z nimi o tym porozmawiać. Możliwe, że o nic mnie nie podejrzewają, więc może mam szanse się czego dowiedzieć. Jeżeli nie zapytam, to wszyscy mogą mieć kłopoty. (Hyosung)*

 - Mówiliście, że przyjechaliśmy tutaj w interesach.
 - Bo to prawda córcia - odrzekł ojciec.
 - Co to za interesy?... Biały Kieł?
 - Skąd wiesz o Białym Kle? - zapytała podejrzliwie matka. Hyosung od razu zmieniła swoje nastawienie. Zaczęła się zachowywać jak Joon podczas rozmów z klientami czy choćby z innymi gangsterami. Starała się zachować zimną krew i bez żadnych emocji odpowiadać na zadawane pytania. Nie wychylała się.
 - Tak pisało w gabinecie. Biały Kieł.  Co ukrywacie?
 - Mieliśmy zamiar ci o tym powiedzieć, ale...
 - Ale stwierdziliście, że lepiej będzie trzymać mnie w jednym, wielkim kłamstwie? O co tu chodzi? Żądam wyjaśnień - powiedziała pewnym siebie głosem i stanowczym głosem.
 - Nie będziemy tego tak ciągle ciągnąć. Trzeba jej powiedzieć - odrzekł pan Jeon.
 - Tak... nie mamy wyjścia.
 - Czekam...
 - Tak... twój ojciec jest biznesmenem, ale to nie on dostał tutaj pracę, tylko ja. Pracuję w policji. Jestem tajnym agentem należącym  do amerykańskiej  agencji państwowej zajmującej się przestępstwami wykraczającymi poza granice Stanów Zjednoczonych.
 - Federalne biuro śledcze... FBI?
 - Zgadza się. Współpracuję z innymi agencjami federalnymi poza terenem stanów.
 - Chodź. Pokażę ci coś - rzekł zachęcająco matka. Obydwie weszły do gabinetu - Pytałaś wcześniej o Białego Kła, zgadza się? - przytaknęła -  Biały Kieł to koreańska mafia do której należą nastoletni gangsterzy. Mogło by się to wydawać niemożliwe, ale tak właśnie jest. Jedna z najbardziej niebezpiecznych gangów w państwie. Możliwe, że nawet na kontynencie. Współpracują z Yakuzą oraz mają kontakty z Ruskimi i Sycylijskimi mafiozami. Stali się tak niebezpieczni, że już nawet policja nie daje sobie z nimi rady. Dlatego poprosili FBI o pomoc, by się ich pozbyć. Biały Kieł stał się za bardzo niebezpieczny dla społeczeństwa, dlatego trzeba zaprzestać ich działaniom. Staramy się za wszelką cenę odnaleźć ich kryjówkę, by w końcu ich dopaść. Kiedy znajdziemy ich siedzibę, znajdziemy również ich przywódcę. Założyciela Białego Kła, a kiedy go znajdziemy trafi tam, gdzie jego miejsce.
 - Jest, aż tak źle?
 - Hyosung, jemu grozi kara śmierci. Czasami wydaje się, że jest tak blisko, a zarazem tak daleko od schwytania go. Kiedy on zniknie, to zniknie również cały kłopot. - dziewczyna przeglądając zdjęcia z archiwum zobaczyła znajomą jej twarz.
 - Kikwang?
 - Co?
 - Nie, nic.
 - Znasz go?
 - Widzę go pierwszy raz na oczy.
 - Na pewno?
 - Tak.
