Translate

niedziela, 1 grudnia 2013

Infinite: Darkness Rozdział 2

Cała trójka dziwnie spojrzała się na dziewczyny. Polki spaliły się ze wstydu. Były zaskoczone. Zaniemówiły. W tej chwili podszedł do nich szef ratując sytuację.
- Przepraszam was najmocniej za nie. Dziewczyny idźcie do kuchni! –wygonił je zdenerwowany z Sali. Szybko uciekły do kuchni i z przejęciem oglądały całą ta sytuację przez szczelinę miedzy drzwiami.  Nie wyglądali na zadowolonych. Przez chwilkę jeszcze rozmawiali ze sobą.
- Ciekawe o czym rozmawiają – powiedziała zaciekawiona Zuzia.
- Cokolwiek by to nie było. Mamy przechlapane – po chwili szef zmierzał w ich kierunku.
- To są jedni z najważniejszych klientów! Jeszcze jeden taki numer, a wylecicie stąd na zbity pysk! Daje wam ostatnią szansę ze względu na to, że przyjaźnicie się z Kingą. Jeżeli to będzie się powtarzać to zwolnię was! Wtedy nie będę na nic zwracać uwagi! Czy to jest zrozumiane?! – przestraszone jedynie przytaknęły.
- Wracajcie do pracy – szybko wybiegły z kuchni.
- Upiekło nam się – powiedziała z ulgą Zuza.
- Tak, tylko sama słyszałaś. Jeszcze raz taki numer, a wylecimy stąd.
- No tak, ale nie będzie następnego razu. Tylko wiesz, wylewaj już więcej na nikogo żadnego napoju.
- Coś sugerujesz?
- Wylałaś na niego kawę.
- Czy, że to moa wina?!
- No przecież nie to zrobiłam!
- Nie wylałabym jej, gdybyś ty nie pomyliła zamówień!
- Starasz się cała winę zwalić na mnie?!
- Bo to była twoja wina!
- Każdy może się pomylić!
- Tylko kretyn potrafi pomylić jogurt truskawkowy z kawą!
- Ja jestem kretynem ty debilu?! – kłóciły się nie zwracając uwagi na to, że dwa stoliki dalej siedzą chłopcy z Infinite. W pewnym momencie Basia odwróciła głowę i zauważyła, że cała trójka je obserwuje. Przestraszona i zarazem speszona złapała przyjaciółkę za ramię i wciągnęła ją pod blat. Obydwie siedziały na podłodze.
- Co ty do chole...?!
- Ciii! – zamknęła jej usta – Chłopcy się na nas gapili – wyszeptała. Zuza zrobiła ogromne oczy. Siedziały tak w ciszy przez chwilkę.
- Może już poszli?
- Może tak. Sprawdźmy – rzekła Basia. Obydwie złapały się blatu i powoli uniosły się do góry wychylając tylko swoje oczy. Zauważyły, że wciąż się patrzą. Przestraszone znów schyliły głowy.
- Zauważyli nas?
- Chyba nie – odpowiedziała Zuzia.
- Co za wstyd. I co teraz zrobimy? – nagle usłyszały kroki. Nastała cisza. Kroki ucichły.
- Wyszli? – zapytała Basia.
-Chyba już sobie poszli.
- Przepraszam – usłyszały męski, znajomy głos. Przestraszone podniosły głowy do góry. Zobaczyły wychylającego się za blat Sunggyu. Przełknęły ślinę i zawstydzone wstały z podłogi.
- Tak? – zapytała Zuzia.
- Mógłbym poprosić o rachunek? Chciałem zrobić to wcześniej, ale schowałyście się pod blatem – zwrócił się do Basi.
- T-T-tak. Już panu podaje rachunek – powiedziała szybko lekko jąkając się. Zaczęła szybko szukać cennika.
- Gdzie ten cennik? – rzekła po polsku.
- Basia – wyszeptała wskazując jej palcem na tabliczkę zawieszoną na ścianie. Dziewczyna szybko zwróciła na nią uwagę.
- Ach, no tak! Proszę jeszcze chwilkę zaczekać.
- Spokojnie – tym razem wiedząc już co ile kosztowało, szukała kodu którego mogła wbić. Otwierała szuflady przekładając w nich przeróżne rzeczy i papiery. Była bardzo zawstydzona i wszystko robiła szybko.
