Zostawili autobus na ulicy i dalszą drogę odbyli pieszo. Kikwang zabrał ich do swojej rezydencji. Zapadła już noc i zaczął padać deszcz.
- Daleko jeszcze? - zapytał Hyunseung.
- Zaraz będziemy na miejscu - odpowiedział. Nagle zobaczyli dom Kikwang'a. Podeszli do drzwi, a Koreańczyk zadzwonił do drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął lokaj ubrany w piżamę.
- Kikwang?! - spojrzał się zaskoczony na zmokniętego młodzieńca.
- Możemy wejść? - mężczyzna spojrzał się na resztę.
- Jeszcze pytasz? Wejdźcie do środka - wpuścił ich do środka domu. Nagle pojawiła się starsza , pulchna, biała kobieta pytając:
- Mamy gości? - kiedy spojrzała się na Kikwang'a zaniemówiła, a po chwili rzuciła się na niego szczęśliwa. Była to pokojówka - Kikwang, skarbie! Jak dobrze cię znowu widzieć w domu! - przytuliła chłopaka. Nagle usłyszeli na schodach...
- Co tu tak głośno?! Dlaczego wy...? - kobieta stanęła jak wryta - Kikwang?
- Cześć mamo - zbiegła ze schodów i przytuliła syna - Tak bardzo się cieszę, że znowu cię widzę. Bałam się, że cię straciłam. Tęskniłam.
- Ja za tobą też tęskniłem mamo.
- Co tu tutaj robisz?... Uciekłeś?
- Ja ci mogę wszystko wytłumaczyć...
- Czy oni brali udział w ucieczce?
- Oni mi pomogli uciec.
- No nieźle. Jestem z was dumna.
- Mamo, nie mamy gdzie się podziać.
- Nie martwcie się niczym. Ja się wszystkim zajmę. Gabriela, zabierz młodzież do ich pokoi i daj im czyste, suche ubrania. Nie chcę, żeby się przeziębili.
- Dobrze proszę pani. Chodźcie ze mną. Pokaże wam, gdzie będziecie spać - wszyscy udali się za starszą kobietą oprócz Kikwang'a, który poszedł wraz z swoją matką. Dziewczyny spały osobno, a chłopcy osobno. Spali w dużych, jasnych, bogatych pokojach z dużymi, miękkimi łóżkami. Każdy z osobna wziął prysznic i przebrali się w ciepłe piżamy, a mokre, brudne ubrania zabrała Gabriela, która je uprała i wystawiła na całą noc do suszenia.
Następnego dnia, kiedy wyspali się i obudzili w pięknych pokojach, zobaczyli, że na szafach leżą ich czyste, suche ubrania oraz talerze z ciepłymi posiłkami i gorąca herbata. Tak bardzo cieszyli się na ten widok. Mała rzecz, a może tak cieszyć. Kiedy zjedli śniadanie, ubrali się i mniej więcej ogarnęli, wyszli z swych pokoi i zaczęli zwiedzać rezydencję, która była piękna. Matka Kikwang'a dorobiła się na rabunkach za młodu.
Cały dzień odpoczywali i bawili się. Grali w różne gry, wygłupiali się, biegali po całym domu ganiając się nawzajem, bawili się w berka, chowanego, bo w końcu i tak nie mogli nigdzie wychodzić, a nudziło im się, więc zaczęli się zachowywać, jak dzieci. W końcu nastała pora obiadu. Wszyscy zasiedli przy dużym, drewnianym, długim stole przykrytym białym obrusem i zastawiony porcelanową zastawą. Jedzenie było przepyszne. Składało się z dwóch ciepłych dań, przystawek oraz deseru. Nie zapominając o herbacie i gorącej czekoladzie z bitą śmietaną. Po obiedzie postanowili wyjść na dwór za dom. Seungho znalazł starą piłkę do nogi. Od razu przypomnieli sobie stare, dobre czasy, kiedy jeszcze chodzili razem do gimnazjum i nie musieli się niczym przejmować. Dziewczyny postanowiły, że też zagrają, pomimo, że nie potrafią. Grali godzinami, aż do wieczoru przy czym świetnie się bawili. Gra ta bardziej przypominała wygłupy, niż prawdziwą grę w piłkę nożną. Cieszyli się chwilą, bo jak dobrze zauważyli one szybko odchodzą.
Wieczorem po kolacji usiedli wszyscy razem w salonie przy rozpalonym kominku i włączonej, wolnej muzyce, która koiła i rozluźniała i zmęczone ciała. Zinger siedziała wtulona w Yoseoba, Hyuna wtulona w Hyunseung, a Hyosung w Joon'a. Mir widząc wszystkie trzy zakochane pary, powiedział:
- Czuję się samotny patrząc na was - odwrócił głowę w stronę Seungho i posłał mu oczko. Ten widząc to powiedział:
- Nawet się nie waż - wszyscy się zaśmiali. Natomiast Kikwang cały czas patrzył się na szczęśliwą Hyosung z Joon'em i cieszył się. Po chwili Joon zapytał się Hyosung:
- Mogę prosić do tańca?
- Pewnie - uśmiechnęła się. Złapali się za ręce i stanęli na środku salonu. Przytulili się do siebie i zaczęli powoli tańczyć.
- Joon...
- Tak?
- Boje się.
- Nie potrzebnie.
- A co, jeżeli będzie gorzej?
- Mieszkamy teraz w bogatej rezydencji świetnie się przy tym bawiąc z najlepszymi przyjaciółmi. Jesteśmy tutaj wszyscy razem, cali, zdrowi i bezpieczni. Nie masz się czego bać. Po prostu ciesz się chwilą, póki możesz.
- Masz rację. Nie mam się na razie czego obawiać. Tylko, że...
- Co?
- FBI nie da nam spokoju. Moja matka nie spocznie, dopóki nas nie złapie. Wiecznie nie będziemy tutaj bezpieczni.
- Dopóki ty i ja będziemy razem nic nam się nie stanie.
- A co jeżeli umrzemy?
- To umrzemy razem - pocałował ją czule w usta obejmując jej drobną twarz swymi dłońmi.
*************
Przepraszam, że takie krótkie, ale nie dałam rady nic więcej napisać, a obiecałam, że napiszę. Źle się czuję i jestem chora to dlatego.
Świetny rozdział, jak zawsze zresztą :)
OdpowiedzUsuń