 - Hyosung, jeżeli znasz tego chłopca to nie bój się mi o tym powiedzieć. To bardzo ważne, żeby dowiedzieć się kim jest. On...
 - Już powiedziałam. Nie znam go.
 - Dobrze... ale gdybyś coś wiedziała, to powiedz mi, dobrze?
 - Nie ma sprawy, a... skąd masz te wszystkie zdjęcia? Sama je zrobiłaś? - nagle zadzwonił telefon matki.
- Mam swoich informatorów. Wybacz na chwilkę. To z pracy - odebrała - Tak?... Tak... naprawdę?... rozumiem... zrozumiano... . Hyosung muszę już iść. Wzywają mnie do pracy. Pamiętaj nikomu nie mówić o tym co się dowiedziałaś, rozumiesz? To ściśle ważne, zrozumiano?
 - Tak
 - To dobrze - wyszły z gabinetu. Pani Jeon zamknęła drzwi na klucz i wyszła z domu. Japonka wróciła do jadalni dokończyć kolację. Wszystkie jej myśli i obawy, nagle zebrały się w jej głowie przez co nie mogła jeść. Wyszła z jadalni zostawiając napoczęty posiłek i wróciła do swojego pokoju. Wzięła prysznic, żeby trochę ochłonąć. Przeprała się w koszulę nocną i stanęła przed lustrem. Spojrzała w swoje odbicie.
 - Muszę coś zrobić zanim oni wszyscy się pozabijają. Changsun musi się o wszystkim dowiedzieć zanim moja matka go dopadnie. Kara śmierci? To niemożliwe... agentka FBI. To wszystko jest niewiarygodne. Jak to się wszystko mogło stać? Jedno jest pewne... jeżeli nic nie zrobię oni... teraz wszystko zależy ode mnie - Była godzina 23:30. Jej ojciec wraz z matką weszli do jej pokoju sprawdzić czy już śpi.
 - Zasnęła już. Chodźmy zanim ją niepotrzebnie obudzimy - rzekła pani domu. Oczywiście Hyosung już dawno nie spała, jedynie miała zamknięte oczy. Po cichu wyszła z pokoju i położyła się na podłodze przy schodach. Stamtąd było wszystko dobrze słychać.
 - I jak zareagowała, kiedy jej o tym wszystkim powiedziałaś?
 - Była chyba lekko zmieszana i zdziwiona, ale mimo to starała się tego nie okazywać.
 - Myślisz, że ona naprawdę?
 - Oby nie... znaczy... mam taką nadzieję. Na niektórych zdjęciach widać nastolatkę, która jest do niej bardzo podobna.
 - Kiedy te zdjęcia zobaczyłaś?
 - Dzisiaj, kiedy spotkałam się z swoim informatorem. Ona jest o niej tak podobna. Nie mogę w to uwierzyć. Żałuję że jej to pokazałam.
 - Nie martw się. Na pewno da się to wszystko racjonalnie wytłumaczyć.
 - Mam tak nadzieję. Hyosung nie jest przecież zdolna do morderstwa, prawda? Już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. W dzisiejszych czasach jest wszystko możliwe. A co jeżeli wdała się w złe towarzystwo?
 - Wierzę, że to nie jest ona. Nasza córka nie byłaby do tego zdolna. Nie tak ją wychowaliśmy.
 - Masz rację, ale mimo tego trzeba ją pilnować. Jak już mówiłam, wszystko jest możliwe.
 - Tak, to prawda. Trzeba ją mieć na oku - Hyusung wróciła po cichu do swojego pokoju.

* Nie wierzę. Podejrzewają mnie? Ktoś musiał zrobić mi zdjęcia. Ale kto? Kto jest jej informatorem? Robi się coraz gorzej(Hyosung)*

 Pół godziny później, Hyosung, która był już ubrana i gotowa do wyjścia wyszła przez okno swojego pokoju. Ostrożnie na palcach szła wzdłuż parapetu. Łapiąc się za ściankę wychyliła rękę chwytając gałąź. Wskoczyła na nią i powoli przeczołgała się po niej. Ostrożnie schodziła z drzewa stawiając jedną nogę za drugą. Po chwili poślizgnęła się i spadła prosto na plecy. Z bólu nie mogła się ruszać, ani tym bardziej złapać oddechu. Leżała z bólu na gołej ziemi po czym wstała i obeszła cały dom. Ledwo przeskoczyła przez furtkę i poszła w stronę parku. Była już spóźniona z jakieś 10 minut przez bolące plecy. Z daleka zobaczyła idącego w jej stronę mężczyznę. Był ubrany w luźne spodnie i dużą bluzę z kapturem, który zakrywam połowę jego twarzy.
 - Jesteś już. Co tak długo? Mieliśmy się spotkać w parku - wyszeptał.
 - Joon?
 - Ciii! - uciszył ją. Złapał ją za ramię i pociągnął ze sobą. Szli razem spacerując po ulicy -  Coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze.
 - Spadłam z drzewa.
 - Wszystko w porządku?
 - Tak, tylko obiłam troszkę plecy - objął ją jedną ręką w pasie podtrzymując ją mocno - Powinno teraz mniej boleć. Zaraz przejdzie.
 - Dziękuję. Dlaczego szepczemy?
 - Ktoś mnie śledzi.
 - Naprawę?
 - Nie odwracaj się, bo się zorientuje. Chciałaś ze mną porozmawiać, prawda? O co chodzi?
 - To właśnie będzie związane z tym, że cię śledzą.
 - Jak to?
 - Nie uwierzysz czego się dzisiaj dowiedziałam. Weszłam do gabinetu matki i znalazłam u niej tajne zdjęcia z archiwum.
 - Jakie zdjęcia?
 - Białego Kła. Matka jest z FBI i cię szukają. Chcą pozbyć się wszystkich z gangu. Zniszczyć całą mafię. Chcą za wszelką cenę cię znaleźć. Grozi ci kara śmierci.
 - No to nieźle - załamał się.
 - To nie wszystko. Znalazłam u matki zdjęcie Kikwang'a. Chcą się dowiedzieć kim jest. Wiedzą jedynie, że należy do ciebie. W dodatku podejrzewa również i mnie.
 - Jak to?
 - Dzisiaj spotkała się z swoim informatorem, który zdobył zdjęcia na których jestem. Podejrzewa, że ja też maczam w tym wszystkim palce. Od teraz mam być bardziej pilnowana.
 - To teraz wyjaśnia śledzenie. Wiadomo kim on jest?
 - Nic nie wiem.
 - Dobra, zrobimy tak. Trzeba dowiedzieć się, kim jest jej informator i pozbyć się go. Za dużo on wie. Porozmawiaj jeszcze z matką. Może coś jeszcze z niej wyciągniesz. Tylko bądź ostrożna. Nie zapominaj, że jest z FBI. Jej obowiązkiem jest pozbyć się wszystkich z Białego Kła. Nawet jeżeli będą to najbliżsi. Poinformuje o tym resztę załogi i będę kazał Kikwang'owi bardziej się pilnować. On jest pierwszy na celowniku - obeszli prawie całe osiedle i znaleźli się pod domem Hyosung. Nagle przyciągnął ją do siebie i wyszeptał do ucha - Nie ufaj nikomu. Uważaj na to co mówisz i patrz gdzie chodzisz. Od teraz nie możemy rozmawiać przez telefon. Prawdopodobnie założy ci podsłuch. Nie zdziw się, jeżeli jutro zapyta się ciebie o dzisiejszą noc. Nie ważne, że uciekłaś, ona jutro i tak się o tym dowie. Już nie ma żartów. Od dzisiaj jest wojna, która zdecyduje czy zginiemy, czy może uda nam się jakoś przeżyć wszystkim. Na pewno nie obejdzie się bez ofiar - ostatnimi słowami przeraził ją. Spojrzał się jej w oczy obejmując jej twarz dłońmi.
 - Nie bój się. Musisz być silna, rozumiesz? Musisz zrobić wszystko, żeby przeżyć, rozumiesz? - przytaknęła. Po chwili pocałował ją w usta i wyszeptał do ucha - Niech myśli, że byłaś na randce - cmoknął ją czule w czoło i uśmiechnął się - Dasz radę - odszedł zostawiając ją samą przed domem.

piątek, 7 marca 2014

Infinite: Darkness Rozdział 5

        
"Będziesz żyć w ciemności z swym stęchłym ciałem żerując w koszmarach najbliższych nie mogąc zapomnieć o swojej przeszłości... Demonie."