- Może ci pomóc? – zaproponował nachylając się nad nią. Polka poczuła jego ciepły oddech na swoich karku. Szybko podniosła głowę do góry.
- Nie, nie trzeba – powiedziała jak poparzona uderzając piosenkarza swoją głową. Sunggyu złapał się z bólu za nos.
- O Boże! – zakryła usta z przerażenia – Wszystko w porządku?
- Tak... leci mi krew?
- N-nie. To było niechcący. Tak bardzo cię przepraszam.  Te szejki i ta kawa będą na koszt restauracji – powiedziała szybko nie wiedząc co mówi.
- Serio? – spojrzał się na nią zdziwiony podnosząc jedną brew.
- Tak, pewnie.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy.
- Na razie.
- Do widzenia! – na te słowa znów się na nią spojrzał dziwnie po czym się uśmiechnął i wyszedł z resztą z restauracji.
*Do widzenia? On ci mówi na razie, a ty mu do widzenia?! Jaka ja jestem głupia! I jeszcze go w nos uderzyłam. Jak nie oblane spodnie kawą to teraz ten nieszczęsny noc. Po prostu świetne pierwsze wrażenie, naprawdę. Basia, co ty robisz ze swoim życiem?(Basia)*
- Baśka, co ty wyprawiasz? Na koszt restauracji? Chcesz, żeby nas wylali?!
- Spokojnie, zapłacę to z własnej kieszeni.
- Z własnej kieszeni? Powodzenia. Spójrz na cennik.
- Ale co z nim nie tak? – Zuza odwróciła przyjaciółkę w stronę tabliczki.
- O ja pier...! – Następnego dnia po szkole cała trójka, Basia, Kinga i Zuza wracały razem do domu. Przechodząc przez pasy mijały studia. Przed szkoła była bardzo głośno i tłoczno, ale dziewczyną to nie przeszkadzało. Zwinni i szybko ominęły studentki. Z tłumu wyszły tylko dwie z nich. Była to Zuza i Basia.
- A gdzie Kinga? – zapytała Basia. Obydwie odwrócił się. Zobaczyły przewróconą Kingę.
- Kinga! – krzyknęły razem podbiegając do przyjaciółki.
- Nic ci nie jest? – zapytała przejęta Basia. Nagle usłyszały męski, młody głos.
- Bardzo cię przepraszam. Nie zauważyłem cię. Wszystko w porządku? – Basia i Zuza skamieniały z zaskoczenia.
- T-tak – załapała się z bólu za głowę. Nagle ujrzała przed sobą wystawioną, pomocną dłoń. Kinga podniosła głowę do góry i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zobaczyła zmartwionego Woohyun’a próbującego pomóc Polce. Zawstydzona delikatnie podała mu swoją dłoń. Chłopak pomógł jej wstać.
- Jak masz na imię?
- Kinga.
- Na pewno nic ci nie jest Kingo?
- Nie nic, tylko mnie troszkę głowa rozbolała – powiedziała cichutko. Próbując zrobić krok do przodu prawie by zemdlała. Na szczęście złapał ja w ostatniej chwili w swoje ramiona.
- Nic ci nie jest?
- Nie, nic.
- Musiałaś się mocno uderzyć w głowę.
- My ją weźmiemy! – rzekła Kinga. Woohyun spojrzał się na dziewczyny.
- Zabierzemy ją do domu – dodała Basia.
- Dacie sobie radę?
- Tak, mieszkamy niedaleko. – odpowiedziała mu Zuzia.
- To dobrze... ale bezpieczniej będzie jak podwiozę was autem. Mój kolega za nie długo po mnie przyjedzie. Podwieziemy was – nagle pod szkole podjechał duży, czarny Van. Otworzyły drzwi, a Woohyun wziął Kingę na ręce i usadził ją na siedzeniu. Zawstydzona Kinga nie wiedziała co zrobić.
- Wsiadajcie dziewczyny – wsiadły wraz z piosenkarzem do środka. W środku pojazdu siedziała reszta zespołu. Wszyscy oderwali się od swoich czynności i od razy zwrócili swoją uwagę na Polki.
- Kim one są? – zapytał Hoya.
- Co się jej stało? – dodał Dongwoo patrząc na  Kingę.
