Translate

niedziela, 17 listopada 2013

Dziewczyna Gangstera Rozdział 12 ,,Randka"

Wakacje już minęły i czas wracać do szkoły. Pierwszy dzień był przygotowywaniem do zajęć lekcyjnych. Joon nie przybył do szkoły. Musiał polecieć ze swym stryjem do Chin w interesach. Po lekcjach wszystkie uczennice robiły dużo hałasu przed szkolną bramą. Piszczały, śmiały się, krzyczały z radości. Zaciekawiona Hyosung poszła sprawdzić, o co chodzi? Zobaczyła czarną limuzynę, a z niej wychodził przystojny uczeń z liceum Shinobujia ubrany w biały mundurek szkolny. Był to Kikwang.
- Cześć Hyosung! – podbiegł do dziewczyny z promienistym uśmiechem.
- Cześć Kikwang!
- Co u ciebie?
- Po staremu… Co ty tutaj robisz? – zapytała zaciekawiona.
- Przyjechałem do ciebie.
- Do mnie?
- Tak, muszę z tobą porozmawiać.
- O czym?
- Ja…no wiesz…lubię cię i … chciałabyś ze mną się umówić?! – powiedział szybko w panice spuszczając wzrok. Japonka zaczerwieniła się. Po prostu ją zatkało. Wszystkie uczennice nie mogły uwierzyć, że ona może podobać się komuś takiemu.
- Więc…ja…nie wiem co powiedzieć. Zatkało mnie. Nie sądziłam, że będziesz chciał się ze mną umówić.
- Jesteś naprawdę fajna. Lubię cię. Chcę cię lepiej poznać. A więc…?
- Zgoda!
- Naprawdę? – spytał zaskoczony.
- Tak! Jesteś naprawdę miłym i zabawnym chłopakiem. Czemu by nie?
- Super! To… spotkajmy się w parku miejskim o godzinie 16:00, ok?
- Dobra! Nie mogę się doczekać. Pa! – uśmiechnęła się i odeszła. Kikwang nie wiedział co ma zrobić. Nie wiedział czy ma się śmieć, czy płakać ze szczęścia. Jeszcze przez krótką chwile wpatrywał się w nią jak odchodzi. Wszystkie dziewczyny były zszokowane. Kiedy dotarła do domu i zjadła obiad od razu zaczęła się szykować. Lecz nie wiedziała od czego zacząć.
- Powinnam wyglądać ładnie. W końcu to…randka, a Kikwang mnie…lubi. Dziwne… - po chwili zastanowienia rzekła sama do siebie – włożyć spódniczkę, czy spodnie? – Hyosung poszła do salonu, gdzie znajdowali się jej rodzice.
- Mamo! Co powinnam włożyć na randkę? – spytała. Matka była w szoku, a ojciec prawie zadławiłby się kawą.
- Idziesz na randkę? – spytali jednocześnie.
- No…tak – zszokowani rodzice po chwili się uśmiechnęli.
- Wiedzieliśmy z matką, że ten dzień kiedyś nadejdzie.
- Tak, kiedy go pierwszy raz zobaczyliśmy od razu wiedzieliśmy, że jesteście sobie pisani.
- Co? Poznaliście go? – zapytała zdziwiona.
- Tak, przecież był w odwiedziny – rzekł ojciec.
- Był tutaj?!
- Tak, nie pamiętasz? Wspaniały z niego młodzieniec, a jaki uprzejmy, miły i przystojny. Idealna partia dla ciebie – wyjaśniła matka.
- Zaraz, zaraz! Chodzi wam o średniego wzrostu bruneta?
- Ty umówiłaś się z Changsun’em, prawda? – spytała mama.
- Nie… nie umówiłam się z Changsun’em….dlaczego pomyśleliście, że mogłabym się umówić z nim?! Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic więcej.
- Więc z kim się umówiłaś?! – powiedziała zezłoszczony ojciec zsiadając z fotela.
- Ech… ja…- jąkała się przestraszona – umówiłam się z moim kolegą. Ma na imię Kikwang i jest z szkoły Shinobuja.
- Shinobuja? – spytali jednocześnie.
- Tak.
- To jest ta najlepsza szkoła dla utalentowanych, inteligentnych i bogatych? – spytała matka.
- …T-tak.
- To co innego! – rzekł zadowolony.
- Chodź! Pomogę ci się wyszykować! Idziemy! – zagoniła ją do pokoju. Gdy się wystroiła i uczesała, wzięła torebkę i poszła do parku. Hyosung szybko przybiegła z przystanku do parku. Kikwang już tam na nią czekał od 20 minut.
- Gdzie ona może być? – pomyślał. Nagle dziewczyna podbiegła do niego.
- Kikwang! Cześć!
- Cz-cześć! – gdy się odwrócił ujrzał wystrojoną, śliczną Japonkę – Ślicznie wyglądasz! – zaczerwienił się uroczo.
- Dziękuję! – powiedziała uśmiechnięta – Przepraszam, że się spóźniłam. Autobus się spóźnił
- Nic nie szkodzi! Ja też nie dawno przyszedłem – kłamał.
- Jakie masz plany na dzisiaj? Gdzie mnie zabierzesz?
- Pomyślałem, że najpierw pospacerujemy po parku i się troszkę lepiej poznamy.
- Dobra myśl! – spacerując po parku i podziwiając jej prawdziwe piękno, Hyosung powiedziała – Opowiedz mi coś o sobie.
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko! Zacznij od… dzieciństwa.
- Urodziłem się jako bogate dziecko mieszkające w bogatej wilii i mające rodziców sukcesu. Miałem wszystko czego zapragnąłem. Słodyczy, zabawek, podróże. Po prostu raj.
- Niemożliwe, żeby przez cały czas było jak w raju. A co z przyjaciółmi?
- Przyjaciółmi?... miałem ich… mnóstwo. Byłem dosyć popularny wśród dzieci. Każde chciało się ze mną bawić. Nigdy nie było nudno. Lecz pewnego dnia, gdy bawiłem się z przyjaciółmi w chowanego, schowałem się w krzakach i przypadkowo usłyszałem jak o mnie rozmawiali. Okazało się, że bawili się tylko ze mną, ponieważ… jestem bogaty. Rodzice zmuszali swe dzieci do spędzania ze mną czasu. Tak naprawdę mnie nie lubiły, uważały, że jestem nudnym, głupim, tępym dzieciakiem. Po usłyszeniu tego zdenerwowany wybiegłem z krzaków i pobiegłem do domu. Przez parę dni nie wychodziłem z pokoju. Nie odzywałem się do moich ”przyjaciół”. Ignorowałem ich w szkole, mieście i tak dalej. Udawałem, że ich nie znam. Kiedy poszedłem do Gimnazjum Shinobuja wszystko się zmieniło. Wszyscy byli tacy sami, znaczy… wszyscy byli bogaci. Nikt nie bawił się ze mną, bo mam dużo pieniędzy. Polubili mnie za to, że jestem jaki jestem.
- Rozumiem... To musiało być dla ciebie ciężkie.
- Tak.
- A co z twoimi rodzicami?
- Mieszkam z matką. Oprócz tego, że ma czarne interesy to jest bizneswoman.
- A tata?
- Nie żyje… Miałem wtedy 8 lat.
- Przykro mi.
- Nie trzeba to… to była moja wina.
- Jak to?
- Pewnego wieczoru usłyszałem jak moi rodzice się kłócą. Postanowiłem zejść na dół i sprawdzić co się dzieje. Rozmawiali o rozwodzie. Nie mogłem tego znieść. Popłakałem się i… uciekłem z domu. Było tak ciemno, że nie wiedziałem gdzie biegnę, ale biegłem. Cały czas, aż wreszcie na kogoś wpadłem. Byli to członkowie organizacji Bunjin. Mordercy, narkomanie, złodzieje. Polowali na mojego ojca. Chcieli się zemścić na nim zabijając mnie. Ale na szczęście przybył w porę.
- Kto?
- Mój ojciec. Usłyszeli jak uciekłem z domu, więc postanowił, że ruszy za mną i sprowadzi do domu. Kazał im mnie zostawić i żeby załatwili tą sprawę między sobą, a mnie w to nie mieszali. Lecz przystawili mi nóż do gardła. Zaczęli walczyć. Był niesamowity. Pierwszy raz w życiu widziałem, żeby mój ojciec tak walczył. Nigdy go nie widziałem w akcji. Był jak… bohater. Ale nagle coś się stało i … upadł na ziemie. Nie wiedziałem co się dzieje. Wołałem go , lecz nie wstawał. Porwali mnie i zażądali okup. Dwa dni później moja matka odnalazła mnie. Wpadła do pomieszczenia w której mnie maltretowali i zastrzeliła ich wszystkich. Zabrała mnie z stamtąd i uciekliśmy. Cały czas pytałem o ojca, ale ona nic nie chciała powiedzieć. Wykąpała mnie, dala mi jeść, opatrzyła rany i kazała się położyć spać, a nazajutrz miała mi o wszystkim powiedzieć. Powiedziała, że tata już nie wróci. Zabili go. Postanowiłem, że zemszczę się. Trenowałem każdego dnia. Gdy wreszcie się spotkaliśmy, byłem za słaby by go pokonać. Na szczęście był tam wtedy Changsun i mnie uratował. Powiedział, że pomoże mi się zemścić nad Bunjin i mnie wyszkoli. Tak właśnie trafiłem do mafii. To była moja wina. Gdybym tamtej nocy nie wybiegł z domu inaczej by to się skończyło.
- Nie obwiniaj się. To nie była twoja wina. Byłeś wtedy tylko dzieckiem.
- Nie rozmawiajmy już o mnie dobrze! – uśmiechnął się – A ty? Co robisz w taki miejscu jak Seul?
- Mój ojciec jak twoja matka jest biznesmenem. Dostał wynagrodzenie i jest teraz na wyższym stanowisku. Dostał lepszą pracę w Seulu i z tego powodu zamieszkaliśmy tutaj.
- A co z twoim dzieciństwem?
- W porównaniu do ciebie nie była bogata. Mieszkałam z rodzicami w Tokyo. Dlatego to jest moja pierwsza w życiu randka.
- Naprawdę?
- Tak. Nie byłam zbyt urodną dziewczynką nawet w gimnazjum. Chłopcy uważali mnie za brzydule. Ale nie moją przyjaciółka,Yuki. Była prześliczna. Zawsze była adorowana przez najprzystojniejszych chłopców w mieście. Lecz przez problemy w domu wdała się w złe towarzystwo i wpadła w nałogi narkotykowe. Przez to wszystko zostawiła mnie i stwierdziła, że już więcej nie będzie się ze mną zadawać. Zgodziłam się na to. Myślałam, że dzięki temu będzie dla niej lepiej, ale myliłam się. Parę dni później przedawkowała i… straciłam ją.
- Przykro mi...- po chwili ciszy powiedział - Ale wciąż się zastanawiam…
- Nad czym?
- Dlaczego przystąpiłaś do mafii?
- Ponieważ… chcę być przy Joon’nie.
-  Nie rozumiem.
- Zanim dowiedziałam się, że Joon jest gangsterem bardzo mnie adorował. Nie widział świata poza mną. Zawsze mi pomagał we wszystkim, opiekował się mną, chronił, poświęcał się dla mnie. Ale ja nie potrafiłam dostrzec jego miłości do mnie. Myślałam, że jest jednym z tych który myślą, że mogą mieć każdą. Po porwaniu w walentynki postanowił, że dla mojego dobry i bezpieczeństwa zrzeknie się miłości do mnie i mnie zostawi. Po tych słowach brakowało mi czegoś, lecz nie wiedziałam czego. Czułam pustkę, jakby zniknęła cząstka mnie. Nagle dotarło do mnie… wiedziałam czego mi brakowało… to był, Changsun. Wiedziałam, że kocham go. Po paru dniach postanowiliśmy, że zostaniemy przyjaciółmi, lecz dla mnie to wciąż było za mało. On tyle razy mnie obronił, pomógł, a ja byłam taka głupia. Więc postanowiłam, mimo tego, że nie mogę być z nim dołączę do jego organizacji i będę przy nim. By mu pomagać, wspierać go, opiekować się nim. Obiecałam to mu, a obietnicy zawsze dotrzymuje. To dlatego się przyłączyłam.
- By wiedział, że jednak go kochasz? – powiedział smutnym głosem i nieobecnym wzrokiem.
- Nie. By mu się za to wszystko odwdzięczyć – spojrzał się na nią ze zdziwieniem – Chce pozwolić mu odejść. Nie musi mnie kochać wystarczy, że ja go kocham.
- Skąd wiesz, że jednak cię nie kocha?
- Bo widzę po tym jak się zachowuje, jak do mnie mówi, jak się na mnie patrzy. Jeszcze na początku jego oczy zdradzały uczucia, teraz nie mają wyrazu. Ale wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że nie potrafię go chronić. Mam za mało odwagi, by to zrobić. Nic nie potrafię. Jestem bezużyteczna – łzy popłynęły po jej delikatnych policzkach. Kikwang spojrzał na nią z żalem.
- Nie mów tak. Jesteś wspaniała.
- To nie prawda, jak nie mogę go chronić, a tym bardziej opiekować się nim.
- Pomogę ci stać się silniejszą… i będziesz mogła to uczynić… dla niego.
- Naprawdę?
- Tak, nie chcę być kiedykolwiek przez niego płakała.
- Dziękuję Kikwang! – przytuliła chłopaka. Zaczerwieniony brunet objął czule Japonkę.
* Nie chcę cię już więcej oglądać cierpiącą przez niego. Zrobię wszystko byś była szczęśliwa. Nawet jeśli nie odwzajemnisz moich uczuć (Kikwang) *
- Nie płacz już. Będzie dobrze, zobaczysz! – otarł jej łzy i uśmiechnął się – Jeżeli chcesz płakać to pójdziemy się razem wypłakać. Choć! – złapał ją za rękę i pociągnął ze sobą. Parę minut później.
- Ja już nie mogę!
- Dokończ!
- Nie mogę powstrzymać łez!
- A myślisz, że ja mogę?!
- Boże jakie to ostre! – powiedziała to ocierając łzy. Zaprowadził ją do budki z ostrym jedzeniem. Kupił dwie duże porcje. Po skończeniu wypili mnóstwo wody.
- Mówiąc, że się zaraz wypłaczemy nie myślałam, że przyjdzie ci taki zwariowany pomysł.
- Haha! Ja zawsze mam zwariowane pomysły! Jak już sobie popłakaliśmy  możemy teraz się troszkę zabawić – zabrał ją do salonu gier w który bawili się wspaniale. Strzelali, tańczyli, śpiewali, ścigali się na skuterach. Po dwu godzinnej zabawie udali się na miasto. Mijali budkę z kwiatami. Hyosung bardzo się spodobały białe róże. Szybko do nich podbiegła i z zachwytem pochyliła się zaczynając je wąchać. Kiedy odwróciła się zobaczyła Kikwang’a z bukietem białych róż. Zaskoczona Hyosung uśmiechnęła się i wzięła bukiet. Dziękując mu pocałowała go w policzek. Zawstydzony młodzieniec zarumienił się. Przechodzili obok kolejnego sklepu.
- Poczekaj idę coś zobaczyć – weszła do sklepu z damską bielizną. Po dwóch minutach czekania wszedł do środka. Rozglądając się zauważył Hyosung. Podchodząc do niej parę razy szturchną ją palcem w ramię. Odwracając się pokazała mu bardzo seksowną, czarną bieliznę z falbankami.
- Jak bym w takim czymś wyglądała?
- Ni-nie wiem.
- Może kupię i sprawdzimy później?
- Co?! – zarumienił się zakrywając twarz.
- Hahaha! Tylko żartowałam! Hahaha! Wiedziałam, że za mną wejdziesz, chciałam zrobi ci żart. Chodźmy dalej! – zostawiła bieliznę, złapała go za ramię i wyciągnęła go z sklepu. Idąc dalej zauważyli małego psa biegnącego na ulicę. Nagle potrącił go samochów. Zwierze odbiło się od samochodu po czym wstało z ulicy i pobiegło dalej. Hyosung pobiegła za psem.
- Gdzie ty biegniesz? – zatrzymał ją.
- Trzeba sprawdzić czy nie stało mu się krzywda. Chodź! – złapała go za rękę i pociągła go do siebie ciągnąć go w stronę psa, który pobiegł między budynkami. Było tam ciemno i brudno.
- Chodź pieseczku. Nie bój się. Nic ci nie zrobimy.
- Ale my wam tak – usłyszała nagle męski głos wydobywający się za rogu. Przestraszona wróciła do chłopaka. Po chwili zostali otoczeni przez mężczyzn z wszystkich stron.
- Kikwang... znowu się spotykamy.
- Znowu ty?
- Znacie się?
- Niestety – odpowiedział jej Kikwang.
- Niech zgadnę... czarne interesy?
- Można tak to powiedzieć – nagle skierował pytanie do przeciwnika – Nie możemy tego zrobić kiedy indzie? Jak by nie zauważył, to teraz jestem zajęty.
- Hahahaha! Zabawny jesteś... ja pragnę rządzy krwi! – wszyscy bandyci zaczęli się śmiać jednocześnie.
- Oni są nienormalni. Za dużo gier komputerowych i tyle – wyszeptał do dziewczyny przez co zachichotała.
- Brać ich! – wszyscy rzucili się na parę.
- Dobra Hyosung. Teraz zacznie się dopiero zabawa. Chodź tutaj!
- Co? Nie! – wziął ją na ręce i podrzucił do góry, a następnie kucnął przez co dwóch mężczyzn biegnących w ich stronę wpadli na siebie i przewrócili się. Kikwang wstał otrzepał ubranie i wystawił rękę do góry łapiąc w objęcia Japonkę.
- Więcej tego nie rób! – postawił ją na ziemię.
- Bierz to! – rzucił w jej stronę długi, metalową rurkę. Uśmiechnięty sam rzucił się w stronę przeciwników i pokonywał jednego po drugim. Japonka nie wiedziała co zrobić. Nagle usłyszała biegnącego w jej stronę rywala. Odwróciła się i uderzyła go w głowę. Zemdlał.
*Ale oni są słabi(Hyosung)*
Pokonywała ich w przypadkowych uderzeniach. W rzeczywistości oni sami się wykańczali. Nie musiała nic robić. Kiedy jeden z przeciwników próbował wbić w nią nóż, zrobiła unik i wymierzyła w niego metalową rurką. Niestety w ostatniej chwili złapał ją. Próbowała wyszarpać mu ją z rąk, lecz był za silny. Mężczyzna znów próbował zaatakować, kiedy nagle oberwał w głowę butelką od Kikwang’a.
- Śpij spokojnie – rozejrzała się dookoła, a wszyscy leżeli na ziemi. Złapał ją za rękę i zaczęli uciekać.
- W nogi! – bandyci zaczęli ich ścigać.
- Dlaczego ich po prostu nie zabijesz?!
- Bo tak jest zabawniej! – biegli tak przed siebie kiedy nagle wciągnął ją za róg budynku. Schowali się za kontenerem. Koreańczycy pobiegli dalej.
- O mały włos – wyszeptała.
- Tak, chodźmy już stąd – powolnym krokiem wychylił się sprawdzając czy jest bezpiecznie.
- Pusto. Droga wolna. Chodźmy – robiło się już późno, więc Kikwang postanowił, że odprowadzi Hyosung pod dom. Cała drogę śmiali się z tego wydarzenia. Gdy już dotarli na miejsce powiedziała.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień. Świetnie się z tobą bawiłam.
- Nie ma za co. Nie myślałem nawet, że się zgodzisz – zaśmiała się uroczo.
- Nigdy tego wieczoru nie zapomnę. Takiej frajdy to ja jeszcze w życiu nie widziałam.
- Hahaha! Taka rozrywka tylko u mnie!
- Hahaha! Tak! Co następnym razem? Pościg motorówką czy skoki z śmigłowca?
- Dziewczyno nie tak ostro! Wszystko małymi kroczkami... zaraz, następnym razem? – dopiero po chwili do niego dotarło.
- No tak! No bo, czemu by nie? Musze już iść. To do jutra!
- Do jutra – patrzył się na nią jak odchodzi lecz nagle zatrzymał ja.
- Hyosung! – dziewczyna odwróciła się, a chłopak obdarzył ją ciepłym, delikatnym pocałunkiem w usta. Japonka była w szoku. Próbowała go od siebie odepchnąć, ale złapał ją za ręce, aż w końcu odwzajemniła jego pocałunek. Otwierając oczy uśmiechnął się do niej zostawiając ją samą, zawstydzoną pod domem.


- To do jutra Hyosung!



*************

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Nie wiem dlaczego literki są takie, a nie inne. Próbowałam to naprawić, ale się nie da. 

sobota, 16 listopada 2013

Infinite: Darkness Rozdział 1

„Ostre światła rażące w oczy, białe ściany jak z horroru, metolowe łóżko od którego bolą mięśnie. Te ciche pikanie urządzeń i kapiąca woda w zepsutym kranie. Tak, jestem w szpitalu. Znowu. W tym samym pokoju, leżąc na tym samym starym łóżku. Jest lepiej niż ostatnim razem, kiedy tutaj trafiłam. Krew, siniaki, bandaże...Kto by pomyślał, że trafię tutaj kolejny raz przez tą samą osobę? Nie obwiniam tej osoby... bo niczego nie żałuje. Ludzie mają rację. Korea Południowa potrafi zmienić życie człowieka...
Na zawsze



- Basia! Chodź, bo się spóźnimy na samolot! – wołała Basię przyjaciółka z sąsiedniego pokoju.
- Poczekaj! Już idę! – dziewczyna zasunęła swoją walizkę i zabierając wszystkie swoje bagaże wyszła z domu, gdzie czekała już na nią Zuza.
- No myślałam, że już nie zejdziesz.
- Przecież mnie to nawet 5 minut nie zajęło.
- No tak... nie ważne! Ważne jest to, że w końcu stąd wyjeżdżamy! Już nie mogę się doczekać naszego pobytu u Kingi! – mówiła zachwycona wkładając bagaże do taksówki. Tak bardzo z przejęciem opowiadała o podróży, że nawet zaczęła pakować Basie nie przerywając mówić. Basia zauważając to nic się nie odezwała i czekała grzecznie jak jej starsza przyjaciółka nieświadomie spakuje ją do taksówki. Jedynie się uśmiechała i potakiwała udając, że uważnie jej słucha.
- Prawda? – zapytała Zuzia.
- Tak, tak.
- Przyznaj... nie słuchałaś mnie.
- Co? No wiesz co?! Jak możesz?!
- Więc co powiedziałam? – zmieszana Basia odwróciła głowę i krzyknęła.
- Panie kierowco! Możemy już jechać! – i szybko wskoczyła do pojazdu.
- Nie zmieniaj tematu... mówię coś do ciebie... Basia! – kiedy dotarły na lotnisko, zabrały swoje rzeczy i udały się w stronę czerwonych krzeseł. Tam czekały na swój lot. Podczas czekania rozmawiały i przeżywały wspólnie wylot do Korei Południowej. Basia i Zuza były zwyczajnymi dziewczynami z Białogardu, które przeprowadziły się do Szczecina, by kontynuować tam swoją naukę. Można powiedzieć, że obydwie dziewczyny są swoimi przeciwnościami. Basia o krótkich, czerwonych włosach jest lekko nieśmiała, za to czarnowłosa Zuza jest osobą szaloną i rozrywkową, ale to nie znaczy, że Basia nie lubi się od czasu do czasu zabawić. Lecz, dlaczego wylatują do Korei, skoro specjalnie przeprowadziły się do Szecina, by właśnie tam uczyć się? Otóż dlatego, ponieważ ich przyjaciółka Kinga, która również urodziła się w Białogardzie znajduje się w tej chwili z rodzicami w Korei. Tam jej ojciec założył restaurację, która cieszy się sporym powodzeniem. Dużo młodych Koreańczyków lubi przychodzić tam i spotykać się z przyjaciółmi. Kinga zaproponowała dziewczyną, żeby przyleciały do niej i tam właśnie dalej uczyły się, a ona zapewni im nocleg w jej własnym domu. Jednak marzenia się spełniają.
- Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczymy Kingę.
- Ja tak samo. Już troszkę jej z nami nie ma. Ile to już lat minęło? 3 lata? – zapytała Basia.
- Tak, to już 3 lata odkąd Kinga się wyprowadziła. Jak ten czas szybko leci, prawda? Ale teraz najważniejsze jest to, że w końcu po tak długim czasie znowu będziemy razem! – powiedziała zachwycona.
- Martwię się jedynie, jak sobie poradzimy same w tak wielkim kraju? No dobrze, mamy już zapewnioną szkołę oraz mam już gdzie spać. Ale...
- Nie martw się Basieńko. Wszystko będzie dobrze! Znajdziemy sobie jakąś pracę i problem rozwiązany.
- Może masz rację. Za bardzo się...
- Chciałabym już zobaczyć jej tą restaurację! – przerwała jej – Mówiła nam przecież ostatnio, że różne gwiazdy przychodzą do jej restauracji. Ciekawe czy tak również przychodzą...?
- Infinite?
- O mój Boże! Woohyun~~ - rozmarzyła się – Nie pragnę niczego innego, jak zobaczenia jego pięknego uśmiechu – Basia widzą jej rozmarzony wyraz twarzy zaczęła się śmiać.
- C-co? O-o co ci chodzi? – zakłopotała się – Nie śmiej się ze mnie! – zawstydziła się do tego stopnia, że na jej policzkach pojawiły się czerwone rumieńce. Kiedy pojawił się już ich samolot. Szybko zasiadły w nim na swoich miejscach i czekały na odlot. Leciały do Selu prawie 17 godzin. Gdy już dotarły na miejsce było już ciemno i zimno. Nie mogły uwierzyć własnym oczom. W końcu są w Seulu. Na lotnisku czekała na nie jakaś drobna dziewczyna o krótkich, bordowych włosach. Była to oczywiście Kinga. Z radością dziewczyny rzuciły się na przyjaciółkę. Miały sobie tyle do opowiedzenia. Wzięły swoje bagaże i udały się do auta. Pojechały do domu Kingi, gdzie tam czekali już na nie jej rodzice z pyszną kolacją i gorącą kąpielą.  Kiedy wszystkie już były pojedzone i przebrane w piżamy, siedziały w trójkę w jednym pokoju w którym były już trzy łóżka. Przez prawie całą noc rozmawiały i śmiały się. Tak bardzo brakowało im wspólnych wygłupów. Następnego dnia była już niedziela. Po śniadaniu cała trójka wyszykowała się i poszła pozwiedzać Seul. Kinga pokazała dziewczyną najciekawsze i najpiękniejsze miejsca w mieście oraz udały się razem na zakupy do centrum handlowego. Obiad zjadły na mieście w jednej z koreańskich restauracji, gdzie serwowali tradycyjny, koreańskie potrawy. Wieczorem udały się na dyskotekę do jednej z popularnych seulskich klubów.
 Na drugi dzień, dziewczyny wstały bardzo wcześnie rany, żeby wyszykować się do szkoły. Zjadły śniadanie, umyły się i już miały zacząć się malować, kiedy Kinga zabrała im wszystkie kosmetyki.
- Hej! – krzyknęły oburzone.
- Przykro mi dziewczyny. Malować to możecie się dopiero po szkole. Możecie jedynie nałożyć na twarz jakiś puder i delikatnie podkreślić rzęsy, ale nic więcej. Gdyście przyszły pomalowane tak do szkoły, to miałybyście sporo problemów – wytłumaczyła im. Obydwie zachwycały się nowymi mundurkami szkolnymi i podziwiały się nawzajem w lustrze. W szkole Kinga oprowadziła Polki po budynku pokazując im wszystko po kolei i zapoznała je z jej koreańskimi znajomymi. Musiały się nieźle pilnować podczas lekcji, żeby nie oberwać już tego samego dnia od któregoś z nauczycieli. Kiedy skończyły lekcje po godzinie 15:00 udały się do domu na obiad. Nagle tata Kingi wszedł do kuchni i przyniósł dziewczyną pewne stoje.
- Co to jest? – zapytała się Basia.
- To są wasze nowe uniformy do pracy.
- Pracy? – zapytały jednocześnie.
- No tak! Przyda mi się para rąk do pomocy przy restauracji. Od dzisiaj zaczynacie swoją pierwszą dniówkę. Co wyście taki zdziwione tą wiadomością? Kinga wam o niczym nie powiedziała? – obydwie spojrzały się na swoją jak zwykle cichą przyjaciółkę.
- Zapomniałam?... Jakoś tak wyszło, przepraszam. Cała czwórka pojechała do restauracji. Dziewczyny bardzo chciały ją zobaczyć i w końcu się doczekały tego dnia. Weszły do środka od zaplecza i poszły się przebrać. Okazało się, że ich uniformy różniły się od siebie.
- Tato Kingi! – zawołała ojca Zuza.
- W pracy mówcie do mnie szefie.
- Więc, panie szefie. Dlaczego nasze uniformy się od siebie różnią?
- Już wam wszystko tłumaczę. Otóż, brakuje nam pomocy w kuchni i na Sali. Dlatego ty Zuziu jako kelnerka pójdziesz teraz do baru, gdzie będzie na ciebie czekała jedna z kelnerek i wszystko ci wytłumaczy. A ty Basiu pójdziesz teraz do kuchni i tam również się tobą zajmą. A więc, to tyle co miałem wam do powiedzenia. Powodzenia dziewczyny! – nagle się wrócił – A i jeszcze jedno! Znacie chociaż troszkę język? – obydwie przytaknęły – Dzięki Bogu! – i wyszedł z przymierzalni. Pierwszy dzień w pracy był dla dziewczyn udręką. Zuzia nie mogła pomylić się z żadnym zamówieniem, musiała być szybka i ostrożna oraz przez cały czas być miła i uśmiechać się. Basia musiała wszystko uważnie przygotowywać, żeby tylko się z niczym nie pomylić. Szef kuchni był bardzo wymagającą osobą. Przez cały czas wytykał jej wszystkie błędy, a inne kelnerki cały czas poprawiały Zuzę. W dodatku nie rozumiały niektóre słowa, które się do nich mówiło i przez to miały problemy. Nie potrafiły się w niektórych momentach z kimś dogadać. Wieczorem Polki usiadły wygodnie w kuchni mamy Kingi i odpoczywały po prawie całym dniu roboty. Pamiętajmy, e do domu wróciły dopiero o godzinie 22:35, a czekały je jeszcze odrabianie pracy domowej. Obydwie siedziały przy stoliczku rozkoszując się gorącą czekoladą. Basia miała zabandażowaną rękę, a Zuza trzymała swoje obolałe stopy w misce z wodą.
- Od tego ciągłego uśmiechania bolą mnie policzka i jeszcze te okropne buty. Czy one naprawdę nie mają większych rozmiarów? Cały dzień samego chodzenia... bez przerwy.
- I mi to mówisz? W kuchni jest okropnie! Przez cały czas szef się na mnie darł i wszystko mi wytykał! Ciężko mi było go usłyszeć, bo tam strasznie głośno jest. Wszystko trzeba robić szybko, szybko! – nagle do kuchni weszła Kinga.
- Boże! Dziewczyny! Co się stało?
- Nie pytaj – rzekła Basia.
- Dopiero wróciłyście z pracy?
- No a jak myślisz? – zapytała Zuzia.
- Było, aż tak źle?
- Żle? Było gorzej niż źle – pierwszy tydzień pracy był dla dziewczyn czymś okropnym. W miedzy czasie szkoliły swój język. W drugim tygodniu szło im już lepiej, lecz Basi nie potrafiła dogadać się z szefem kuchni, więc ojciec Kingi zmienił jej stanowisko. Od tamtego dnia Basia zaczęła pracować przy barze. Robiła różne desery, koktajle, zaparzała kawy oraz przyrządzała drinki. Nie było to zbyt łatwe zajęcie, ale o wiele lepsze od siedzenia z tym starym Koreańczykiem w kuchni.. Dwa tygodnie później w czwartek wieczorem. Tego wieczoru było jakoś mniej klientów, dzięki czemu dziewczyny nie były takie zalatane. Mogły sobie razem usiąść za barem i porozmawiać. Nagle do restauracji wsiedli nowi klienci. Polki zauważyły ich i wykończona Zuza wstała i poszła w ich kierunku.
- Dobry wieczór! Witamy w naszej restauracji! Czym mogę służyć?
- Chcielibyśmy zamówić dwa szejki czekoladowe i jedną kawę karmelową i bitą śmietaną.
- Już się robi! – Polka przyjęła zamówienie od trzech tajemniczych mężczyzn i podeszła do baru.
- Więc tak, dwa szejki czekoladowe i jedna kawa o smaku karmelowym z bitą śmietaną.
- Ok! – dziewczyna wszystko przyrządziła i położyła obok drugiego zamówienia. Zuza zamiast wziąć odpowiednie zamówienie, wzięła to złe i zaniosła jej mężczyzną.
- Proszę bardzo! Oto państwa zamówienie.
- Przepraszam, ale chciałem kawę o smaku karmelu, a nie o jogurt truskawkowy.
- Och, przepraszam! Ja już to...
- Oto pana kawa! – podbiegła szybko Basia.
- Wzięłaś nie to zamówienie co trzeba – powiedziała do niej szeptem po polsku.
- No wiem, właśnie się zorientowałam- nagle Basia niechcący wylała szejka na spodnię mężczyzny przez co szybko wstał z miejsca. Obydwie były w szoku.
- Och! Tak bardzo pana przepraszam, ja...- zatkało ją kiedy okazało się , że właśnie wylała szejka na spodnie piosenkarza.

- Sunggyu? – powiedziały zdziwione w tym samym czasie, kiedy zorientowały się, że obok niego siedzą Dongwoo i L.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Prolog

Darkness






Ciemność... mój największy strach. Lecz dlaczego tak bardzo się ciebie boje? Co w sobie takiego skrywasz, że śnię o tobie każdej nocy? Może prawdę o przeszłości? Bolącej przeszłości, która jest tak piękna... piękna jak ten ptak splamiony krwią mojego serca? Twojego serca?

Już nie żyje rzeczywistością. Czyżbym majaczyła na jawie? Nie... to sam szatan prowadzi moim życiem. Stałam się jego marionetka, którą prowadzi ku zagładzie. A może... to właśnie piekło wyzwoli mnie od cierpienia?
Dziś znów o tobie śnię... ciemność... mój strach... wkraczam w ciebie mój przeklęty przyjacielu. Co to jest? Czyżby to były szmaragdy świecące blaskiem rozgwieżdżonego nieba?
Nie... to oczy. Znów widzę twe piękne oczy skierowane ku mej osobie. I ten zapach... wanilii.
Wanilia... zapach śmierci, ale jakże piękny.