         Minęły już dwa miesiące od ostatniej "randki" Basi  z Sunggju. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Zuza i Woohyun zaczęli z sobą romansować potajemnie. Pomiędzy Kingą i Baro utworzyło się zaufanie. Dziewczyna nawet zabrała go do psychologa, żeby wyleczyć jego strach przed fanami. Basia w końcu wzięła się w garść i zadzwoniła do Sunggju umawiając się z nim na kolejne spotkanie. W każdy weekend od piątku do niedzieli, zawsze o tej samej godzinie 19:20 ,przychodził do restauracji na kolację z resztą Infinite. Siedział przy stoliku dopóki nie zamkną restauracji czekając cierpliwie na Basię przy drzwiach wyjściowych dla personelu, zabierając ją na długie spacery po mieście. Po kilku spotkaniach Sunggju kupił w prezencie dla Basi srebrną bransoletkę, a raczej dwie bransoletki dla par tłumacząc się, że to na znak ich przyjaźni. Każda bransolet miała przyczepiony połowę breloczka. Razem tworzyły pięknego motyla.


   Dzisiejszego wieczoru, Basia i Zuza czekały z niecierpliwością w kuchni na Kingę, która właśnie tego wieczoru umówiła się na spotkanie z Baro. Nagle usłyszały jakieś głosy za drzwiami wejściowymi.
  - Chyba już Kinga wróciła - powiedziała Zuza.
  - Słyszysz?... Ktoś z nią jest - szybko podbiegły do salonu i ukrytkiem zajrzały przez okno. Zobaczyły Kingę stojącą z Baro przed drzwiami. Rozmawiali i uśmiechali się do siebie. Po chwili Kinga stanęła lekko na palcach i pocałowała w policzek idola. Chłopak był w szoku. Zarumienił się jednocześnie z nieśmiałą Polką. Kiedy dziewczyna miała już wchodzić do domu, Baro zatrzymał ją łapiąc za ramię. Dziewczyna odwróciła się w stronę chłopaka, a ten gwałtownie przyparł ją do drzwi całując ją w usta. Przerywając pocałunek spojrzał się na zdziwioną dziewczynę oczekując na jej reakcję. Ta jedynie się spojrzała i pocałowała go. Wtulili się w swoje ramiona oddając się w słodkim pocałunku. Zuza i Basia prawie piszczały z radości widząc Kingę z Baro. Nagle usłyszały dźwięk otwierających się drzwi i zobaczyły zaświecone światło w przed pokoju. Obydwie szybko pobiegły do przyjaciółki i zaczęły panikować z radości. Kinga nic nie powiedziała. Jedynie stała jak zahipnotyzowana.
  - Kinga... Kinga, wszystko w porządku? - zapytała Zuza.
  - Ej! - pomachała jej przed twarzą Basia. Polka z uśmiechem powoli zsunęła się po drzwiach siadając na podłogę.
  - Powiedział... że mnie kocha. On... on mnie kocha - mówiła to nie wierząc własnym słowom. Obydwie otworzyły szeroko oczy niepotrafiące nic wypowiedzieć. Spojrzały się na siebie i po chwili zaczęły się śmiać.
  - Idziemy to utcić! - krzyknęła przejęta Zuza - Idziemy! - złapała Kingę za rękę i wyprowadziła ją z domu. Szybko założyły buty, bluzy i wyszły. Całą drogę śmiały się i rozmawiały o dzisiejszym wydarzeniu. Za nimi jechało czarne, duże auto. Podjechało do dziewczyn i zatrzymało się. Zdziwione również się zatrzymały i spojrzały  na pojazd. Szyby były przyciemniane, więc nie było nikogo widać w środku. Nagle drzwi same się otworzyły, a za nich wyskoczyli trzej, silni mężczyźni ubrani w kominiarki. Złapali je i wciągnęli  do środka zasłaniając usta dłońmi. Usiedli koło nich, zamknęli drzwi i odjechali. Nie wiedziały co się dzieje.
  - Co wy wyprawiacie?! Kim wy jesteście?! - krzyknęła przerażona Zuza. Nagle mężczyźni ściągnęli kominiarki. Okazało się, że to byli Woohyun, L i Sunggyu.
  - No więc jak dziewczyny? Gotowe na imprezę?! - powiedział zachęcająco Woohyun.
  - Wy debile! To waszym zdaniem miało być zabawne?! - krzyknęła zdenerwowana Basia.
  - Mówiłem, że to może by zły pomysł - rzekł L.
  - Oj! Daj spokój. Troszkę adrenaliny im nie zaszkodzi - rzekł Sunggyu.
  - Adrenaliny?... Adrenaliny?! - krzyknęła z niedowierzaniem Kinga.
  - Myśleliśmy że nas porwano! - krzyknęła Kinga.
  - Spójrzmy prawdzie w oczy. Kto by was chciał - powiedział żartobliwie Woohyun.
  - Ty mała, wredna, poczwaro! Niech ja cię tyko dopadnę! - już miała zabić piosenkarza, kiedy powstrzymała ją Basia.
  - Zuza! Nie rób głupstw! Jesteś za młoda, żeby wylądować w więzieniu!
  - Ale za to będzie warto!
  - No dobra, więc gdzie jedziemy? - zapytała Zuza.
  - Zabieramy was do jednej z tutejszym klubów - odrzekł Dongwoo siedzący za kierownicą. Koło niego siedział Sungkyu.
  - To wy też tutaj jesteście? - zapytała zdziwiona Zuza.
  - A co? Przeszkadzamy? - zapytał Sungkyu. Świetnie bawili się na imprezie. Tańczyli, śpiewali, wygłupiali si i przede wszystkim pili... i to dużo. Po ok. dwóch, trzech godzinach, kiedy chłopcy byli już wstawieni, dziewczyny postanowiły, że zadzwonią po taksówkę i ich odwiozą. Woohyun'owi zrobiło się niedobrze, więc Zuza zabrała go na zewnątrz, żeby pooddychał świeżym powietrzem. Wziął kilka głębokich oddechów.
  - Jak się czujesz? Już ci lepiej? - zapytała troskliwie.
  - Tak naprawdę to źle się nie czuję.
  - Jak to? Nie rozumiem.
  - Zuza... muszę ci coś powiedzieć.
  - Co takiego?
  - Kocham cię - po tych słowach pocałował ją czule w usta. Po chwili wtulił się w jej kark i wyszeptał do ucha.
  - I to bardzo... proszę... nie zostawiaj mnie- Zuza nie mogła spać przez całą noc. Nie mogła zapomnieć tego co się stało. Do tej pory czuła jego pełne, miękkie wargi na swoich ustach i ten ciepły, przyjemny oddech na swoim karku. Wciąż słyszała jego delikatne słowa w głowie.