- Niechcący wpadłem na nią i uderzyła się w głowę. Zawieziemy je do ich domu. Tak będzie bezpieczniej – w tym momencie Basia wsiadła do Van’a. Spojrzała się na resztę chłopaków i zobaczyła Sunggyu. On również ją od razu zauważył. Obydwoje spojrzeli na siebie i w tym samym czasie krzyknęli.
- To ty?! – wszyscy spojrzeli się na nich zdziwieni.
- To wy się znacie? – zapytał zaciekawiony Sungjong.
- Ta... w pewnym sensie – Polka strzeliła buraka.
*Co za dzień. Że musiałam go dzisiaj spotkać. (Basia)*
Cala drogę jechali w ciszy. Trzy zawstydzone fanki i siedmiu speszonych idoli. Basia zauważyła, że cala drogę przyglądał się jej Sunggyu. Próbowała nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Głupio jej było przez wczorajsze wydarzenie. Kiedy byli już na miejscu, Woohyun i Sunggyu pomogli Kindze wyjść z pojazdu. Matka Kingi zauważyła całe te wydarzenie prez okno. Zmartwiona wybiegła z domu.
- Co się stało?!
- Pani córka uderzyła się w głowę – powiedział Sunggyu.
- Z mojego powodu. Wpadłem na nią – doda Woohyun biorąc ją na ręce i zaprowadzając ją do jej pokoju. Położył ją na łóżku i spojrzał się na nią.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej. Dziękuję.
- Nie masz za co mi dziękować. To z mojego powodu to się stało.
- Ale pomogłeś mi. To się liczy. Dlatego ci dziękuję.
- Nie ma sprawy. Ja już będę się zbierał.
- Dobrze – kiedy już wychodził z pokoju dziewczyn zatrzymał się w drzwiach, odwrócił się i zapytał.
- Spotkamy się jeszcze? – była bardzo zdziwiona tym pytaniem. Rumieńce same jej się pojawiły na policzkach. Spojrzała się na niego. Czeka tylko na jej reakcję.
- Pewnie – wystarczyło jedno słowo, żeby wywołać uśmiech na twarzy Koreańczyka.
- No to do zobaczenia
- Do zobaczenia – tym czasem Sunggyu czekał na kolegę przed domem wraz z Basią, bo Zuzia oczywiście uciekła z powrotem do van’u z pretekstem, że zostawiła tam swoje rzeczy. Wszyscy dobrze wiedzą, że tak nie było. Stali tak w ciszy, aż w końcu spojrzał się na nią i rzekł.
- Basia? – powiedział jej imię w słodkim, koreańskim akcentem. Spojrzała się tylko na niego reagując na imię.
- Jesteś Basia, tak?
- Tak.
- Miło mi – podał jej swoją dłoń – Jestem Sunggyu.
- Mi również – odwzajemniła uścisk.
- Nie sądziłem, że się jeszcze zobaczymy.
- Ja też nie... jak nos?
- Już lepiej, dzięki... widzę, że nie tylko ty jesteś ciamajda – uśmiechnął się.
- To Woohyun Oppa wpadł na Kingę, a nie ona na niego... i nie jestem ciamajda.
- Skąd wiesz jak ma na imię?
- No bo ja...
- Fanki?
- Co? Nie. Znaczy, no wiesz, ja, znamy my.
- Dobra, nie tłumacz się, bo komuś znowu zrobisz krzywdę – wskazał na swój nos.
- Przepraszam – spuściła głowę.
- Nic się nie stało. Żartowałem – uśmiechnął się ponownie. Basia odwzajemniła uśmiech.
- Ładnie się uśmiechasz.
- Dziękuję - z domu wyszedł Woohyun.
- Idziemy? – zapytał.
- Tak. To do zobaczenia Basiu.
- Do zobaczenia Sunggyu Oppa!
*Zaraz. Czyżbym o czymś zapomniała?... Zuza!(Basia)*
Polka podbiegła szybko do pojazdu wymijając idących piosenkarzy. Otworzyła gwałtownie drzwi i zobaczyła roześmianych piosenkarzy wraz z Zuzą. Polka złapała przyjaciółkę i zabrała ją stamtąd do domu.
- One san znają – powiedział Sunggyu.
- Wiem – odrzekł Woohyun.
- Skąd? – zapytał zaciekawiony.

- Widziałem w ich pokoju taki dupny plakat z nami na szafie, ale udawałem, że tego nie widzę.

2 komentarze: