Tego samego wieczoru Joon wrócił do Seulu
z Chin. Następnego dnia w szkole, Joon znów został obskoczony ”fankami”. Wszystkie
się wypytywały go, dlaczego go tak długo w szkole nie było, jak się czuje, czy
coś dzisiaj już jadł. Mówiły, jak bardzo za nim tęskniły i martwiły się o niego.
On jedynie po usłyszeniu wszystkich wypowiedzi przeczesał włosy dłonią i rzekł.
- Dziewczyny, spokojnie. Nic mi nie jest. Byłem
ostatnio z wujkiem na wsi. Pomagałem mu na polach, ponieważ mój wuj jest już coraz
starszy i potrzebuje pomocy. Nie martwcie się. Was Oppa jest już dużym chłopcem
– rzucił w stronę dziewczyn zabójczy uśmiech numer 34 i poszedł w stronę klasy.
Wszystkie Koreanki pobiegły za nim mówiąc jaki on jest wspaniały itp. Znudzony
ich ciągły gadaniem usiadł do swojej ławki. Był oblężony przez drobniutkie
dziewczynki. Nagle do klasy weszła Hyosung. Jedyna osoba, która sprawiała, że
się uśmiecha.
- Przepraszam moje panie – przeprosił uczennice
i podbiegł szybko do Japonki.
- Cześć Hyosung! – uśmiechnął się.
- O! Cześć Joon! Już wróciłeś? Jak było?
- Całkiem dobrze. Wuj ostatnio bardzo... –
już miał się wypaplać , kiedy zauważył, że nie są sami w klasie. ”Fanki”... .
- Może porozmawiamy o tym później –
wyszeptał jej do ucha łapiąc za ramię. Oczywiście, chwila załamania dla
dziewczyn.
- Znowu wariatki?
- Niestety.
- OK - tym razem powiedział głośno.
- Stęskniłaś się za mną?!
- Znowu zaczynasz Oppa?
- Powiedz, że tak.
- Nie.
- No nie bądź taka! Ja wiem, ze za mną tęskniłaś.
- Chyba w twoich snach!
- Też! – wyszła oburzona z klasy.
- Gdzie ty idziesz?... Hyosung! – zawołał słodko
wybiegając za nią z klasy. Kiedy minęli klasę powiedział.
- Idą za nami?
- Nie. Pusto. Więc, jaki plan?
- Już ci wszystko tłumaczę – spoważniał z
sekundy na sekundę. Minęło kilka dnia. W tym czasie Joon zauważył, że od kiedy wyjazdu
w interesach Hyosung się bardzo zmieniła. Stała się bardziej... radosna niż
zazwyczaj. Jedynym minusem tej zmiany było to, że przestała utrzymywać tak
dobrze kontaktu z Joon’em. Coraz rzadziej ze sobą rozmawiali, przestali wysyłać
sobie sms’y, nie miała czasu dla niego i coraz częściej gdzieś wychodziła. Nie
wiedział co się dzieje. Któregoś dnia, kiedy wracał ze sklepu usłyszał znajomy
głos. Była to Hyosung z jakimś chłopakiem. Zaskoczony schował się z powrotem do
sklepu. Kiedy minęli budynek postanowił, że pójdzie za nimi sprawdzić, kim jest
ten chłopak. Cały czas podążał za nimi uważnie ich obserwując. W pewnej chwili
zatrzymali. Joon schował się za drzewem i ukradkiem spoglądał na nich. Jakie
było jego zaskoczenie, kiedy tym tajemniczym chłopakiem okazał się Kikwang. Nie
mógł uwierzyć własnym oczom.
*To nie możliwe. Czyżby spotykali się? Nie, nie to nie
może być prawda. Zaraz wyjdę z siebie! Oni nie mogą być razem... kurwa!(Joon)*
Jego oczy zaczęły zalewać się łzami, kiedy
zobaczył, żę złapał ją za rękę, a następnie odeszli.
*Nie, nie, nie! Kurwa! Nie! Tak nie może być!...
Zaraz, co ja teraz wyprawiam? Przecież ona ma prawo się spotykać z kim zechce.
Ale czemu akurat z nim?! Kurwa! Chansun, uspokój się. Nic się nie stało. Co ty
wyprawiasz do cholery?! Dlaczego ja się tak dziwnie czuje? Czuję się... zdradzony
i... zazdrosny? Jaki ja jestem popierdolony! (Joon)*
Kopnął z całej siły kosz na śmieci i
zdenerwowany wrócił do domu.
*O nie! Tak nie będzie. Przecież się przyjaźnimy, a
ona nie powiedziała mi czegoś takiego? Musimy sobie poważnie porozmawiać. Oj,
musimy i to bardzo!(Joon)*
Następnego dnia, kiedy Hyosung szła
korytarze ktoś nagle złapał ją i pociągnął w swoją stronę przygwożdżając do
szafek.
- Joon?! Boże! Ja ty mnie przestraszyłeś. Nigdy
tak więcej nie rób.
- Będę robił co mi się podoba.
- Coś ty taki nie w sosie? Stało się coś?
- Coś ty taka ostatnio szczęśliwa
chodzisz?
- Szczęśliwa?
- Nie udawaj głupiej! Wiem, co się tutaj
wyprawia.
- Nie rozumiem o czym ty mówisz.
- Przyznaj się. Chodzisz z Kikwang’iem?
-
Co?!
- Widziałem was.
- Śledzisz mnie?!
- Co? Ja? Nie żartuj sobie. To ja tutaj
zadaje pytania.
- Dlaczego ci to tak interesuje?
- Bo się przyjaźnimy. Nie pamiętasz już?
- Wcale z nim nie chodzę.
- Nie?
- Nie... ale go polubiłam. Ostatnio się
spotykamy, ale nie jak dziewczyna i chłopak, tylko ja koledzy. Rozumiesz?
- Dzięki Bogu.
- Co powiedziałeś?
- Nie, nic. Przepraszam za moje
zachowanie.
- Jesteś zazdrosny?
- Ja? Zazdrosny? To wszyscy o mnie są
zadrośni, a nie ja o innych. No proszę cię.
- No ni wierzę. Jesteś zazdrosny o Kikwang’a.
Do czego ten świat doprowadza? – zaśmiała się.
- Ja wcale nie jestem zazdrosny, rozumiesz
kobieto?! – nastała cisza. Wszyscy spojrzeli się na nich, a o ni sami patrzeli
się na siebie nie zwracając na innych uwagi.
- Nie popluj się.
- Ach! Jesteś niemożliwa! – nie wytrzymał.
- Wiem. Co mam na to poradzić?... Ale nie
martw się. Między nami nic nie ma... jeszcze.
- Jak to jeszcze?
- Chyba go lubię, a on sam mi się
przyznał, że mu się podobam.
- Naprawdę? – był zaskoczony.
- No tak. Zaprosił mnie ostatnio na
randkę.
- Randkę?! I nic mi nie powiedziałaś?! Mi?
Twojemu przyjacielowi?! O nie dziewczyno! Tak nie będzie! Wszystko mi opowiesz
dokładnie z szczegółami – kiedy przechadzali się po korytarzu wszystko mu
opowiedziała, aż w końcu doszła do sceny pocałunku.
- On... pocałował cię?
- Tak... sama jestem zdziwiona – uśmiechnęła
si pod nosem.
- Ale fajnie! Tylko szkoda, że mi wcześniej
o tym nie powiedziałaś .Widzę tą iskierkę w twoim oku. Co za emocję.
- A ty się czegoś naćpałeś? Bo nie poznaje
cię.
- Po prostu cieszę się szczęściem mojej
przyjaciółki. Boże, zachowuje się jak dziewczyna.
- No- przytaknęła – Dziękuję, że mnie
wysłuchałeś.
- Nie ma sprawy. Od czego są przyjaciele,
prawda? W końcu się przyjaźnimy. Tylko proszę... nikomu nie mów o tym jak się
zachowywałem.
- No tak... reputacja surowego szefa nie
może zniszczyć się tak od tak.
- Widzę, że mnie jednak rozumiesz –
następnego dnia w sobotnie popołudnie ktoś zapukał do drzwi. Zaciekawiona
Hyosung otworzyła drzwi i zobaczyła Joon’a z rannym Kikwang’iem.
- Boże! Co się stało?! – krzyknęła przestraszona.
- Zaraz ci wszystko opowiemy. Możemy
wejść? – zapytał uśmiechnięty Kikwang.
- Tak, jasne. Wejdźcie do środka –
zaprowadziła ich do kuchni. Obmyła pękniętą wargę Koreańczyka i zrobiła mu
zimny okład na podbite oko.
- Co się stało? – zapytała ponownie.
- Przechodziliśmy obok i... – zająknął się
Kikwang.
***
Joon zadzwonił do Kikwanga z prośbą o
szybkie spotkanie w miejskim parku.
- Cześć Joon. Chciałem się ze mną widzieć?
- Ta.