,, Kocham cię... i to bardzo... proszę... nie zostawiaj mnie"

*A co jeżeli powiedział to tylko dlatego, bo był pijany i tak naprawę te słowa nic dla niego nie znaczą?(Zuza)*

  Następnego dnia, Zuza obudziła się dopiero ok. 13:00. Zmęczona zeszła na dół. Zobaczyła dwie zmęczone i skacowane przyjaciółki jedzące śniadanie.
  - Dzień dobry kochane - powiedziała Zuza po czym jej odpowiedziały. Kiedy szykowała sobie płatki z mlekiem Kinga rzekła.
  - Twój telefon przez cały ten czas dzwonił i dzwonił. Wytrzymać się nie dało.
  - Kto dzwonił?
  - Nie wiem. Byłyśmy tak zmęczone ,że nawet nie miałyśmy siły, żeby sprawdzić - powolnym krokiem wzięła telefon do ręki. Sześć nieodebranych połączeń  i jedna nie przeczytana wiadomość od Woohyun'a.

*Czyżby jednak pamiętał?(Zuza)*

,, Nie martw się, nie zapomniałem o wczorajszym pocałunku. Nieważne czy jestem trzeźwy czy pijany. Wciąż cię kocham. Proszę oddzwoń."

  Dwa dni później Basia została zaproszona przez Sunggyu do wytwórni. Chciał jej bardzo pokazać jak ciężko pracuje. Bardzo się cieszył, kiedy przyszła do niego. Po całym dniu spędzonym w wytwórni udali się na kolację. Śmiali się i dokuczali sobie nawzajem. Czas mijał niebłagalnie i trzeba było wracać do domu. Odprowadzał ją przez skróty do domu. Mijając stary parking pod ziemią, stanęli.
  - Basia... ja... bardzo cię lubię.
  - Ja ciebie też lubię Oppa.
  - Czy wybaczyłabyś mi gdybym zrobił ci przykrość?
  - Tak, przecież jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
  - Tak -uśmiechnął się. Jego wyraz twarzy był smutny, ale i także wesoły. Patrzył na nią jakby widział ją ostatni raz. Po chwili przytulił ją do siebie wyszeptując do ucha.
  - Przepraszam.
  - Za co?
  - Basia! Uważaj!
  - Aaaaaa! - Polka otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą światło. Bardzo jasne światło, które wydawało się zbliżać do niej. Nagle ujrzała przed sobą ciemną sylwetkę , która krzyknęła.
  - Mamy ją! Ona żyje! - po chwili wszystko zaczęło do niej docierać.
  - Gdzie... gdzie ja jestem? - próbowała wstać - Ach! - jęknęła z bólu.
  - Proszę nie wstawać. Pomożemy pani - pełno ludzi biegało wokół niej. Była w szpitalu na sali operacyjnej. Reanimowali ją. Była cała w ranach i siniakach. Z rozciętą wargę i podbitym okiem.
  - C-co się dzieje?
  - Została pani napadnięta.
  - Jak to... napadnięta? - rozejrzała się - Gdzie... gdzie on jest? Gdzie on jest?! - zaczęła wpadać w panikę wyrywając się lekarzom, którzy ją uspokajali.
  - Gdzie?! - złapała za nadgarstek jedną z pielęgniarek.
  - Gdzie on jest? - wyszeptała z łzami w oczach - Czy coś mu się stało?
  - Nie rozumiem o czym pani mówi.
  - On... on był ze mną. Ja...
  - Kiedy karetka po panią przyjechała nikogo oprócz pani nie było.
  - Co? Jak... jak to? Nie, to nie możliwe - zemdlała. Okaleczona leżała pod aparaturą szpitalną w swoim pokoju. Spała na łóżku z maską tlenową na twarzy.
  - Basia... Basiu...Basiu wstań - usłyszała męski szept koło ucha.
  - S...Sunggyu? - wyjęczała. Otworzyła oczy - Sunggyu? To ty? - odwróciła głowę,ale nikogo w pokoju nie było. Zauważyła, że drzwi od jej pokoju są otwarte. Wykończona ściągnęła maskę i w samej koszuli nocnej na bosaka, wolnym krokiem zmierzała ku drzwiom. Wyszła z pokoju na ciemny korytarz. Rozejrzała się dookoła. Zimne kafelki na podłodze drażniły jej gołe stopy. Nagle ujrzała z daleka jakąś sylwetkę, która śmigła przez korytarz.
  - Sunggyu?... Sunggyu! - ledwo ruszyła za postacią. Zmierzała ku wyjściu. Zobaczyła, jak szpitalne drzwi wyjściowe zamykają się. Wybiegła na dwór. Było bardzo zimno. Nagły powiew wiatru uderzył ją prosto w twarz. Zmarznięta rozglądała się wokoło ciemnej ulicy.
  - Sunggyu! - krzyknęła oczekując na czyjąś reakcję - Oppa! - krzyknęła znów z łzami w oczach. Zamknęła je i pozwoliła ,żeby łzy popłynęły po jej policzkach. Nagle usłyszała coś za rogiem. Czyżby ktoś skrył się w cieniu?
  - Sunggyu?... Czy to...? - nie zdążyła dokończyć, kiedy wybiegła za nią pielęgniarka.
  - Co pani robi? Chce pani być chora? Jest strasznie zimno na dworze. Proszę ze mną wracać do środka. W pani stanie nie powinna pani w ogóle wstawać z łóżka. Musi pani przez cały czas leżeć pod aparaturą. Chodźmy - zabrała ją z powrotem do środka. Dwa tygodnie później wyszła z szpitala. Próbowała z kontaktować się za wszelką cenę z piosenkarzem, ale bez skutku. Spróbowała znów zadzwonić. Ktoś odebrał.
  - Sunggyu?
  - Nie, to ja, Woohyun.
  - O! Cześć Oppa.
  - Cześć. Słyszałem, że wyszłaś z szpitala. Jak się czujesz?
  - Już lepiej, ale nadal mnie wszystko boli. Czy jest tam gdzieś z tobą Sunggyu?
  - To ty nie wiesz?
  - O Czym?
  - Zuza ci nie powiedziała?
  - Co takiego? Mów w końcu!
  - Sunggyu zaginął.