- Coś nie tak? Wyglądasz na
zdenerwowanego?
- A jak myślisz? Dlaczego?
- Interesy?
- Źle... to ty.
- Ja?
- Tak, ty. Ty jesteś moim powodem do
zdenerwowania się – mówił przez cały czas poważnym głosem.
- Co ja takiego zrobiłem? Przecież
wszystko wykonuje tak jak zawsze każesz. Nigdy nie narzekam, ja... – zaczął się
tłumaczyć z przerażeniem.
- Zamknij się!... to nie o pracę teraz
chodzi.
- Nie?
- Nie.
- Więc o co? – Joon wyciągnął jednego
papierosa z kieszeni i zapalił go zaciągając się. Wypuścił z swoich czerwonych,
pełnych ust dym. Spojrzał się obojętnym wzrokiem na kolegę i rzekł.
- Hyosung... mówi ci to coś? – od razu
Kikwang zmienił swój wyraz twarzy. Spoważniał i już chyba wiedział o co mu
dokładnie chodziło.
- Czyli już wiesz?... miło – uśmiechnął się.
- Czego chcesz od niej?
- Podoba mi się, lubię ją. Jest naprawdę
fajną, uroczą i kochaną dziewczyną nie docenianą przez... ciebie. Czy to nie
jest odpowiedni powód?
- Odpierdul się od niej.
- Bo co? Zabronisz mi się z nią spotykać? Nie
przekonasz mnie. Nagle zaczęło ci tak na niej zależeć? Jesteś żałosny.
- Robię to wszystko dla jej dobra.
- Ty chyba naprawdę nie wiesz co jest dla
niej dobre, a co nie. Krzywdzenie bezbronnej dziewczyny nie jest dobrym
rozwiązaniem, prawda? ... Nieudaczniku – Joon nie wytrzymał i rzucił się na
Kikwang’a uderzając go w twarz z pięści. Chłopak przewrócił się na podłogę. Lee
złapał go za kołnierz i ponownie uderzył chłopaka w twarz z podwojoną siła. Z
jego wargi popłynęła krew, a jego policzka posiniły.
- Tylko na tyle cię stać szerloku? Chcesz
mnie zabić? Proszę bardzo. Bij do woli dopóki nie zdechnę na tej ulicy. Nie
boję się ciebie. Jestem gotowy na śmierć z rąk takiego gnojka jak ty. Ale nie
zrobisz tego prawda? Co by powiedziała Hyosung? – Changsun scisnął jeszcze
mocniej kołnierz gangstera.
- No dalej... – uśmiechnął się szyderczo. Changsun
zrezygnował i puścił go.
- Tak myślałem. Nie przekonasz mnie.
- Mnie również! – przerwał mu – Kocham Hyosung
i nie zamierzam ją stracić!
- Ja również... – nastała cisza. Lee
kopnął go jeszcze raz w brzuch przez co skulił się z bólu po czym wystawił mu
swoją pomocną dłoń. Kikwang spojrzał się na niego nie wiedząc co zamierza.
- Wstawaj dupku! Nie daleko mieszka
Hyosung. Opatrzy ci tą brzydką mordę – Kikwang złapał chłopaka za rękę wstając
z podłogi.
- Przecież wiem gdzie mieszka.
Odprowadzałem ją przecież do domu – Joon słysząc to popchnął go przewracając go
na ziemię i poszedł przed siebie.
- Tym razem mi już nie pomożesz wstać?
- A mam się do ciebie wrócić i to powtórzyć?
- Dobra, nie denerwuj się debilu.
- Uderzył się – wytłumaczył Joon.
- Przewrócił? – zapytała zaskoczona.
- Tak, na schodach uderzając o róg.
- Jaki róg?
- Stołu – dodał Kikwang.
- Skąd znalazł się stół na środku schodów?
- Było przyjęcie – wytłumaczył Joon.
- Tak, starych zbieraczy stołów – dodał Kikwang.
Po tych słowach Lee zrobił face palm’a.
- Doobraa, powiedzmy, że wam wierzę –
zaśmiała się.
Tym czasem gdzieś w szklanym wieżowcu w
centrum Seulu. W ciemny gabinecie siedział mężczyzna na swoim skurzanym fotelu
przy drewnianym biurku bawiąc się pionkami do gry w szafy. Koło niego stała
kobieta patrząca się na miasto przez ogromne okno.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytała.
- Zniszczę ich... wytępię jedno po drugim.
Raz... na zawsze. Myśleli, że się mnie tak po prostu pozbyli? Mylili się .To
dopiero początek.